Ma
pan już gotowe przemówienie na odprawę z dyrektorami podczas
inauguracji nowego roku szkolnego?
Odprawa
dla dyrektorów szkół odbyła się już tydzień temu, natomiast 1
września podczas inauguracji nowego roku szkolnego spotkam się nie
tylko z dyrektorami, ale też z przedstawicielami nauczycieli, kadry
niepedagogicznej i młodzieży.
I
co pan powiedział dyrektorom?
Że
wróciły czasy, w których odpowiedzialność za to, czego się
dzieci uczą spoczywa w 100 proc. na nauczycielach. To od nich
zależeć będzie, czy dzieci będą się uczyć prawdziwej historii
i prawdziwego przystosowania do życia. Wracamy do czasów, gdy o
pewnych sprawach będą musieli opowiadać rodzice lub dobry
nauczyciel, bo w książkach się o tym nie przeczyta. Jeżeli dziś
w podręczniku w kontekście wolnych wyborów w 1989 r. widzimy
prezydenta Dudę i Jarosława Kaczyńskiego, to chyba rola
nauczyciela zdecydowanie wzrasta. Może zresztą Ministerstwu
Edukacji i Nauki o to właśnie chodzi. Aby z nauczycieli wykrzesać
jeszcze więcej pomysłów i żeby jeszcze bardziej osobiście się
angażowali. Może taki jest chytry plan resortu na aktywizację
nauczycieli. Wierzę, że nasi sosnowieccy nauczyciele sobie z tym
poradzą.
W
kontekście słynnego podręcznika do HiT-u coś pan sugerował
nauczycielom, czy zostawia pan ten temat bez komentarza?
Wszystko
jest w rękach nauczycieli, nie jestem osobą, która powinna im
mówić, co mają robić i z jakiego podręcznika uczyć. Wierzę w
mądrość sosnowieckiej oświaty. Z rozmów, które do tej pory
odbyłem wynika, że większość nauczycieli chce nauczać HiT-u
bazując na własnej wiedzy, a nie na tym podręczniku. Ja sam
zresztą, gdybym miał dziecko w wieku szkolnym, to też nie
chciałbym, aby pobierało jakiekolwiek nauki z takiego podręcznika.
Polecam go natomiast do przeczytania każdemu dorosłemu, bo naprawdę
warto zobaczyć, że są na tym świecie ludzie, którzy chcą, aby
polska młodzież od najmłodszych lat uczyła się dzielenia ludzi,
braku tolerancji i szacunku do innych.
Pytanie
tylko, czy dla szkół i organów prowadzących inne
kwestie nie są dziś ważniejsze niż dydaktyczne? Jest
przecież kwestia finansowania oświaty, utrzymania szkół w
kontekście cen energii, przygotowania placówek do
sezonu zimowego…
Na
pewno takiej kumulacji problemów nie mieliśmy w całej najnowszej
historii. Z jednej strony wynagrodzenia nauczycieli, w związku z
szalejącą inflacją, coraz bardziej przestają być godne. Z
drugiej samorządy w okresie wakacyjnym miały problemy z realizacją
zaplanowanych remontów, gdyż ani firmy tak chętnie się do tych
inwestycji nie zgłaszały ze względu na ogromne ryzyka, a jeśli
już się zgłaszały, to oferowane przez nie ceny były horrendalne
i część zaplanowanych rzeczy nie do końca nam się powiodło.
Jeśli idzie o ceny energii elektrycznej, to jesteśmy w tej
szczęśliwej sytuacji, że do końca przyszłego roku obowiązują
nas wciąż te ze starego przetargu, ale później świat się trochę
zawali. Dziś rozmawiałem z prezydentem Bydgoszczy, gdzie
zaproponowane w przetargu ceny za energię elektryczną były
sześciokrotnie wyższe od tego, co aktualnie płacimy w Sosnowcu. Sześciokrotnie! To
jest rzecz nie do udźwignięcia przez jakikolwiek samorząd. Do tego
dochodzą ceny gazu i paliwa, co skutkuje olbrzymim wzrostem
ponoszonych przez samorząd kosztów przewozu uczniów. Tak więc
kryzysów do zażegnania w oświacie będzie w najbliższych kilku –
kilkunastu miesiącach bardzo dużo.
Jak
dużą część kosztów finansowania systemu edukacji pokrywa
obecnie subwencja oświatowa?
Udział
samorządu systematycznie rośnie. Jeszcze niedawno było to 70 proc.
do 30 proc. , później 60 proc. do 40 proc. , a dziś powoli
zbliżamy się do modelu „pół na pół”. Przy regulacjach płac
znów gminy nie otrzymały odpowiednich kwot i w efekcie znów te
proporcje się do siebie zbliżają.
A braki
kadrowe w szkołach?
Na
razie problemu jeszcze nie ma. Owszem, mamy sygnały o odejściach ze
szkół i braku młodych nauczycieli, lecz radzimy sobie z tym m.in.
przez dodatkowe godziny. Odchodzimy też od przyjętych kiedyś
założeń mówiących, że dyrektorzy nie będą uczyć, gdyż są
potrzebni do zarządzania szkołami. Dziś brak nauczycieli, ale
także wynagrodzenia powodują, że patrzymy na to inaczej i obecnie
dyrektorzy mogą w ten sposób uzupełniać braki kadrowe.
Wiadomo, ile będziecie mieli w szkołach ukraińskich dzieci? I na ile szkoły
są przygotowane do ich nauczania?
Szacunkowo
mówimy o liczbie ponad 1000 ukraińskich uczniów, choć tak do
końca nie wiemy, ile tych dzieci faktycznie 1 września przyjdzie do
naszych szkół. One się do nich zapisywały, ale nie mamy
możliwości stwierdzić, czy wciąż przebywają na terytorium
Polski, więc trudno przesądzać, czy tyle ich rzeczywiście będzie.
Ponad 1000 dzieci to niedużo mniej niż cały jeden pełny rocznik
rodzący się w Sosnowcu. To duża grupa, ale mamy doświadczenie z
drugiej połowy zeszłego roku szkolnego i to sprawia, że jestem
spokojny. Z tym co zależy od nas jakoś sobie radzimy. Nie radzimy
sobie tylko z tym, co od nas jest niezależne.
Wracając
na koniec do pana spotkania z dyrektorami i nauczycielami, to czego
im pan życzy na ten rok szkolny?
Normalności.
Niestety, szkoła w czasach rządów PiS-u ciągle przechodzi jakieś
reformy i zmiany. Panuje chaos i niepewność. Tak więc normalności
oraz godnych zarobków, aby przez ten trudny okres inflacji
przebrnęli, a do tego zawsze są potrzebne pieniądze.
Może Cię zainteresować: