Mogą dawać znaki. Jak spłoszony ptak w izbie czy niespodziewanie rozkwitający na polu krzew. Albo krzyż z chmur na niebie, przestrzelona ikona czy pranie zabarwione na modro, jak morska woda, która pochłonęła bliskiego wraz z ginącym statkiem. Potrafią się objawiać w postaci niesamowitego światła, widzianego przez ich bliskich. Jako dwaj widmowi żołnierze, ojciec syn, rozmawiający ze sobą w rodzinnym obejściu. Jako zjawa, ukazująca się w starym młynie.
To ostatnie mocno wiąże ze sobą zawarte w książce Lyski opisy zjawisk paranormalnych (bo jak je inaczej określić?) z tradycją i kulturą ziemi pszczyńskiej. Tą materialną, jak i w szczególności (nomen omen) duchową. Stary bojszowski młyn istnieje do dziś, tylko że już nie w Bojszowach, ale w pszczyńskim skansenie, dokąd do przeniesiono i tam zrekonstruowano. Ale Jana Piecha, poległego w bitwie pod Kurskiem syna młynarza, łączyła z tym obiektem więź tak silna, że powraca doń i daje znaki swej obecności, a w szczególne noce nawiedzać ma młyn w postaci świetlistej zjawy. Nie dość więc, że Skansen Zagrody Pszczyńskiej ma własnego ducha, ale jeszcze jest to duch śląskiego żołnierza Wehrmachtu. Duch wojny, w której zginęły tysiące podobnych mu Ślązaków.
Wierzyć - nie wierzyć? - pyta Lysko czytelnika. I doradza: - Najpierw trzeba chcieć, żeby w tych dniach tam przybyć o północy! Potem trzeba mocno chcieć go zobaczyć! Na koniec - jeśli się go nie zobaczyło, bądź niy usłyszało - trzeba mówić, że on się tam jednak pokazuje! Tylko w ten sposób złożymy osobisty hołd tysiącom chłopców z całego "krysu" pszczyńskiego, którzy marnie utracili życie w ludzkim szaleństwie, które nazywało się wojną.
Tę radę pisarza można odnieść także do każdego innego przypadku niewytłumaczalnych objawień i sygnałów z "drugiej strony", opisanych przezeń w "Duchy wojny mówią do nas". Przyjąć ją jako przesłanie. Z duchami sie niy godo - ale można ich słuchać.
Muszymy sie tych znakow uczyć, muszymy dobrze pozorować, żeby jich odczytywać wele siebie. Zawdy tyż muszymy se ducha przedstawiać, jaki był za życio, godać do niego, prosić go o coś, rzykać za niego. Wtynczos aże do śmierci bydzie on z nami. Spać podymy a bydymy go mieć przed oczami, głowa dźwignymy rano a on przidzie nom na myśl. Ale nie wymagejmy, żeby on do nos godoł. Duchy niy godajom ludzkimi jynzykami - duchy obcujom z nami jynzykiem znaków. Na różne sposoby sie nom przedstawiajom... I nigdy niy godejcie, że duszyczki straszom! Duchy niy straszom - zawdy jednak czegoś chcom, przipominajom, że som na świecie. Som! Som, uwierzcie! - tłumaczy przyjaciel jednego z poległych żołnierzy jego rodzinie.
Słowami Jorgi autor uczy nas, by wierzyć, przechowywać pamięć i dawać świadectwo.
To do tego nawołuje Alojzy Lysko, a poetycką wręcz (mimo iż nie rymowaną) inwokację pisarza (którego Krystian Węgrzynek w przedmowie nie bez racji nazywa górnośląskim bardem) do jego książki dobrze tu przytoczyć w całości:
A TY, ŚLĄSKO?
Na wyniosłych bryłach granitu sławi swych bohaterów Polonia.
Każdy ślad poległych w znakach pamięci utrwala Germania.
Pełna czci dla swoich synów, nie kryje łez dumna Brytania.
Święte ognie pamięci płoną w mauzoleach Paryża i Rzymu.
Pół Europy strzeże wiecznego pokoju mogił rosyjskich.
Wszystkie narody zbierają do urn święte prochy swych bohaterów. Cały świat klęka przed grobami Nieznanych Żołnierzy i modli się za dusze poległych obrońców ojczyzny.
A ty, Śląsko, gdzie potraciłaś swoje dzieci?
Gdzie ich groby? Gdzie kamienie pamięci? Dlaczego nie upominasz się o swoich synów i córy?
Czyżbyś wypłakało już łzy? Czy skamieniało ci z goryczy serce? Zamarło w tobie życie?
A może strach uwięził Cię w okowach milczenia? Albo boisz się miecza historii?
Nie bój się prawdy, Śląsko! Rozerwij okowy milczenia, krzyknij głośno na cały świat:
Obudźcie się chłopcy w piaskach Afryki! Wy, w niemieckich i wy, w polskich mundurach. Powstańcie!
Niech wasze duchy, jak ptaki zlecą się pod rodzinne strzechy.
Dźwignijcie się, niewolnicy śląscy, z mroków nieludzkiej ziemi, ze śniegów tajgi, z czeluści sybirskich szacht, z bagien Tiumeniu, z otchłani arktycznego morza, z katyńskiego lasu...
Przylećcie jaskółki świergotliwe na śląskie cmentarze, odwiedźcie groby swoich ojców i matek, usiądźcie na rodzinne domy, na kościoły, gdzie byłyście ochrzczone, na szkoły, umiłowane zakątki!
Niech żywi, co teraz niosą brzemiona życia, ujrzą wasze cienie, niech poruszą się struny ich serc, niech przemówią w głośnej modlitwie!
Wzywamy was, chłopcy z Kaukazu, z urwisk Krety, z lodowców Norwegii, z zakrwawionych skał Monte Cassino, z bunkrów Atlantyku, spod Stalingradu, Kurska, Rżewa, Sewastopola - wzbijcie się w niebo ptaki śląskie, przyfruńcie do izby, gdzie jeszcze kolebka stoi, gdzie zardzewiały pług i kilof, gdzie wypłowiałe kartki niedoczytanej książki!
Wyrwijcie się, chłopcy, ze stepowych kurhanów Ukrainy, z gruzów Wrocławia, Drezna, Kolonii, z kadłubów zatopionych okrętów, z wraków wypalonych pancrów, rozbitych samolotów, z milionów żołnierskich mogił!
Poderwijcie się, ptaszęta śląskie! Zostawcie w ziemi marne prochy!
Niech boski wiatr przyniesie wasze duchy w ojczyste strony! Pragniemy mieć was blisko. Czekamy na was!
Czekamy na koniec nakazanego zapomnienia, na dzień, kiedy siłą stanowczej woli wzniesiemy Krzyż Śląskiego Losu - nasz święty Wojenny Panteon!
Apel Lyski można odczytywać wielowarstwowo. Jest po trosze zapowiedzią tego, o czym będziemy czytać w książce, poświęconej przecież Tym, którzy w becielesnej postaci powracali, powracają i powracać będą w ojczyste strony. Jest wyrazem tęsknoty za nimi i trenem żałobnym, deklamowanym ponad obcą ziemią, w której spoczywają ich prochy. A do tego wezwaniem skierowanym do nas, Ślązaków i do naszych sumień:
Nie bój się prawdy, Śląsko!
Może Cię zainteresować: