Ostatni weekend stycznia przyniósł nam powrót PKO Ekstraklasy. Ten sezon jest bardzo emocjonujący dla kibiców z naszego regionu. Raków Częstochowa walczy o historyczne mistrzostwo Polski, a Górnik Zabrze i Piast Gliwice toczą bój o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Jak wypadł powrót do ligowej rywalizacji w wykonaniu reprezentantów województwa śląskiego? Niestety, bardzo przeciętnie.
Raków nie zagrał na miarę mistrza
Raków podczas zimowych sparingów prezentował się bardzo dobrze i to na tle silnych rywali z innych europejskich lig. Wszyscy ze spokojem wyczekiwali sobotniego spotkania z Wartą Poznań. Podopieczni Marka Papszuna mieli pokazać na boisku, że są gotowi na to, aby jak najszybciej zapewnić sobie tytuł.
Problem w tym, że starcie w Poznaniu od początku nie układało się tak, jak chcieliby tego częstochowianie. W 26. minucie Warta wyszła na prowadzenie po golu samobójczym Milana Rundicia. Cztery minuty później Fran Tudor zobaczył czerwoną kartkę za niesportowe zachowanie i lider musiał w dziesiątkę odrabiać straty.
To na szczęście się udało po zmianie stron. Kluczem do zdobycia bramki okazał się być rzut rożny, po którym wyrównał Stratos Svarnas. Raków jeszcze próbował strzelić zwycięską bramkę, ale ostatecznie musiał zadowolić się jednym punktem. To sprawiło, że stopniała przewaga "Medalików" nad Legią Warszawa do siedmiu punktów. Wicelider wygrał swoje spotkanie z Koroną Kielce 3:2.
- Czasem tak się dzieje, że nie wygrywasz meczu. Dla nas bardzo ważne jest to, że pokazaliśmy charakter, odrobiliśmy straty i dążyliśmy do wygranej. Tak się niestety nie stało. Trzeba przenieść te pozytywne rzeczy na następny mecz i walczyć dalej - komentuje Rundić.
Piast z punktem w arcyważnym meczu
W niedzielę na boisko wyszedł Piast Gliwice, który na przerwę zimową udał się, będąc w strefie spadkowej. Podopieczni Aleksandara Vukovicia od razu mieli mecz, który może mieć duże znaczenie w kontekście walki o utrzymanie. Gliwiczanie podejmowali Jagiellonię Białystok, która także znajduje się w dolnych rejonach tabeli.
Długo utrzymywał się bezbramkowy rezultat, a na boisku działo się niewiele. W 61. minucie Jaga wyszła na prowadzenie, ale zaledwie siedem minut później Kamil Wilczek potwierdził niezłą formę ze sparingów i trafił na 1:1.
Piast miał znakomitą okazję, aby nawet wygrać rzutem na taśmę. W ostatniej akcji meczu Wilczek z kilku metrów trafił w słupek, a dobijający do pustej bramki Michael Ameyaw koszmarnie spudłował. Ta akcja może mieć poważne konsekwencje, bo sytuacja w tabeli jest daleka od ideału.
Gliwiczanie wciąż okupują strefę spadkową. Wprawdzie będąca nad nimi Jagiellonia ma tylko dwa punkty przewagi, ale swoje mecze wygrali Zagłębie Lubin oraz Lechia Gdańsk, czyli w tej chwili główni rywale w walce o utrzymanie.
- Wszyscy pokazaliśmy, że zasługiwaliśmy na zwycięstwo w tym meczu. Dominowaliśmy, byliśmy agresywni, dużo biegaliśmy, mieliśmy słupki i poprzeczki, ale to rywale otworzyli wynik, strzelając bramkę życia i musieliśmy gonić. Odrobiliśmy i później znowu mieliśmy sytuacje. Jesteśmy rozczarowani wynikiem, ale budujące jest to, że byliśmy lepszym zespołem i zasługiwaliśmy na zwycięstwo - mówi Wilczek.
Nowy rok, stary Górnik
W Górniku Zabrze po staremu, co raczej nikogo nie cieszy. Oczekiwania są bardzo duże, a gdy przychodzi czas weryfikacji, to rzeczywistość okazuje się być bardzo brutalna. Zimą Bartosch Gaul miał przede wszystkim popracować nad tym, aby jego drużyna nie traciła bramek w prosty sposób. Pierwszy mecz pokazał, że to się nie udało.
Cracovia była bezwzględna dla swojego rywala. "Pasy" wygrały 2:0, a kluczem do zwycięstwa były rzuty rożne. Krakowianie dwukrotnie pokonali zabrzan po stałym fragmencie gry.
Porażka w takim stylu może niepokoić zabrzańskich kibiców. Tym bardziej że w tabeli robi się ciasno i Górnik ma już tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową.
Co nas czeka w następnej kolejce? W sobotę 4 lutego o godzinie 15 zobaczymy starcie Rakowa Częstochowa z Piastem Gliwice. Tego samego dnia o 17:30 Górnik Zabrze podejmie Lechię Gdańsk.