Po kolonii Zandka w Zabrzu oprowadza mnie Kamil Iwanicki, popularyzator wiedzy o robotniczych osiedlach Śląska i Zagłębia, twórca projektu "Familoki", którego trzecia edycja, w postaci spacerów z nim w roli przewodnika odbywała się jesienią. Więcej: Kto wielbi familoki? Śląskie i zagłębiowskie? Zaczyna się cykl spacerów po osiedlach robotniczych m.in. Rudy Śląskiej, Zabrza, Katowic, Sosnowca
Zandka w Zabrzu. Osiedle dla hutników
Iwanicki pochodzi z Gliwic, ale mieszka przecznicę od Zandki, w kamienicy. - To moje ulubione osiedle robotnicze, ale nie mogę patrzeć, jak podupada - mówi. - Osiedle było podzielone na część urzędniczą i robotniczą. Dzisiaj szczególnie okazałe budynki wielorodzinne (z niem. familienhaus) przeznaczone dla kierownictwa huty oraz kadry urzędniczej robią posępne wrażenie. Niszczeją. Choć udało się wyremontować dachy, to i tak bezludne wnętrza i balkony zarastają roślinami i pajęczynami - opowiada.
Dzisiejsza Zandka to pozostałość po zabudowaniach, jakie powstały na zlecenie rodu Donnersmarcków, właścicieli Huty Donnersmarcka, dla pracowników huty. Domy Zandki znajdują się w samym centrum Zabrza, przy ul. Krakusa (część robotnicza), ks. Bończyka i Stalmacha (część urzędnicza). Dzisiaj z samej huty zostały okrawki, na jej miejscu znajduje się Centrum Handlowe Platan, które zresztą nazwę wzięło od okazałych drzew tworzących szpaler wzdłuż ulicy Krakusa. - Inne zabudowania, które służyły pracownikom huty znajdują się przy dzisiejszym placu Hutniczym, były to budynki m.in. kasyna i basenu oraz willa dyrektora huty. Dziś w basenie jest restauracja, a kasyno przerobiono na Teatr Nowy - mówi Kamil Iwanicki.
Na placu ogródki i chlewiki
Zabudowania Zandki powstawały dość długo, przez prawie 20 lat, w latach 1903-1922. Im dalej w czas, tym domy Zandki były coraz mniej wyszukane, co zresztą można zauważyć, podążając od skrzyżowania Krakusa ze Stalmacha w głąb tej pierwszej ulicy. Na początku domy mają ciekawe elewacje z czerwonej cegły, wzbogacone drewnianymi elementami tzw. muru pruskiego. Na końcu ulicy już po tych ozdobach nie ma śladu.
Choć domy pracowników huty miały jednakowy rzut, to różniły się konstrukcją dachów. Nie wszystkie były jednakowe. Mieszkania nie były okazałe - miały po około 50 m powierzchni. Pojedynczy budynek mieścił 12 mieszkań na trzech kondygnacjach, złożonych z kuchni i dwóch pokojów. Toalety - to już była nowoczesność - były wspólne, ale nie były umieszczone na placu, jak w bardziej prostych familokach, ale na półpiętrach.
Dzisiaj deweloper, dysponujący taką powierzchnią, zmieściłby na niej dwa razy tyle domów. Architekt Zandki, Arnold Hartmann, jednak wiedział, dla kogo buduje familienhausy. - Często robotnicy, którzy przyjeżdżali do Hindenburga (nazwa Zabrza w latach 1915–1946) do pracy w hucie, pochodzili ze wsi. Projektanci zaplanowali więc, by między domami było miejsce na ogródki i chlewiki, by można było sobie tego jednego albo dwa świniaki hodować, i uprawiać warzywa. To też była duża oszczędność dla gospodarstw domowych. A i hutnik po pracy miał mieć gdzie zażyć słońca - tłumaczy Kamil Iwanicki.
A skąd nazwa Zandka? Wzięła się ze spolszczenia nazwy Sandkolonie, czyli "kolonia piaskowa". Dzisiaj Zandce przydałoby się solidne piaskowanie. Może wtedy przyciągnęłaby tylu turystów, co katowicki Nikiszowiec.
Może Cię zainteresować: