Jest 4 września 1939 roku. Do Katowic wkraczają oddziały niemieckiej 239 Dywizji Piechoty. Przed południem na rynek miasta wtaczają się konne zaprzęgi baterii ciężkiej artylerii. W chwili, gdy jeden z nich dojeżdża ulicą Pocztową na jej skrzyżowanie z Młyńską, ktoś robi mu zdjęcie, które w rocznicę wybuchu wojny opublikuje gazeta "Der Oberschlesische Kurier". W niemieckiej prasie ukazuje się dużo fotografii ze Śląska, a w szczególności z Katowic we wrześniu 1939 roku. Większość wkrótce po wydarzeniach, przy jakich obecni byli ich autorzy, niektóre około ich rocznicy, szczególnie pierwszej - w 1940 roku. Tymi autorami są przede wszystkim dwaj niemieccy fotoreporterzy - Leo Mehl z Bytomia i Ludwig Feld z Gliwic. Ale nie tylko. Zdjęcie w "Der Oberschlesische Kurier" opatrzone zostaje podpisem "Bild Scharf" - obrazek (synonim zdjęcia) Scharf. Dwa słowa. To było wszystko, co wiedziałem. O kogo chodziło? Mimo iż w Katowicach ani nigdzie indziej na Śląsku nie było przed drugą wojną światową fotoreportera nazwiskiem Scharf, było ono doskonale znane każdemu, kto zajmował się tam fotografią.
Jakob Scharf był właścicielem znanej firmy prowadzącej handel sprzętem fotograficznym. Mieściła się w Katowicach przy ulicy 3 Maja 32 i szeroko reklamowała. A miała czym. Bogactwo asortymentu oferowanego w katalogu Scharfa nawet dziś wprawiać musi w podziw. Ponadto Scharf wraz ze swoim bratem Avrachamem byli tymi, którzy uruchomili w Polsce produkcję aparatów fotograficznych marki Leica. Nasz skład jest bogato zaopatrzony w wszelkiego rodzaju aparaty fotograficzne, przybory i chemikalie z dziedziny fotografii -zapewniał tekst na okładce firmowego katalogu na 1938 rok. I nie były to czcze, marketingowe przechwałki. Oferta Scharfa obejmowała szereg marek aparatów fotograficznych wraz z akcesoriami (samej Leiki kilka modeli) , klisze (zarówno płyty jak i rolki), statywy, powiększalniki, a nawet lornetki. I nie tylko. Umieszczone w niniejszym katalogu aparaty i przybory są zaledwie częścią artykułów przez nas prowadzonych i na żądanie służymy szczegółową ofertą - informował katalog Scharfa. Na 3 Maja 32 można było wykonać odbitki zdjęć, gdyż firma Scharfa dysponowała też własnym laboratorium fotograficznym. Interes przynosił krociowe zyski.
Wyłączeni z życia
Jakob Scharf nie był więc może fotoreporterem, ale na fotografii znał się jak mało kto. Czy jednak krytycznego 4 września, gdy Wehrmacht wkraczał do Katowic, Scharf nadal był w mieście? Oni jego rodzina mieli bowiem bardzo poważny powód, by opuścić Katowice, zanim przejęły nad nimi kontrolę nazistowskie Niemcy. Scharfowie byli Żydami. Może więc Jakob Scharf postanowił zbiec przed grożącym jemu i jego rodzinie, śmiertelnym niebezpieczeństwem? I zdążył to zrobić?
Wprawdzie w okupowanych Katowicach początkowo nie dochodzi do takich mordów na ludności żydowskiej, jak w zajmowanych przez Wehrmacht miastach Zagłębia czy Bielsku. Jednak kilka dni po zajęciu Katowic esesmani z Einsatzgruppe Udo von Woyrscha palą miejską synagogę. Miejscowi Żydzi, którzy nie zbiegli z Katowic przed zdobyciem ich przez Niemców, żyją w stanie permanentnego zagrożenia. Wkrótce rozpoczyna się wywłaszczanie ich z majątku. Zostali oni całkowicie wyłączeni z życia cywilnego i handlowego, a ich dobra majątkowe i depozyty bankowe zostały skonfiskowane w całości - raportuje do Rzymu 18 listopada 1939 Gino Busi, włoski konsul w Katowicach. Skonfiskowana zostaje również firma Scharfa. W prasowym ogłoszeniu z 8 października 1939 jej "powiernikiem" (w praktyce właścicielem) mieni się już niejaki Rudi Bawen. Można domniemywać, że Bawen przejął również archiwum fotograficzne i to on udostępnił później gazecie fotografię z 4 września - o ile to Scharf był jej autorem.
A 20 października 1939 Niemcy gromadzą w Katowicach grupę liczącą około tysiąca Żydów. Jak pisze w książce "Po tej stronie był również Człowiek. Mieszkańcy przedwojennego województwa śląskiego z pomocą Żydom w okresie II wojny światowej" Aleksandra Namysło, historyczka z IPN Katowice - to mieszkańcy Katowic, Chorzowa, Bielska, Białej, Świętochłowic i Lipin. Niemcy wywożą ich wszystkich koleją na wschód, do miasta Nisko nad Sanem. Tam, grożąc rozstrzelaniem, zmuszają do przekroczenia granicy sowieckiej. W nocy z 28 na 29 października do Niska wyjeżdża kolejny transport 1000 Żydów. Także i oni zostają wygnani do ZSRR. Czy jest wśród nich rodzina Scharfów?
Co się stało z rodziną Scharfów?
Była to zagadka, której długo nie potrafiłem rozwiązać. Daremnie poszukiwałem nazwiska Scharfa wśród Żydów więzionych w zagłębiowskich gettach, gdzie przesiedlono większość Żydów z Górnego Śląska, których nie objęły deportacje z jesieni 1939 roku. Żadnych informacji o Scharfie nie ma też w archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau - z czego by wynikało, że nie trafił jako więzień do niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady w Oświęcimiu. Jedno i drugie dawało nadzieję, że Scharfowie uszli z życiem z nazistowskiego piekła na ziemi. Tym bardziej, że natknąłem się na informację, pozwalającą domniemywać, że Scharf ocalał. Otóż 23 stycznia 1946 brytyjski Wysoki Komisarz Palestyny wydał decyzję o zwrocie tamtejszego majątku Heleny Scharf z Katowic i Jacoba Scharfa z Katowic, odebranego im na mocy wcześniejszych postanowień w okresie II wojny światowej. Czy Jacob Scharf z Katowic był tym Jakobem Scharfem, którego poszukiwałem? Czy Helena Scharf z Katowic była jego żoną bądź inną krewną? Jeżeli tak, znaczyłoby to, że Scharf przeżył wojnę i przedostał się do Palestyny. Takie też przypuszczenie wyraziłem w artykule, wydrukowanym we wrześniu 2021 roku w gazecie, w której wtedy pracowałem. Teraz wiem już, jak i w jaki sposób się pomyliłem. Zarazem jednak, gdyby nie te opublikowane wówczas spekulacje na temat dalszych losów Jakoba Scharfa, nigdy bym się nie dowiedział, co wydarzyło się naprawdę. Gdyż mój artykuł ukazał się również w internecie, a w efekcie przeczytał go także ktoś w Izraelu.
Był to wnuk Jakoba Scharfa. Yona Kirschenbaum skontaktował się ze mną w marcu 2022 roku. Jakob Scharf był moim dziadkiem - napisał. Yona w lutym skończył 70 lat. I z tej okazji oddał krew do transfuzji. Gdyż zacny pan Kirschenbaum, z zawodu agent ubezpieczeniowy, jest honorowym dawcą krwi i prezesem Israeli Voluntary Blood Donors Association. Wraz z nim krew oddali również jego syn i córka. Kolejne pokolenia potomków Jakoba Scharfa z Katowic żyją w Izraelu. Jak jego krewni się tam znaleźli? Yona opowiedział i o tym ze szczegółami, bo bardzo dobrze zna historię swojej rodziny. Pamięć rodzinna to bezcenny skarb. Skarb, którym można dzielić się z innymi. Jak krwią. I tak jak oddawana krew ratuje przed śmiercią, tak przekazywane wspomnienia sprawiają, że zmarli wciąż mogą żyć. Dlatego Jakob Scharf nadal żyje i będzie żyć już nie tylko w pamięci rodziny - mimo iż nie przeżył wojny. Tak, Jakob Scharf z Katowic niestety jednak zginął.
Yona Kirschenbaum opowiada
Żona Jakoba Scharfa rzeczywiście miała na imię Helena. Rodzina Scharfów wywodziła się z Oświęcimia, gdzie mieszkała przez kilka pokoleń. Tam też pochowano rodziców Jakoba Scharfa. Mina, matka Yony Kirschenbauma, urodzila się w 1920 roku, gdy Jakob i Helena mieszkali już w Bielsku. Poza Miną Scharfowie mieli jeszcze drugą córkę - Lushę. Około roku 1927 rodzina przeniosła się do Katowic.
- Mój dziadek odwiedził Tel-Awiw w kwietniu 1935 roku i podczas swojej wizyty kupił dom - opowiada wnuk Jakoba Scharfa.
W 1939 roku państwo Scharf planowali zamknąć biznes w Katowicach i wyemigrować do Palestyny. Helena Scharf kilka miesięcy po nim także odwiedziła Palestynę, przewożąc tam część ich dobytku. Mina zamierzała podjąć studia na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Scharfowie zamierzali ostatecznie opuścić Polskę 1 października 1939. Plany emigracji, drobiazgowo jak widać przemyślane i skrupulatnie realizowane, pokrzyżowała wojna, która wybuchła miesiąc wcześniej.
W rezultacie niemieckiego najazdu Scharfowie utracili cały majątek, jakiego nie zdążyli wcześniej przewieźć do Palestyny. Czyli jego większość. Rodzina została teraz dosłownie ograbiona. Scharfom odebrano domowe sprzęty, futra, dywany, biżuterię, dwa nowe samochody i wiele innych rzeczy. Yona Kirschenbaum potwierdza - firmę przejął człowiek, który w rodzinnej pamięci zapisał się jako Bawai - niewątpliwie chodzi tu o Rudiego Bawena. Prawdopodobnie był znajomym rodziny i pracownikiem firmy.
Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu, by zwrócić uwagę na jakże istotny szczegół. W pamięci rodzinnej Scharfów przetrwało wspomnienie nazistowskich konfiskat, będących niewątpliwym szokiem dla tych majętnych dotąd ludzi. Wspomnienie to by nie powstało, gdyby Scharfowie opuścili Katowice jeszcze przed niemiecką okupacją. Wynika z tego, że 4 września 1939 Jakob Scharf przebywał w mieście i pozwala dopatrywać się w nim autora zdjęcia z Pocztowej.
Jak zginął Jakob Scharf
- Jakob, Helena, moja matka Mina oraz Lusha i wujek Lazar Thum (szwagier Jakoba, fotograf i partner w interesach) uciekli do Lwowa - wspomina dalej Yona Kirschenbaum. - Przyjechali tam konnym wozem - dodaje wnuk.
Można tu się zastanawiać, czy Scharfowie odbyli w ten sposób całą podróż z Katowic do Lwowa. Miasta te dzieli dystans około 400 kilometrów. Jesienią 1939 oddzielała je też linia demarkacyjna po sowieckiej agresji 17 września, następnie zaś granica Wielkich Niemiec i ZSRR. Przejazd żydowskiej rodziny konnym zaprzęgiem przez okupowany i w pewnym stopniu zniszczony działaniami wojennymi kraj, byłby nadzwyczaj ryzykowny. Spotkanie z funkcjonariuszami zapuszczającego korzenie w Polsce aparatu gestapo czy SD, a nawet żandarmerią, Grenzschutzem czy antysemicko indoktrynowanymi żołnierzami Wehrmachtu, groziło Żydom śmiercią. Może więc Scharfowie wcale nie nie podjęli takiego ryzyka? Z konnego wozu skorzystali dopiero na ostatnim etapie podróży, już na terytorium okupowanym przez ZSRR, a do sowieckiej granicy dotarli koleją, którymś z owych transportów z Katowic w październiku 1939? To prawdopodobne.
Jakkolwiek było, jesienią 1939 roku znaleźli się we Lwowie. Mieszkał tam brat Jakoba, Avraham Scharf z żoną Bronią i córką Riną. Avraham był inżynierem, posiadał fabrykę urządzeń elektrycznych. Przedsiębiorczy Jakob usiłował wydostać rodzinę z ZSRR. Wyjechał do Bukaresztu, by zdobyć tam wizy dla bliskich. Nie udało się. Sowieci wcielili go do zmilitaryzowanych oddziałów pracy przymusowej. W czerwcu 1941 III Rzesza zaatakowała ZSRR. W lipcu 1941 żydowska ludność Lwowa została zmasakrowana. Wśród około 1500 zamordowanych Żydów znalazł się również Jakob Scharf.
Z Katowic do Izraela
Helena przeżyła. Lwów znalazł się w granicach okupacji niemieckiej. Wdowa wraz z dziećmi przenosi się do Tarnowa, gdzie ma rodzinę.
- Kiedy w Tarnowie Niemcy tworzą getto, Helena podejmuje tam pracę i poznaje austriackiego żołnierza Kurta Reinhardta - Yona Kirschenbaum kontynuuje opowieść o losach swej rodziny. Austriak pomaga Scharfom i innym Żydom zdobyć fałszywe dokumenty, kamuflujące ich jako folksdojczów. Dzięki Reinhardtowi Helena wraz z córkami, bratem oraz pięciorgiem siostrzenic i siostrzeńców zostaje wysłana do pracy w Niemczech i Austrii. Wraz z dziećmi trafia do Tyrolu. Niestety, kolejni bliscy członkowie jej rodziny giną w niemieckich obozach śmierci. Kuzyn Miny Avraham (Romek) Scharf, schwytany przez Niemców wraz z jugosłowiańskimi partyzantami, zostaje zamordowany w Dachau. Jego siostra, również Mina - w Auschwitz.
Wiosną 1945 Helena doczekuje wyzwolenia. Przynoszą je żołnierze Brygady Żydowskiej Armii Brytyjskiej. W lipcu 1945 na pokładzie statku "Mataroa" rodzina Jakoba Scharfa przybywa do Hajfy.
Helena odzyskuje dom w Tel-Avivie. W Izraelu ponownie wychodzi za mąż. Umiera w 1973 roku. Za mąż wyszła także Lusha, która w zakupionym przez Jakoba Scharfa domu mieszkała aż do śmierci w sierpniu 2000. Doczekała się dzieci i wnuków. Mina wyszła za mąż dwukrotnie. Urodziła dwóch synów - Yonę i jego starszego brata Michaela. Zmarła w listopadzie 2020 roku, na kilka tygodni przed swoimi setnymi urodzinami, pozostawiając synów, wnuków i prawnuków.
Rodzina Jakoba Scharfa z Katowic przetrwała i pamięta o swojej historii. A ludzka pamięć ma moc ożywiania zmarłych.