Dyrekcja KWK Pniówek zabrała głos ws. tragedii. "Za to trzeba jasno przeprosić (...) To dla nas nauka na przyszłość"

W KWK Pniówek zginęło dziewięciu górników, a siedmiu ma nadal status poszukiwany. Dyrekcja zakładu odpowiedziała na pojawiające się zarzuty i pytania dziennikarzy. - Nie ma osoby, która wzięłaby na siebie winę za "wysłanie ratowników na śmierć". Słyszałem górnika, który wołał i prosił o pomoc. Ratownicy szli po żywego, bo taki mieli obowiązek, po to zostali ratownikami - powiedział dyrektor pracy Aleksander Szymura.

Patryk Osadnik
Aleksander Szymura (JSW)

W KWK Pniówek doszło do licznych wybuchów metanu. Zginęło dziewięciu górników, a siedmiu ma nadal status poszukiwanych, ponieważ rejon ściany N-6 z uwagi na zagrożenie został zamknięty i wejście tam będzie możliwe najprawdopodobniej dopiero za kilka miesięcy. Stężenie metanu w tym miejscu wynosi aktualnie około 60 proc. We wtorek, 24 maja, podczas konferencji prasowej dwóch członków dyrekcji kopalni - dyrektor Marian Zmarzły i dyrektor pracy Aleksander Szymura - odpowiedziało na pytania dotyczące zarzutów i wątpliwości związanych z tragedią, do której doszło w nocy z 19 na 20 kwietnia.

"Słyszałem górnika, który wołał i prosił o pomoc. Ratownicy szli po żywego"

Tuż po tragedii do mediów zaczęły przeciekać informacje dotyczące możliwych nieprawidłowości. Górnicy nie chcieli jednak niczego oficjalnie zgłaszać. Jak w większości tłumaczyli, z obawy o swoją zawodową przyszłość. Mówiono m.in. że pracownicy zbyt długo przebywali w rejonie ściany N-6 i dlatego znajdowali się tam w momencie wybuchu, ale Marian Zmarzły jednoznacznie temu zaprzeczył.

- Większość prac toczyła się w rejonie, gdzie nie było zagrożenia temperaturowego. 19 z 42 pracowników zgodnie z zasadami wyjechało na powierzchnię po sześciu godzinach pracy, ponieważ przebywali w podwyższonej temperaturze ponad dwie godziny, co to wynika z przepisów. Pozostali mieli pracować do godz. 1.30 - wyjaśnił dyrektor KWK Pniówek.

Kiedy tysiąc metrów pod ziemią doszło do pierwszego wybuchu metanu, część załogi była już gotowa do wyjazdu na powierzchnię. Możliwe, że gdyby wcześniej doszło do zmiany, ofiar byłoby jeszcze więcej.

Krzysztof Król (WUG)

Może Cię zainteresować:

20 wybuchów w KWK Pniówek. Ruszyły prace komisji wyjaśniającej tragedię w kopalni. Nie wiadomo, kiedy możliwa będzie wizja lokalna

Autor: Patryk Osadnik

06/05/2022

Przypomnijmy, że w drugim wybuchu metanu zginęli ratownicy górniczy, którzy zostali wysłani w rejon ściany N-6, aby pomóc poszkodowanym. Reporterka TVN24 usłyszała, że wdowy chciałyby spojrzeć w oczy tym, którzy podjęli decyzję o "wysłaniu ich mężów na śmierć". Według dyrekcji nie było mowy o "wysłaniu kogokolwiek na śmierć".

- Nie ma osoby, która wzięłaby na siebie winę za "wysłanie ratowników na śmierć". Słyszałem górnika, który wołał i prosił o pomoc. Ratownicy szli po żywego, bo taki mieli obowiązek, po to zostali ratownikami. To elitarna grupa ludzi na kopalni, jak GROM w wojsku. To wykwalifikowani fighterzy, którzy wiedzą, co mają robić. Kiedy kolega prosił o pomoc, wołał, błagał, to oni szli i ja to słyszałem. Szli po żywego - podkreślił Aleksander Szymura.

- Nie było przeciwwskazań, aby wysłać tam ratowników. Zapewne gdybyśmy tego nie zrobili, to pojawiłyby się zarzuty, że nie udzieliliśmy pomocy poszkodowanym, a to było naszym celem - udzielenie pomocy. Każdy, kto by się tam znalazł, oczekiwałby, że taka pomoc nadejdzie - dodał Marian Zmarzły.

"To dla nas nauka na przyszłość (...) Za to trzeba jasno przeprosić"

Wiele zarzutów ze strony bliskich poszkodowanych górników dotyczyło komunikacji ze strony Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Zdarzało się, że o sytuacji swoich mężów kobiety dowiadywały się od znajomych z Pniówka, a nie od dyrekcji.

- Każdy na początku swojej pracy ma obowiązek wypełnienia kwestionariusza, gdzie wpisuje numer telefonu na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń. W ciągu kilku lub kilkunastu lat zatrudnienia część tych numerów się zdezaktualizował. Kiedy próbowaliśmy się do kogoś dodzwonić, były nieaktywne - tłumaczył Aleksander Szymura.

W jego ocenie zamieszanie było związane także z dużą liczbą poszkodowanych i nie wszystko wyglądało tak, jak powinno. - Za to trzeba jasno przeprosić - podkreślił.

Kopalnia Pniówek

Może Cię zainteresować:

Dr Dariusz Musioł z Politechniki Śląskiej po tragedii w kopalni Pniówek: „Kopalnie Jastrzębskiej Spółki Węglowej są szczególnie zagrożone metanem”

Autor: Grzegorz Lisiecki

20/04/2022

- To dla nas nauka na przyszłość. Musimy bezwzględnie uaktualniać kontakty, a także adresy. Zdarzyło się, że przyjechaliśmy pod adres, gdzie nie było nikogo z rodziny, ponieważ górnik wybudował dom i się przeprowadził. Nocą szukaliśmy odpowiedniego adresu, w górach, w miejscach trudno dostępnych. To naprawdę bardzo trudne - przyznał Aleksander Szymura.

Kopalnia zaprosiła wdowy wraz z dziećmi do parku rozrywki

Zarząd KWK Pniówek zapewnił, że nie zostawi nikogo bez pomocy. Bliscy poszkodowanych górników mogą zgłosić się do JSW po pomoc psychologiczną oraz prawną, a nawet o pracę w kopalni. Cztery wdowy złożyły już podania. Spółka pokryła koszty pogrzebów, a siedmiu pracowników, którzy nadal mają status poszukiwanych, otrzymuje wynagrodzenia za pracę przez cały miesiąc po osiem godzin dziennie.

Kontrowersyjnym tematem podczas konferencji prasowej był tzw. "bal wdów" (Tak określiła to jedna z bohaterek reportażu TVN24), czyli coroczne spotkanie dla wdów po górnikach, którzy zginęli w Pawłowicach. To jedyna kopalnia w Polsce, która coś takiego organizuje.

- To nie żaden bal czy dyskoteka, tylko kameralne spotkanie przy obiedzie, które organizujemy od wielu lat. Robimy to w dobrej wierze, aby z godnością uczcić pamięć tych, którzy zginęli. Przychodzą na nie nawet wdowy, które straciły mężów w latach 70. Mówiąc o tym chciałem zapewnić, że kopalnia pamięta o nich przez lata… - wyjaśnił Aleksander Szymura.

Jak dodał, być może było na to zbyt wcześnie i to jego błąd.

- Podjęliśmy też inną trudną decyzję, aby z okazji Dnia Dziecka zaprosić wdowy z dziećmi do parku rozrywki. Tak, to ryzykowne, ale 90 proc. z nich to zaproszenie przyjęło. Chcieliśmy wyciągnąć do nich dłoń i zrobić coś takiego w tym niezwykle trudnym czasie - powiedział dyrektor pracy w KWK Pniówek.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon