Dosłownie w ostatni poniedziałek prezydent Andrzej Duda zdobył niespodziewany, tabloidowy rozgłos, wygłaszając zgrabne tezy o zwiększającej się w Polsce liczbie ludzi bogatych, co to będą posiadać własne samoloty i, co zasadniczo oczywiste, potrzebować dla swoich maszyn miejsc parkingowych. Wiadomo, że nikt nie postawi Cessny pod blokiem lub na podjeździe willi, więc potrzebujemy CPK.
Trzeba jeszcze odebrać Kaszubom
Mimo, że to nie pierwszy przypadek podróży myślowej Głowy Państwa w świat operetki, jestem jednak przekonany, że w odniesieniu do spraw ważnych są wokół Andrzeja Dudy eksperci, którzy są w stanie opracować rozsądne, wyważone opinie i dobrze doradzić. Jestem również przekonany, że przed zawetowaniem jakiejś ustawy można się spotkać z zainteresowanymi i wiele spraw wyjaśnić. Muszę stwierdzić, że po poniedziałkowym „odlocie” moi znajomi mówili z sarkazmem, że już wiedzą jakiego typu argumentacji możemy oczekiwać od Andrzeja Dudy również w innych sprawach. Jednak wczorajsza decyzja o zawetowaniu zmiany ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, uznającej ślonsko godka za język regionalny jest dla mnie sporym zaskoczeniem i dużym rozczarowaniem. Po pierwsze prezydenckie weto, po drugie (i tu nawet bardziej) przedstawiona publicznie argumentacja.
Duda, użył między innymi zgranych i kompletnie wyświechtanych
argumentów o rzekomych, kolejnych chętnych do ustawowego
przekształcania gwar w regionalne języki, a to w Małopolsce, a to
na Mazowszu, a to w Wielkopolsce. To dla państwa polskiego miałoby
być poważnym, jak zrozumiałem, problemem. Wiem, że Polska ma
faktycznie problemy ze swoim dziedzictwem i jego zachowaniem, ale
aspiracje „grup regionalnych chcących pielęgnować lokalne
języki” powinny cieszyć prezydenta, gdyby oczywiście nagle się
objawiły. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że Andrzej Duda
mocno deklaruje przywiązanie do tradycji i obyczajów
odziedziczonych po przodkach, co jest przecież wyróżnikiem
polityków prawicy. Z tej części prezydenckiej argumentacji wynika,
że będzie sprawiedliwie, albowiem nie tylko Ślązacy nie będą
mieli uznanego prawnie języka regionalnego, ale też nikt inny. Duda
działa więc zapobiegawczo, i tą część argumentacji pointuje
słowami „zwłaszcza w obecnej sytuacji społecznej i
geopolitycznej”.
Tu proponuję panu prezydentowi pójść, jak to się godo „na fol”, bo jak nikt, to nikt, no i trzeba status języka regionalnego odebrać jeszcze Kaszubom, zwłaszcza w obecnej sytuacji…. Powyższe można by uznać za poważny, lecz małostkowy argument, gdyby prezydent skupił się na ekonomii i ewentualnych kosztach wynikających z zawetowanej ustawy, np. nauczania śląskiego w szkołach. Bez odniesienia do finansów sens prezydenckiej argumentacji jest jednak mało zrozumiały.
Zamiast klucza, wytrychy i łomy
To wyliczanie, kto jeszcze by chciał zadbać o własne, językowe
dziedzictwo jest niestety tylko uwerturą przed prawdziwym finałem.
I tu historia zatacza koło, a argumentacja prezydenta zaczyna być
śmieszna:
„Nie dające się wykluczyć działania hybrydowe, jakie mogą być podjęte w stosunku do Rzeczpospolitej Polskiej, związane z prowadzoną wojną za wschodnią granicą , nakazują szczególną dbałość o zachowanie tożsamości narodowej. Ochronie zachowania tożsamości narodowej służy w szczególności pielęgnowanie języka ojczystego”.
Rozumiem, że gdy dla kogoś językiem ojczystym jest śląski, to nie może go pielęgnować, gdyż takiego języka nie ma, a nie ma dlatego, że pan prezydent zawetował jego istnienie. A zawetował, albowiem, jak rozumiem chce uniknąć „nie dających się wykluczyć działań hybrydowych” wobec Rzeczpospolitej Polskiej. Wielu Ślązaków odczyta ten argument w prosty sposób - godanie po ślonsku jest elementem działań hybrydowych przeciwko Polsce. Ta niejasna, niezgrabna „wojenna” argumentacja wskazuje albo na działania kiepskich doradców nie znających specyfiki Górnego Śląska albo na fakt, że sam prezydent Duda nie do końca był przekonany do wetowania i na siłę szukał uzasadnienia. Zresztą od lat mam wrażenie, że prawica nie potrafi znaleźć klucza do śląskich spraw i używa politycznych wytrychów lub łomów. Wszystkie gafy i nieprzemyślane wypowiedzi są, również od lat, bezwzględnie wykorzystywane przez przeciwną stronę politycznej sceny. W ten sposób sprawy kulturowego dziedzictwa Górnego Śląska stały się elementem nie tyle politycznej dyskusji, co kabaretowej przepychanki.
Kiedy pan prezydent mówi o miejscach do parkowania prywatnych
samolotów bogacących się Polaków można się uśmiechnąć. W
przypadku weta sprawa dotyczy jednak naszej tożsamości, języka
serca, dziedzictwa, które wymagają szczególnej troski i ochrony.
Od głowy państwa Ślązacy mają prawo oczekiwać poważnego
traktowania.