Prąd w Bytomiu? Brüning. Tramwaje? Brüning. Wodociągi? Brüning. Kanalizacja? Brüning. Kostka brukowa na głównych ulicach i placach, biologiczna oczyszczalnia ścieków, nowoczesna poczta, rzeźnia miejska? Brüning! Teatr, czyli dzisiejsza Opera Śląska? Też Brüning. Szkoła realna (dziś IV LO), Królewski Instytut Higieny (obecnie Sanepid), koszary (dziś internat przy ul. Smolenia)? Znowu Bruning. Zoo? Brüning, a jakże. Czyżby ten człowiek grał w Bytomiu w jakieś Monopoly, czy może raczej Sim City, ale na poziomie master i w realu? Nie, po prostu zacny Westfalczyk odpowiedzialnie i konsekwentnie wypełniał swoje obowiązki. I miał wizję, którą realizował.
Zaraz, ale jak to Westfalczyk? Ano tak. Brüning nie był rodowitym bytomianinem, pochodził z Botzlar koło Selm w Westfalii. Pochodzenie wysokiej rangi urzędnika z innego miasta, a nawet bardzo dalekich stron Niemiec, wbrew pozorom nie było aż takim ewenementem. Innym przyjezdnym śląskim samorządowcem był np. nadburmistrz Raciborza Hugo Swart.
Burmistrz z ogłoszenia
Z zawodu Brüning był prawnikiem, a wykształcenie uniwersyteckie zdobywał w Bonn, Monachium, Heidelbergu i Getyndze, kończąc studia w roku 1874. Od 1880 r. był asesorem sądowym. Do legendy przeszedł też fakt, że został burmistrzem... w drodze konkursu. To też jednak nie stanowiło odstępstwa od ówczesnej normy, taka po prostu była procedura w Niemczech. Ściślej, polegała na tym, że rada miasta dawała ogłoszenie o poszukiwaniu nowego burmistrza w prasie, po czym wybierała najodpowiedniejszą z nadesłanych w odpowiedzi ofert. Ponoć dalekie pochodzenie zwiększało nawet szanse oferenta – radni traktowali je jako swego rodzaju gwarancję zapobiegającą czy chociaż zawężającą możliwości korupcji bądź nepotyzmu. Niemniej Brüning o wolnej posadzie szefa bytomskiego magistratu rzeczywiście przeczytał w gazecie. Zainteresowała go na tyle, że, wysłał w odpowiedzi swą ofertę. I w rezultacie faktycznie został burmistrzem z ogłoszenia.
Natomiast
dla wyboru Brüninga nie bez znaczenia było jego wyznanie religijne.
Był katolikiem. Ale mimo iż politykom-katolikom pruskie władze
przyglądały się podejrzliwie (Kulturkampf odchodził już w
przeszłość, ale o jego pryncypiach nie zapominano), kiedy
kandydaturę Brüninga poparł wpływowy prawnik Schröder,
generalny dyrektor\a dóbr hrabiego Hugona I Henckela von Donnersmarcka,
znany i wpływowy ultramontanin, radni związani z katolicką partią
„Centrum” opowiedzieli się za nią. W południe 13 marca 1883 r.
Brüninga zaprzysiężono.
Na silne oparcie w radnych „Centrum” Brüning mógł liczyć przez większość swej kariery. Ale wieloletnie sprawowanie stanowiska zawdzięczał nie tyle umocowaniu w partyjnych układach, co efektywności swej pracy, wynikającemu z tego autorytetowi oraz powszechnemu szacunkowi, jaki go otaczał. W 1913 r., gdy akurat w łonie centrystów powstał plan odsunięcia od władzy Brüninga, ten przetrwał dzięki głosom radnych propolskiego skrzydła „Centrum”. Bywało nawet, że jego – konserwatystę przecież! – wychwalała prasa lewicowa, jak np. „Volkswacht” piszący o jego zasługach dla miasta Bytomia. Z liberałami zaś, z którymi sympatyzował – grywał w skata przy kawie.
W mieszkaniu na piętrze
Prywatnie los go nie rozpieszczał. Państwo Brüning (pannę Dorotheę Köhne Georg poślubił w 1883 r.) doczekali się aż dwanaściorga dzieci. Jednak czworo z nich zmarło jeszcze w dzieciństwie. Córeczka na zapalenie płuc, druga córka oraz syn na szkarlatynę - wszystkie w tym samym, fatalnym roku 1893. Kolejny syn zginął w nieszczęśliwym wypadku. Dwóch następnych poległo podczas I wojny światowej. Być może to też wpłynęło w 1918 r. na decyzję Brüninga, by nie kandydować na kolejną kadencję. Złożył urząd w 1919 r.
Brüning wykorzystywał swoje znajomości i kontakty w górnośląskich sferach przemysłowych nie tylko w interesie Bytomia. Z jego inicjatywy powstało np. przedsiębiorstwo, które w XXI wieku nazwalibyśmy metropolitalnym – spółka wodociągowa dla okręgu przemysłowego, zrzeszająca szereg powiatów: ziemski bytomski, miejski Königshütte. miejski i ziemski katowicki, tarnogórski i zabrzański. Magnaci przemysłowi nie dość że poparli projekt, to i zapewnili środki do jego realizacji. Inna „ponadlokalna” spółka kierowana przez Brüninga zajęła się budową sieci kanalizacyjnej dla Bytomia, ale zarazem sąsiedniego Rozbarku. Było to w roku 1902, ale współpraca Bytomia z Rozbarkiem kwitła i wydawała owoce już wcześniej. To z rozbarskiej gazowni pochodził gaz, który za sprawą Brüninga od 1898 r. oświetlał bytomskie ulice. Bytom dał też pieniądze na tramwajowe skomunikowanie z miastem Karbia i Miechowic, wówczas odrębnych gmin. Również tramwaj skomunikował centrum z lasem miejskim w Dąbrowie Miejskiej. Istniejący już park w Bytomiu za Brüninga wzbogacił się o nowe atrakcje, jak ogród zoologiczny (pierwszy na Górnym Śląsku!) oraz basen.
Charytatywne Towarzystwo Wspierania Ubogich, którego burmistrz był dożywotnim prezesem, wydawało podopiecznym posiłki i opiekowało się bezrobotnymi. Brüning uważał, że w Bytomiu nikt nie ma prawa być głodny. Majętnym zaś świecił przykładem osobistego umiaru. Żył i mieszkał skromnie jak na swój urząd, w mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy przy obecnej ulicy Piekarskiej 61. Dopiero miasto ufundowało mu na Abrahama dom przy Kurfürstenstrasse 4 (obecnie aleja Legionów). Znany jako willa Brüninga, istnieje do dziś.
"Cieszył się zaufaniem i czcią"
„Dzisiejszy Bytom jest miastem stworzonym przez Brüninga” - wychwalała burmistrza prasa.
I nie były to czcze pochwały opłacanych pochlebców. Historycy są podobnego zdania, co dziennikarze tamtej epoki.
– Bytom był miastem od XIII wieku, tyle że bardzo prowincjonalnym. Brüning to zmienił, był świetnym gospodarzem i należy mu się z naszej strony uznanie – mówił przed laty prof. Jan Drabina.
Inny historyk, Maciej Droń, podkreślał: „Dzięki niemu miasto nabrało wielkomiejskiego szlifu”. Wskazywał tez na nieprzekupność i skromność burmistrza. Uważał wręcz, że jego zdaniem Brüning zasługuje na miano „bytomianina stulecia”.
Rządy G. Brüninga w Bytomiu wyróżniały się wzorową polityką finansową. Miasto było bardzo bogate i świetnie się rozwijało. Te wszystkie działania nadburmistrza bytomskiego, wprowadzane z niebywałą skutecznością, próbowały uczynić z Bytomia faktyczną stolicę okręgu przemysłowego i wzór dla innych miast regionu – pisze Jakub Grudniewski w książce „Pruska elita władzy na Górnym Śląsku (1871-1918)”.
Georg Brüning był burmistrzem Bytomia do 1919 r., a zmarł 17 września 1932 roku. O formacie tej niezwykłej postaci (jeśli nie wystarczy bytomski sukces gospodarczy pod jego rządami) niech zaświadczy jeszcze pożegnalna nota zamieszczona po śmierci samorządowca w polskim, wydawanym w Katowicach "Górnoślązaku".
"Miasto pod jego rządami doszło do wielkiego rozwoju, toteż cieszył się zaufaniem ogólnym i czcią u najszerszych warstw społeczeństwa" - napisał "Górnoślązak". Trudno byłoby w tamtych niespokojnych czasach znaleźć drugiego Niemca, któremu polska gazeta na Śląsku prawiłaby takie komplementy.
"Nie szczędził Mu Pan Bóg ciosów i smutków, gdyż zabrał Mu dziesięcioro dzieci, z których dwóch synów poległo na wojnie światowej. Długoletnia choroba zniewoliła go też do ustąpienia z umiłowanego stanowiska. Ś.p. nadburmistrz Brüning był na wskroś dobrym katolikiem i sprawiedliwym dla wszystkich" - czytamy dalej.
Nie zasłużył na wieczną pamięć?
Również z dzisiejszej perspektywy ciekawie brzmią inne fragmenty wspomnienia o legendarnym nadburmistrzu w "Górnoślązaku": "Do Polaków odnosił się życzliwie i nie robił im trudności w ich pracy społecznej. Gdy w pierwszych dniach wojny wszędzie aresztowano Polaków i do Niego zwrócono się o wskazanie nazwisk Polaków bytomskich, których aresztować by miano, oświadczył stanowczo, że Polacy bytomscy są spokojnymi obywatelami i nie potrzeba ich aresztować. Odpowiedź ta znamienna dla sposobu myślenia ś.p. nadburmistrza Brüninga i nie wiadomo, czy którykolwiek burmistrz podobnie sobie postąpił, dlatego zasługuje na wdzięczną pamięć naszą!"
Jak na ironię, za PRL jego pamięć wykorzeniano w ramach ogólnej polityki zacierania niemieckiej przeszłości Bytomia, m.in. zmieniając nazwy ulicy (na Drzymały) i szkoły (na Poli Maciejowskiej), których był patronem. Zlikwidowano nawet jego grób, ponoć z powodu... nieuregulowanych opłat cmentarnych. Jego szczątki prawdopodobnie trafiły do anonimowej zbiorowej mogiły.
Dopiero w XXI wieku Bytom przywraca pamięć o legendarnym budowniczym miasta. Jest plac, jest też tablica. Czy jest choćby słowo np. w Panteonie Górnośląskim? A jak sądzicie?
Może Cię zainteresować: