W
takim razie jak powinniśmy budować z myślą o planecie?
Stoimy
przed wielki wyzwaniem, które
nie dotyczy tego jak budować, ale czy w ogóle
budować. Weźmy pod uwagę, że budowa,
użytkowanie i ewentualna rozbiórka
budynków odpowiada za około 40
proc. światowych emisji. Sama produkcja cementu to 11 proc.
Porównajmy to chociażby z
transportem lotniczym i żeglugą, które
emitują zaledwie 4 proc. Gołym okiem widać, że chwieje się
paradygmat architektury, która
zakładała, że należy budować
tak, aby człowiekowi było wygodnie. Dziś musimy jasno powiedzieć,
że powinniśmy budować tylko to, co jest człowiekowi niezbędne. W
Polsce niezbędne są cały czas mieszkania, co do tego nie ma
wątpliwości. Czy niezbędny jest nowy stadion GKS-u Katowice, kiedy
jeden już stoi, a niedaleko jest jeszcze Stadion Śląski? Nie. To
zbytek, który pociąga za sobą
ślad ekologiczny i nie ma w tym kontekście uzasadnienia.
Wracając
jeszcze do Strefy Kultury, to mam
świadomość, że miała ona wymiar godnościowy - w końcu jest
gdzie pójść w Katowicach. Poza
tym decyzję o jej budowie podjęto w czasach, kiedy nie mieliśmy
jeszcze takiej świadomości o wyzwaniach klimatycznych, przed
którymi stoimy - nie można więc
oceniać tego gestu ahistorycznie i jestem od tego daleki.
Nadal jednak niepojęte jest dla mnie to, że wybudowano ją
po tej stronie torów, a nie tam,
gdzie miasto już funkcjonowało. Wystarczyłoby tylko uprzątnąć
samochody z placu Sejmu Śląskiego i urządzić w tej okolicy
miejski salon.
Katowice
w ostatnim czasie postanowiły postawić na zieleń i akurat plac
Sejmu Śląskiego ma stać się parkiem. Gdzie podzieją się
samochody? Nie wiadomo.
Katowice mają o tyle łatwą
sytuację, że nie ma potrzeby wprowadzania samochodów
do centrum miasta. Można się po nim poruszać bez tego. Jesteśmy
lub za chwilę będziemy w miejscu, kiedy za każdym razem trzeba
zadać sobie pytanie, czy aby na pewno potrzebujemy nowego budynku.
Czy potrzebujemy nowego centrum edukacji ekologicznej za 25 mln
złotych? Może lepiej przekazać te pieniądze organizacjom
pozarządowym, które zorganizują
warsztaty i spotkania ekologiczne? Gdyby NGO-sy w Katowicach dostały
takie pieniądze na pięć lat działalności, to pewnie oszalałyby
z radości i zrobiły niesamowite rzeczy. Niektóre
cele architektury, choć nie wszystkie, da się zastąpić w inny
sposób. Mieszkaniowego nie da
się zastąpić. Dla jasności, nie mam żadnych wątpliwości,
że tak się nie wydarzy. Mam świadomość, że
to co mówię nie przystaje do rzeczywistości, w której
żyjemy i mentalności ludzi, którzy
o tym decydują.
Byłeś
entuzjastycznie nastawiony do programu „Mieszkanie plus”, który
okazał się porażką, co też przyznałeś. W Katowicach powstało
jednak 550 mieszkań… Trzeba było do tego wyciąć las, wybudować
drogę etc.
Nowy Nikiszowiec… Kiedy pisałem „13
Pięter” zastanawiałem się się
z czego to wynika, że programy takie jak „Mieszkanie dla młodych”
i „Rodzina na swoim” wytransferowały ogromne pieniądze do
kieszeni banków
i deweloperów. Jest takie
opracowanie Ireny Herbst, które wskazuje, że ich beneficjentami w
dwóch trzecich były banki, a w
jednej trzeciej deweloperzy. Pytałem o to różnych ludzi,
wietrzyłem spisek, ale sama Irena Herbst powiedziała mi, że muszę
dobrze myśleć o Polsce, żeby założyć, że ktoś tutaj
zaplanował przekręt. To by znaczyło, że
miał zdolność systemowego przewidywania pewnych konsekwencji na
przestrzeni 10-15 lat i zobaczenia w tym korzyści. W Polsce jest
jednak tak, że pewne rzeczy się po prostu wydarzają i
to się wydarzyło. Nie byłem na Nowym Nikiszowcu, więc nie
mogę o nim wiele powiedzieć, ale fakt, że w mieście, które
nie ugina się pod inwestycjami, gdzie są pewne luki w przestrzeni,
które można
zapełnić, wycina się las i w jego środku stawia osiedle, jest
oburzający. Z punktu widzenia urbanistyki i wyzwań ekologicznych to
kolejne rozczarowanie.
W
Katowicach powstawały w latach PRL-u doskonale zaplanowane osiedla
(Tysiąclecie i Gwiazdy). Teraz wydaje się, że urbanistyka w ogóle
nie istnieje i to nie tylko tutaj.
Jest taki architekt z
Gdańska, nazywa się Jacek Dominiczak. To on udzielił mi kiedyś
chyba najbardziej przekonującego wyjaśnienia tej kwestii. Rok 1989
to szczytowy moment neoliberalizmu. Urbanistyka zaczęła
tracić wówczas swoją
dotychczasową teorię, którą
był modernizm, na rzecz neoliberalnej ekonomii. Dziś zakłada
jedynie zwrot kapitałowy, a to wszystko wyjaśnia. Współczesną
teorią urbanistyki jest ekonomia.
Czy
miasta w obliczu katastrofy klimatycznej mogą się nadal rozwijać? Da się
połączyć rozwój
z dbałością o
planetę?
Da
się.
Taką próbę
podejmuje m.in. Amsterdam, który
już na początku pandemii COVID-19 ogłosił, że chce być
pierwszym miastem, które
zrealizuje teorię obwarzanka Kate Raworth. Książka została
przetłumaczona na język polski i wydana przez Krytykę Polityczną
(„Ekonomia
obwarzanka. Siedem sposobów myślenia o ekonomii XXI wieku”).
Zakłada,
że
wzrost czy PKB jest traktowany agnostycznie. Dolny pułap tego, co
człowiek powinien mieć, wyznacza 17 celów
zrównoważonego
rozwoju ONZ, a górny
pułap to dziewięć granic planetarnych. Pomiędzy tym znajduje się
przestrzeń dla człowieka i może się tam odbywać wzrost, nawet
nieograniczony, jeśli nie obniża on jakości
życia
poniżej 17 celów
ONZ i nie przekracza eksploatacji zasobów,
które
naruszają chociażby jedną z dziewięciu granic planetarnych.
-
17 celów zrównoważonego rozwoju ONZ: 1. Koniec z ubóstwem; 2. Zero głodu; 3. Dobre zdrowie i jakość życia; 4. Dobra jakość edukacji; 5. Równość płci; 6. Czysta woda i warunki sanitarne; 7. Czysta i dostępna energia; 8. Wzrost gospodarczy i godna praca; 9. Innowacyjność, przemysł, infrastruktura; 10. Mniej nierówności; 11. Zrównoważone miasta i społeczności; 12. Odpowiedzialna konsumpcja i produkcja; 13. Działania w dziedzinie klimatu; 14. Życie pod wodą; 15. Życie na lądzie; 16. Pokój, sprawiedliwość i silne instytucje; 17. Partnerstwa na rzecz celów; Więcej TUTAJ.
- Dziewięć granic planetarnych: 1. Zmiany klimatu; 2. Utrata różnorodności biologicznej; 3. Biogeochemiczne; 4. Zakwaszenie oceanów; 5. Użytkowanie gruntów; 6. Woda słodka; 7. Zubożenie warstwy ozonowej; 8. Aerozole atmosferyczne; 9. Zanieczyszczenie chemiczne; Więcej TUTAJ.
Stoimy
przed ogromnym wyzwaniem dogęszczania miast, a nie rozlewania ich na
obrzeża, tak jak w przypadku Nowego Nikiszowca. Musimy wykorzystać
wszelkie możliwości, aby budować tam, gdzie istnieją luki,
ponieważ zwarte miasto jest bardziej efektywne energetycznie.
Niestety kończy się czas miast z pięknymi, rozległymi widokami i
szerokimi alejami. Musimy je maksymalnie zagęścić i w tym kierunku
podążają wszelkie rekomendacje związane z tym, jak architektura
powinna odnosić się do kryzysu klimatycznego. To przecież idea
miasta 15-minutowego, która w
ostatnich latach zrobiła furorę. Nie da
się tego jednak zrobić bez strat, na przykład zmian dotyczących
doświetlenia budynków, co już
dzieje się w strefach śródmiejskich.
To także wielki wysiłek dla architektów,
żeby zaprojektować to w taki sposób,
aby miasto było przyjazne dla ludzi.
Wielu
miejsc nie trzeba jeszcze dogęszczać, bo można wykorzystać obecny
zasób
mieszkaniowy. Z Bytomia na przestrzeni 25 lat ubyło 80 tys.
mieszkańców, a
mieszkania, o ile nie zawaliły się z powodu szkód
górniczych,
stoją puste.
Całkiem niedawno spędziłem w Bytomiu trochę
czasu, realizując kampanię dla National
Geographic. Szedłem przez Bobrek i ktoś krzyczał za mną:
„Ej!”,
więc przyspieszyłem kroku, bo bałem się,
że dostanę w mordę, ale nie odpuszczał.
Okazało się jednak, że po prostu mnie
rozpoznał i chciał powiedzieć, że piszę fajne książki. Jakoś
od słowa do słowa doszliśmy do tego, że niedawno kupił w Bytomiu
stumetrowe mieszkanie za absurdalnie niską cenę - 2500 złotych za
metr kwadratowy. Jeśli chodzi o pustostany, to już podczas kryzysu
uchodźczego wyraźnie było widać, że ich wykorzystanie pod
potrzeby mieszkaniowe jest pierwszą rzeczą, którą
powinniśmy zrobić w miastach.
Co
to za projekt, który
realizowałeś z National Geographic w Bytomiu?
National
Geographic ruszyło z serią filmów
o mieście. Żeby ją wypromować poprosili mnie i Vienia (Piotr
Więcławski, raper) żebyśmy przeflanerowali się po czterech
miastach (Tarnów, Gdynia, Bytom
i Warszawa) i użyli właśnie metody flaneringu, czyli wałęsania
się, oglądania bez klucza, żeby opowiedzieć o tym w social
mediach. To było super, bo ja w zasadzie tak pracuję - oglądam,
zaczepiam ludzi i z nimi rozmawiam. Początkowo National Geographic
proponowało, aby był to Sosnowiec, ale ja naciskałem na Bytom,
ponieważ byłem akurat po lekturze książki Agaty Listoś-Kostrzewy
„Ballada o śpiącym lwie” i
postawiłem na swoim. Byłem Bytomiem absolutnie zachwycony. To
świetne miasto z ogromnymi problemami.
Czym
Bytom cię zachwycił?
Knajfeld
jest niesamowity, to po prostu perła perła
architektury, ale też miejsce nieuniknionej gentryfikacji. Wyjątkowe
są bytomskie place, jak plac Akademicki i główny plac na Rozbarku,
choć tam potrzebna jest jeszcze rewitalizacja. O reszcie z grubsza
wiedziałem, bo nie była to moja pierwsza wizyta w Bytomiu, choć
tym razem oglądałem go, mając w głowie informacje, u których
przeczytałem w „Balladzie o śpiącym lwie”.
Zawsze
przy okazji Bytomia trzeba poruszyć temat Elektrociepłowni
Szombierki.
To kawał historii, który
bezwzględnie powinien zostać zachowany. Elektrociepłownią
Szombierki zajęło się Arche i patrzę na
to z nadzieją. Z mojego doświadczenia wynika, że nie jest firma
deweloperska, którą należy
potępiać w czambuł. Jestem ciekaw
efektów.