Pamięta pan czasy takiej niewinności, kiedy samorządowcy ponad wszystko podkreślali, że oni od polityki trzymają się z daleka?
Tak było bardzo długo. Kiedyś to była wręcz zasada w samorządzie stosowana, dlatego, że ta centralna polityka trochę przeszkadzała w zarządzaniu na dobrym poziomie w miastach, gminach. I tak było do mniej więcej 2016 roku.
Co się zmieniło?
Nie było takiej władzy centralnej do tej pory, która by systemowo, systematycznie, wręcz programowo niszczyła samorząd, każdą niezależność w państwie, a ten samorząd jest mocno niezależny. Ta jego niezależność jest gwarantowana konstytucją w różny sposób. No i to chyba na tyle doskwiera tej władzy, że ogranicza ten samorząd, odbiera kompetencje, robi się władza represyjna dla tej władzy lokalnej. Najbardziej znana sprawa: ograniczanie dochodów własnych, czyli takie ubezwłasnowalnianie, uzależnianie od władzy centralnej, od transferów - epizodycznych, uznaniowych. Jak ktoś dobrze żyje z władzą, to dostanie pieniądze, jak źle żyje, to nie dostanie. Do tego jakieś pseudoparametry, kryteria są robione. To jest zgroza. I przeciwko temu buntuje się samorząd. Jedyną metodą obrony samorządu jest wejście w politykę, dlatego że zmienić trend można tylko na poziomie politycznym.
Tak szczerze: czy tam u góry kiedykolwiek rozumiano problemy samorządów, w takim krajobrazie, w którym na przykład na Śląsku, od zawsze rządzą głównie lokalsi bez legitymacji partyjnej?
Różnie to bywało, w różnych okresach, przy różnych rządach. Raz było trochę lepiej, raz trochę gorzej. Związki samorządowe, a ja reprezentuję Związek Miast Polskich, zawsze miały z kimś o co walczyć. Nie można tu stosować symetrii, bo to są kompletnie nieporównywalne zjawiska. Kiedyś spieraliśmy się o stosunkowo drobne rzeczy, o zapisy, o kwoty. Teraz ten samorząd walczy o przeżycie. Trzecia kadencja PiS to będzie ostatnia kadencja normalnego samorządu.
Więc co będzie?
Ludzie starsi pamiętają, co było przed 1990 rokiem: terenowe organy administracji państwowej. To były takie wysunięte urzędy władzy centralnej, które decydowały praktycznie o wszystkim. Były też namiastki władz lokalnych, rady narodowe. Miejska Rada Narodowa na przykład w Gliwicach. I one były kompletnie zależne od administracji centralnej albo wręcz od partii rządzącej wtedy, czyli PZPR-u. Ten system wraca i podobieństwa rzucają się w oczy. To jest wręcz rekonstrukcja i do tego zmierzamy, do czasów sprzed przygody z samorządem. Dziś o tym, która ulica ma być w mieście remontowana decyduje premier i jego kancelaria. To rekonstrukcja PRL.
A słyszał pan zapowiedzi premiera w trakcie kampanii, te dotyczące finansów samorządów?
Powinienem raczej pana zapytać, po co w ogóle cytować premiera Morawieckiego. Przecież ten człowiek notorycznie kłamie i to w każdej sprawie. Nie realizuje niczego, co zapowiadał, są setki przykładów…
„Jeśli wyborcy powierzą nam władzę trzeci raz, będziemy kontynuować i rozbudowywać wielkie programy samorządowe. Przystąpimy też do przebudowy finansów samorządów, by łatwiej finansować wydatki. Zapewnimy samorządom nowe źródło dochodów”. Co pan sądzi o takich deklaracjach premiera?
Już się boję. Ale, patrząc szerzej: nie wiemy, jaki jest stan finansów publicznych. A przynajmniej nie do końca. Wiemy, że państwo się bardzo intensywnie zadłuża. Wszelkie rezerwy są pokasowane. I przyszłe pokolenia będą spłacały to, co się w tej chwili wydaje, tak jakby kasa budżetu nie miała dna. W związku z czym, ci następcy, jeżeli dojdzie do zmiany władzy, będą mieli szereg ograniczeń, nie będą mogli tak szastać pieniędzmi, jak to w tej chwili się dzieje. Jedno jest pewne: ten system dochodów jednostek samorządu terytorialnego musi być całkowicie przebudowany, bo on został zdemolowany do cna. Bałagan gigantyczny, chaos. Nie da się planować wydatków samorządów, bo nie wiadomo, jakie będą pieniądze, nawet do końca roku. Dochody własne ograniczone, szczególnie w dużych miastach i gdyby nie jednorazowe transfery, zupełnie uznaniowe, w tej chwili nie byłoby pieniędzy na wypłaty. Więc prostych recept nie ma. Jedno, co jest konieczne to przywrócenie dochodów własnych, bo to jest podstawą niezależności samorządu. Muszą istnieć klarowne, przejrzyste zasady.
Na przykład?
Podatek PIT po tych wszystkich ograniczeniach nałożonych na samorząd, powinien być w całości komunalny.
W 100 procentach?
Samorządy już i tak więcej straciły, niż mogłyby na tej operacji wiele zyskać. Tak to w tej chwili wygląda. Jest dyskusja o zostawieniu części podatku VAT w samorządowych budżetach i to postulat trudny do realizacji, ale możliwy. Na pewno jest o czym rozmawiać. I jeszcze jeden problem, raczej neutralny dla budżetu centralnego: przebudowa podatku od nieruchomości. Bo dziś jest on anachroniczny, niesprawiedliwy i niewydajny.
Cała rozmowa z Zygmuntem Frankiewiczem w redakcji ŚLĄZAG: