Miejska ulica. Dostatnio, wręcz elegancko ubrany mężczyzna uśmiecha się do kamery. Chłopiec zerka niepewnie i oddala się szybkim krokiem. Człowiek za nim idzie przygarbiony, pochłonięty swoimi sprawami, patrzy ukradkiem, czy kamerzysta wciąż śledzi go obiektywem. Wszystkich trzech łączy jedno: sześciokątna gwiazda naszyta na ubraniu. Podobnie jak i kolejne osoby przechodzące ulicą: zarośniętego ojca z dokazującym kilkulatkiem, kobietę w chustce, dalszych chłopców i dorosłych. Tylko nie niemieckiego policjanta.
Tłum uśmiechniętych ludzi
Kolejnych ujęcia ukazują większe grupy osób. Większość osób w tłumie śmieje się. Inaczej jest na zbliżeniach - tu już na twarzach widać niepewność, zmieszanie, a nawet strach. Z wyjątkiem dzieci, które jakby chętnie pozując do kamery, wesoło dokazują. Ludzie handlują krowami, w warsztacie krawieckim wre praca, kobiety i mężczyźni uwijają się przy maszynach do szycia. Przed obiektywem przewijają się dziesiątki, setki ludzi.
Ludzi, z których większość już niebawem zginie.
Film powstał nie wcześniej niż w maju 1941 roku. Świadczą o tym gwiazdy Dawida naszyte na piersi, których noszenie stało się dla Żydów przymusowe na mocy rozporządzenia z 9 maja 1941 (wcześniej obowiązywały białe opaski)
Latem 1943 roku Niemcy przystąpili do likwidacji żydowskich gett w Zagłębiu. Przebywali w nich nie tylko zagłębiowscy Żydzi, ale także Żydzi z Górnego Śląska, wypędzeni z Katowic i Chorzowa. Getta likwidowano stopniowo, wywożąc ich ludność do niemieckiego obozu zagłady w Oświęcimiu. Tam Żydów z Zagłębia i Śląska czekała śmierć w komorach gazowych.
Czasowe wybawienie przed wywózką do KL Auschwitz mogła zapewnić praca w warsztatach produkcyjnych, zwanych szopami.
Archiwalny film ukazuje szopy w getcie
Chcąc uchronić Żydów przed masową wysyłką do obozów pracy w Niemczech, Centrala Gmin Żydowskich w porozumieniu z Dienststelle zaczęła organizować na miejscu warsztaty pracy tzw. szopy, produkujące dla potrzeb wojny. W szopach zatrudniano zdolną do pracy ludność żydowską obojga płci, młodych i starych, a nawet dzieci od 10 lat. Praca w „szopie” dawała prawo do życia. Właścicielami „szopów” byli Niemcy. Główne kierownictwo „szopu” spoczywało w rękach niemieckiego dyrektora.
- czytamy w "Postanowieniu o umorzeniu śledztwa IPN w sprawie zbrodni wojennych, stanowiących zbrodnie przeciwko ludzkości, stanowiącej jeden z powtarzających się zamachów w celu wsparcia polityki III Rzeszy, popełnionych z naruszeniem prawa międzynarodowego, przez przedstawicieli władzy państwa niemieckiego w latach 1939-1945 r. w Sosnowcu i Będzinie na szkodę obywateli polskich narodowości żydowskiej (...)".
Szopy produkowały wyroby takiej jak: bieliznę, mundury i plecaki wojskowe, buty, torby – przeważnie dla potrzeb armii niemieckiej. We wszystkich szopach pracowało ponad 13000 osób, a więc połowa ludności żydowskiej Sosnowca. W niektórych warsztatach pracowano na trzy zmiany. Warunki pracy były ciężkie, a płaca niska, wahała się w granicach 20-35 marek miesięcznie. Z pensji potrącano 30 % dla „Dienststelle” i na inne cele, które obciążały w największym stopniu Żydów. Jednak praca w szopach i posiadanie zaświadczenia pracy - Sonderu - gwarantowały ludności żydowskiej pozostanie na miejscu. W ten sposób funkcjonowały szopy należące do Niemca Hansa Held z Berlina przy ul. Modrzejowskiej 20, Sądowej 10 i Piłsudskiego 70; Schwedlera - przy ul. Modrzejowskiej 28;
25; Brauna – przy ul. Modrzejowskiej 16; Dietla – przy ul. Żeromskiego; Wilhelma Goretzkiego – przy ul. Białej 2; Landa – przy ul. 1 Maja; Skopka. Podobne szopy zorganizowano w Będzinie i Dąbrowie Górniczej. Praca w szopach początkowo chroniła przed wysyłką do obozów pracy w Niemczech.
- stwierdza dalej Marzena Matysik-Folga, prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach
To właśnie w takim szopie powstała część tych przejmujących ujęć filmowych.