Sky Showtime
Dzień Szakala

Dzień Szakala na Śląsku i w Zagłębiu. Kogo, gdzie i jak zaatakowałby zamachowiec: de Gaulle'a, a może Koniewa?

Śląsk nie wyróżnił się w historii szczególnie spektakularnymi zamachami. Może i dobrze! Mimo tego Dzień Szakala możemy sobie wyobrazić także u nas. A już w Zagłębiu zamachu na przywódcę światowego mocarstwa wcale nie muszą sobie wyobrażać, bo taki rzeczywiście miał tam miejsce.

Za czasów PRL-u po bestsellerowy Dzień Szakala Fredericka Forsytha nawet do wypożyczenia w bibliotece ustawiały się kolejki. Hitem, tak kinowym jak i telewizyjnym, stała się też nakręcona w 1973 r. ekranizacja thrillera brytyjskiego mistrza powieści sensacyjnej, z Edwardem Foxem w tytułowej roli. Furory jaką zrobiła, nie powtórzył już jej swobodny remake z roku 1997 (gdzie Szakala zagrał Bruce Willis). Teraz na platformie SkyShowtime możemy obejrzeć Dzień Szakala w kolejnej odsłonie, tym razem serialowej.

W latach 70., gdy w Polsce, w tym i na Śląsku, pasjonowano się fikcyjną fabułą Dnia Szakala, na świecie coraz głośniej było o prawdziwym Szakalu.

Szakal, czyli Carlos

Ilicz Ramírez Sánchez, znany również jako Carlos lub Szakal, urodził się w 1949 roku w Michelenie w Wenezueli. Pseudonim Carlos przyjął nie tylko by ukryć swoją prawdziwą tożsamość, ale też i po to, by nadać sobie bardziej rozpoznawalne imię. Miało być jego swoistą terrorystyczną marką. I trzeba przyznać, że to chwyciło. Nie tylko zresztą w kręgach terrorystycznych, bo zaczęły go tak nazywać również służby wywiadowcze i media. Tym ostatnim zawdzięczał też swoje kolejne miano - Szakal. Dziennikarze nadali mu je, nawiązując do... bohatera powieści Forsytha.

W 1968 roku, dzięki rekomendacji Komunistycznej Partii Wenezueli, Ilicz został przyjęty na studia na moskiewskim Uniwersytecie Patrice’a Lumumby. Studiował tam nauki techniczne i zaangażował się w radykalny lewicowy ruch studencki. Lecz w 1970 roku został niespodziewanie z tej uczelni relegowany. Oficjalnie z powodów ideologicznych. Wydaje się jednak, ze był to tylko kamuflaż, gdyż jakiś czas potem wyszły na jaw bliskie powiązania Sáncheza z KGB. Przyszły terrorysta właśnie pod koniec lat 60. i na początku 70. przeszedł przez szkolenie sowieckiej specsłużby, nabywając umiejętności w zakresie szpiegostwa, sabotażu i terroryzmu. KGB wspierało go finansowo i logistycznie, co pozwalało mu swobodnie podróżować po bloku wschodnim i otrzymywać dalsze wsparcie od komunistycznych rządów oraz organizacji na całym świecie. Carlos zasłynął m.in. współudziałem w okupacji ambasady francuskiej w Hadze przez Japońską Czerwoną Armię (1974) i atakiem na wiedeńską siedzibę OPEC w Wiedniu, podczas którego zginęły 3 osoby a już w kolejnej dekadzie - serią zamachów bombowych we Francji, w wyniku których zginęło 11 osób, a ponad 100 zostało rannych (1982).

W latach 70. i 80. kilkakrotnie był też w Polsce. W tamtym okresie czuł się tu bezpiecznie. Korzystał z ochrony polskich służb bezpieczeństwa i kontaktował się ze szkolonymi w Polsce Kubańczykami. A ponoć także ze szkolącymi tu arabskimi kandydatami na pilotów wojskowych. Było to jakoby w Radomiu, ale może Carlos przewinął się również przez nasze Pyrzowice? Stacjonowała tam przecież jednostka myśliwska - 39. Pułk Lotnictwa Myśliwskiego Obrony Powietrznej Kraju.

W 1980 r. uczynił Carlosa szwarccharakterem swej książki i antagonistą jej tytułowego bohatera kolejny mistrz powieści sensacyjnej Robert Ludlum w znakomitej Tożsamości Bourne'a. Światowy bestseller Ludluma doczekał się dwóch ekranizacji (1988 i 2002). W Polsce ukazał się w roku 1992, już po upadku komunizmu. W PRL nie miał większych szans na publikację. Mimo iż tytułowy Bourne walczył o przetrwanie także z usiłującymi go zabić służbami specjalnymi wrażego Zachodu, to jednak Ludlum nie pomijał marksistowskiego rodowodu i przekonań, a co gorsza moskiewskich powiązań Carlosa.

Bomba dla Chruszczowa

W czasach, gdy Szakal nawet się jeszcze nie narodził w głowie Forsytha, a Carlos dopiero uczęszczał do wenezuelskiej podstawówki, prosty zagłębiowski elektryk podłożył bombę, która omal nie wpłynęła na bieg światowej historii. Miało to miejsce 15 lipca 1959 roku, a bomba była przeznaczona dla samego Nikity Chruszczowa. Skonstruował ją chałupniczo 27-latek, Stanisław Jaros. Po czym ukrył na drzewie przy trasie przejazdu kolumny, w której jechał wizytujący Polskę sowiecki przywódca w towarzystwie Władysława Gomułki i innych komunistycznych dygnitarzy, m.in. Edwarda Gierka, a której przyjazd zapowiedziała prasa. Nazbyt jednak optymistycznie przedstawiając harmonogram przejazdu. Chruszczow spóźnił się do Zagórza. Ładunek wybuchowy Jarosa eksplodował, ale nikt wskutek tego nie ucierpiał. Służba Bezpieczeństwa nie zdołała schwytać sprawcy. Udało się jej to dopiero po kolejnym zamachu, przeprowadzonym przez Jarosa 3 grudnia 1961 roku. I tym razem miał on miejsce w Zagórzu i ponownie celem zamachowca był Gomułka. Bomba wybuchła, groźnie raniąc dwoje przypadkowych ludzi (mężczyznę śmiertelnie, a u dziecka powodując częściowy paraliż). Tym razem tożsamość zamachowca ustalono i Jarosa aresztowano. Został skazany na śmierć i stracony w 1963 r.

Trudno oprzeć się pytaniu, co by było, gdyby zamach z 15 lipca 1959 roku się udał. Gdyby zginął Chruszczow, Gomułka czy Gierek. Czy śmierć Chruszczowa w 1959 roku pozbawiłaby sowieckiej pomocy Kubę Fidela Castro? Co oznaczałaby dla Polski? Otwarte przecież pozostanie pytanie, kto zostałby następcą Gomułki, gdyby pierwszy sekretarz KC PZPR zginął w Zagórzu. Tym bardziej, gdyby jednocześnie śmierć poniósł także Edward Gierek.

W każdym razie, gdyby ofiarą zamachu w Zagórzu padł Chruszczow, byłoby ono dziś słynne jak Dallas. Miasto, gdzie dokonano zamachu na prezydenta Kennedy'ego.

Okazja do zemsty za 1945

W podobny sposób co przejazd Chruszczowa przez miasta Śląska i Zagłębia, zapowiadane były także kawalkady samochodów wożących innych znakomitych gości w latach PRL-u. Tak było np. z pierwszym kosmonautą Jurijem Gagarinem, przywódca Jugosławii Josipem Brozem Tito, czy kubańskim przywódcą i sojusznikiem Kremla Fidelem Castro. Stanowiłoby to potencjalne ułatwienie w przypadku planowania zamachu na któregoś z nich. Faktem jest zresztą, że CIA planowała likwidację Castro. Comandante zdawał sobie z tego sprawę, jednak w Polsce czuł się chyba bezpiecznie. Raz, że służby specjalne angażowały wszystkie siły i środki, by mu to bezpieczeństwo zapewnić A dwa - że na Śląsku czy w ogóle w Polsce nikt nie miałby chyba motywacji do aktów terroru wobec przywódców krajów, które nie budziły u nas jakichś negatywnych emocji. Ani też kosmonauty, dość skutecznie kreowanego przez media nie tylko na przedstawiciela "przodującego w świecie" ZSRR, ale i całej ludzkości.

Inaczej jednak mogło być w przypadku sowieckich generałów, często i gęsto odwiedzających Śląsk.

- Oni wtedy przyjeżdżali dość gromadnie - wspomina dziennikarz Wojciech Domagała. - I tak się rozjeżdżali gwieździście, każdy do tego miasta, które się akurat przyznawało do tego, że on je wyzwalał, że on tam wkraczał pierwszy, i tak dalej...

Wiedząc, na czym polegało "wyzwolenie" przez Armię Czerwoną niejednego śląskiego miasta, a już zwłaszcza tych leżących po niemieckiej stronie przedwojennej granicy, nie sposób przeoczyć, że nie u wszystkich mieszkańców widok "wyzwoliciela" w generalskim mundurze budził tam entuzjazm czy w ogóle jakiekolwiek pozytywne emocje. A nawet wzbudzał coś wręcz wręcz przeciwnego. Zaś w tamtych czasach rozmaite prywatne schowki skrywały sporo jeszcze pozostałej po wojnie, a dobrze zakonserwowanej broni palnej. Chociażby z tej wydanej na przełomie 1944 i 1945 roku członkom Volkssturmu. Tego typu schowki z wciąż zdatną do użycia bronią bywają co jakiś czas odkrywane nawet jeszcze w naszych czasach.

Dlatego można sobie wyobrazić zamach na sowieckiego generała. A nawet marszałka! Gdyż Śląsk odwiedzał także jego główny wyzwoliciel Iwan Koniew.

Np. w 1965 r. hucznie fetowano go w Bytomiu, dokąd przybył w towarzystwie Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego. Tak! Do tego samego Bytomia, który 20 lat wcześniej padł ofiarą zbrojnej dziczy, dowodzonej wtedy przez Koniewa. W takim scenariuszu wyzwoliciela mogłaby powalić kula wystrzelona z takiej broni, jaka została użyta w zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy'ego w Dallas. Czyli włoskiego karabinu Mannlicher-Carcano M91/38, bo takie właśnie najczęściej otrzymywali członkowie górnośląskiego Volkssturmu.

Zmieciem de Gaulle'a

Prezydent Francji Charles de Gaulle był przywódcą wielkiego kraju, który w dwubiegunowym świecie Zimnej Wojny uważał, że stać go na prowadzenie polityki niezależnej od dwóch hegemonów - USA i ZSRR. Rozumiał, jaki potencjał miałaby zjednoczona Europa. I stąd wziął się, podyktowany czystym pragmatyzmem, a nie sentymentem kurs de Gaulle'a na pojednanie i zbliżenie Francji z Niemcami. Jednak de Gaulle w swej wizji zjednoczonej Europy (karolińskiej, jak powiadano, nawiązując do średniowiecznego imperium Karola Wielkiego) widział miejsce także dla krajów bloku sowieckiego, takich jak Polska, Czechosłowacja czy Rumunia. Można dyskutować, czy rozumiał charakter podporządkowania ich rządów Moskwie, czy też po prostu nie przyjmował tego faktu do wiadomości. W każdym razie w roku 1967 podjął próbę zjednania do swojej idei Władysława Gomułki. I przyjechał do Polski. Zaraz po przybyciu do Warszawy 7 września 1967 wyraził swoim polskim partnerom, przewodniczącemu Rady Państwa Edwardowi Ochabowi i premierowi Józefowi Cyrankiewiczowi, poparcie dla granicy zachodniej PRL. Dwa dni później, 9 września w Zabrzu, wyartykułował swoje stanowisko w sposób głośny i do dziś budzący kontrowersje: Niech żyje Zabrze, najbardziej śląskie miasto ze śląskich miast, czyli najbardziej polskie ze wszystkich polskich miast.

Czy idea zjednoczonej Europy mogła zaniepokoić władców Kremla? Niewykluczone. A to z kolei mogła wykorzystać polska partyjna opozycja wobec Władysława Gomułki. Dążąca do władzy pod wodzą Mieczysława Moczara i pod powtarzanym w gronie zaufanych hasłem "Kto nie z Mieciem, tego zmieciem". Popierani przez Moskwę moczarowcy, kontrolując służby specjalne, byliby w stanie zorganizować zamach na de Gaulle'a podczas jego wizyty w Polsce. Dzień Szakala w PRL nie tylko ukręciłby łeb kłopotliwym tezom de Gaulle'a o jednoczeniu Europy od Atlantyku po Ural (czy chociaż po Bug i Dunaj), ale i skompromitowałby Gomułkę ułatwiając w ten sposób odsunięcie go od rządów.

Zamach na de Gaulle'a mógłby zostać zorganizowany w Zabrzu. Może na sali Domu Muzyki i Tańca lub w jego najbliższej okolicy? Gdyby się powiódł, Zabrze przeszłoby do historii Polski, Francji, a i powszechnej. Trafiłoby do podręczników podobnie jak Dallas. Naturalnie Służba Bezpieczeństwa ujęłaby sprawców. Mniej lub bardziej rzeczywistych. Nie odbyłoby się też bez ujawnienia ich powiązań i tropów, wiodących jakoby do Bonn. Odpowiedzialnością za zamach bez wątpienia obarczono by "zachodnioniemieckich rewizjonistów i odwetowców".

Niestety nikt jeszcze nie napisał powieści opartej na takim pomyśle. Może jednak kiedyś pokusi się o to jakiś wielbiciel Zabrza i znawca śląskiej historii?

Charles de Gaulle w Zabrzu

Może Cię zainteresować:

De Gaulle w Zabrzu. Dlaczego prezydent Francji nazwał je najbardziej polskim z polskich miast? Czy wiedział, co mówi i o co w ogóle chodziło?

Autor: Tomasz Borówka

09/09/2022

Nikita Chruszczow i John F. Kennedy

Może Cię zainteresować:

Zagórze prawie jak Dallas. Zamach na Chruszczowa i Gomułkę w Zagłębiu mógł zmienić bieg historii?

Autor: Tomasz Borówka

15/07/2023

Adolf hitler platz

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Zanim 90 lat temu Hitler został kanclerzem Niemiec, w Bytomiu szykowano na niego zamach

Autor: Dariusz Zalega

03/02/2023