W tym samym numerze gazety, formalnie wydawanej przez :Związek Naprawy Rzeczypospolitej", ale o której wszyscy wiedzieli, że jest głównym acz nieoficjalnym organem śląskiej sanacji i wojewody Michała Grażyńskiego, sypały się gromy na głowy opozycji. Przeciwników sanacji dopiero co srodzeo pognębiono.
We wrześniu 1930 r. obóz rządzący Józefa Piłsudskiego przystąpił do rozprawy z Centrolewem, czyli Związkiem Obrony Prawa i Wolności Ludu - koalicją partii politycznych z umiarkowanej i lewicowej częsci sceny politycznej, czyli PPS-u, , PSL „Wyzwolenia”, PSL „Piasta”, Stronnictwa Chłopskiego, Narodowej Partii Robotniczej i paru pomniejszych. Piłsudski osobiście stanął na czele rządu i z właściwą sobie energią przeszedł do zmasowanego ataku na przeciwników. Po rozwiązaniu Sejmu 29 sierpnia (co uczynił prezydent Ignacy Mościcki, jednak nikt nie miał wątpliwości, kto tasuje karty w rozpoczynającym się politycznym rozdaniu), byłych już posłów i senatorów przestał chronić immunitet polityczny. Nocą z 9 na 10 września sanacja uderzyła, aresztując czołowych polityków opozycji i centrolewu, z Wincentym Witosem na czele. Jak się miało okazać, był to dopiero początek zatrzymań.
Bicz karzący na głowy szkodników
Do szturmu na opozycję ruszyła też sanacyjna prasa, również ta śląska.
Ręka sprawiedliwości sięga po siewców anarchii. Witos i wielu innych judzicieli z centrolewu pod kluczem! Nareszcie kara za destrukcyjną propagandę - grzmiały nagłówki z pierwszej strony "Polski Zachodniej" 11 września. -
Społeczeństwo wita powyższy stanowczy krok naszych czynników decydujących z prawdziwą radością. Nareszcie bicz karzący spada na głowy szkodników! Nareszcie karcąca dłoń sprawiedliwości chwyta za kark hydrę sejmowej anarchii, dobiera się do korzenia i źródła wszystkiego zła, jakie panoszyło się w Polsce pod wodzą Witosa i jemu podobnych siewców rozstroju, rozsprzężenia całej machiny młodego Państwa! A to wszystko w obliczu czyhających znowu na naszą Niepodległość wrogów zagranicznych l Zamiast umacniać podstawy wskrzeszonej Rzeczypospolitej, Witos i jego trabanci budowali własne folwarki partyjne! Zamiast dbać o skarb Państwa - herszty stronnictw opozycyjnych napełniali przede wszystkiem własne kabzy! Zamiast dbać o dobro Rzeczypospolitej, — oni. rozdrapywali folwarki, wysługiwali się fiducji i obławiali się w kasach chorych.
Nareszcie winni osiedli tam, gdzie już dawno na men czekano - to jest w więzieniach Rzeczypospolitej. Odprowadza ich tam radośnie ogromna większość społeczeństwa. Nareszcie ich unieszkodliwiono - pisała dalej Polska Zachodnia.
Jak widać, sanacja zwykła identyfikować swój interes polityczny oraz opinie swoich zwolenników (których zresztą nie brakowało) z interesem i poglądami całego społeczeństwa. To jednak było politycznie podzielone. W województwie śląskim wciąż olbrzymimi wpływami i autorytetem cieszył się Wojciech Korfanty, również należący do prominentnych polityków opozycji i kto wie, czy nie w ich gronie obok Witosa najwybitniejszy. Wydawany przez jego wydawnictwo i przezeń redagowany dziennik "Polonia" zareagował na aresztowania polityków opozycji zgoła inaczej, niż gazeta śmiertelnego wroga Korfantego z gmachu Urzędu Wojewódzkiego.
Cenzura i konfiskaty
O ile na łamach "Polski Zachodniej" dominowały emocje, a czytelnik gazety otrzymywał minimum faktów i maksimum komentarza (czytaj: propagandy), "Polonia" popisała się dużo większym dziennikarskim profesjonalizmem, relacjonując przebieg aresztowań oraz reakcje na nie, a komentarz ograniczając do minimum. Redaktorzy Korfantego musieli zresztą wyjątkowo uważać na słowo, mając nad sobą wyjątkowo w tych dniach zmierzłego i drobiazgowego cenzora. Pierwsze wydanie "Polonii" z 12 września skonfiskowano w całości, z tekstu na 2. stronie wydania drugiego po konfiskacie pozostały strzępy - w wyniku cenzorskich interwencji przed drukiem musiano usunąć około 2/3 złożonego materiału! Efekt w postaci przeważających na kolumnie białych plam wyglądał bardzo wymownie.
Jednak jeszcze gorszy los spotkał "Gazetę Robotniczą", ukazujący się na Śląsku dziennik PPS. Ta 12 września 1933 nie ukazała się w ogóle.
Wczoraj cała prasa socjalistyczna została skonfiskowana. Skonfiskowano także "Gazetę Robotniczą" - poinformowała bezsilna redakcja dzień później.
Dla niezasobnego materialnie pisma konfiskata stanowiła dużo poważniejszy problem niż dla potentatów w rodzaju "Polonii". Tych z reguły było stać na sfinansowanie kolejnego wydania, inaczej niż w przypadku niemal wiecznie borykającej się z kłopotami finansowymi "Gazety Robotniczej". Z drugiej strony, ten niby to niewielki i politycznie powiązany tytuł stał wysoko pod względem dziennikarskim (zapewne w dużym stopniu dzięki osobowości i talentom redaktora naczelnego Henryka Sławika). Dało to o sobie znać właśnie we wrześniu 1930.
Swoją drogą, socjalistycznych redaktorów było stać na dzielenie się wisielczym humorem:
Wczoraj zapowiadaliśmy oficjalny komunikat urzędowy na dziś w sprawie aresztowania naszych posłów. Komunikat istotnie ukazał się i szczerze uśmialiśmy się, gdy dowiedzieliśmy się z niego, że posłowie ci aresztowani zostali za.... kradzieże, oszustwa i przywłaszczenia.
Pierwsze reakcje zaatakowanej, przytłoczonej i w dużej mierze pozbawionej liderów opozycji były słabe i niezbyt zorganizowane.
Opozycja próbowała urządzić demonstracje w Warszawie, Krakowie i Tarnowie. Demonstracje te nie udały się w zupełności - pisała z lekceważeniem "Polska Zachodnia" z 12 września 1930.
Główna fala ulicznych demonstracji miała jednak dopiero nadejść. Także na Śląsku.
Gorąca niedziela
Najgoręcej było w niedzielę 14 września we wielu miastach Polski.
O wczorajszych wypadkach w państwie naszem ogromnie trudno pisać z spokojem. Polała się przecież krewi i to krew robotnicza i chłopska. Wszędzie nieomal świadomie demonstrantów prowokowano. A jednak mimo naszego powszechnego oburzenia musimy poinformować czytelników w spokojnych słowach, gdyż w przeciwnym razie skonfiskują władze pismo i czytelnicy będą pozbawieni zupełnie wiadomości o przebiegu wczorajszej niedzieli. Zostaną zdani na kłamliwe „informacje“ pism sanacyjnych, które łżą, jak najęte - pisał dzień później, hamując emocje redaktor "Gazety Robotniczej".
Niewątpliwie miał też na myśli "Polskę Zachodnią", która o imprezie opozycji wypowiadała się w tonie nieledwie że pogardliwym:
Partie opozycyjne poniosły w dniu wczorajszym decydującą klęskę. Nie pomogła gorączkowa agitacja, rozwijana od szeregu tygodni, nie pomogły ulotki i odezwy. Na wezwanie trzech opozycyjnych partyj, popieranych przez komunistów, jawiło się z całego Śląska w Katowicach najwyżej około czterysta osób, z czego większą część stanowiły bojówki socjalistyczne z Sosnowca i komuniści.
Czterystoosobową frekwencją rzeczywiście nie byłoby się co specjalnie chwalić, jednak "Gazeta Robotnicza" zwracała uwagę:
We wczorajszej demonstracji w Katowicach wzięły udział naprawdę masy ludu śląskiego. Ilość uczestników trudno obliczyć choćby w przybliżeniu, gdyż byli oni rozlani po całym parku Kościuszki. Brali udział w demonstracji ludzie od endeckich przekonań a skończywszy na komunistycznych.
Na spodziewaną 14 września w Katowicach demonstrację sanacja zareagowała kreatywnie i wyprzedzająco. Zwołany na ten sam dzień walny zjazd delegatów piłsudczykowskiego Związku Powstańców Śląskich wykorzystała wpierw do zablokowania hali wystawowej Targów Katowickich, w której mieli zebrać się opozycjoniści, następnie zaś do zorganizowania kontrmanifestacji. Przeciwników postanowiono zdezorganizować, przytłoczyć liczebnie i zastraszyć. Chyba jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem.
(...) 10-tysięczny tłum, party szarżującą nań policją konną i pieszą z najeżonemi bagnetami ruszył ku ogrodzonej części parku Kościuszki, gdzie jednak wśród groźnych pomruków i okrzyków pod adresom policji manifestanci zostali rozpędzeni, przez szarżująca konną policję, po uprzedniem rozwiązaniu manifestacji. Przy tej sposobności dalszych kilkunastu ludzi poturbowano kolbami karabinów. Nie widząc innej możliwości wielotysięczne tłumy wśród okrzyków oburzenia opuściły park, zwracając się ku miastu i ścierając się kilkakrotnie z szarżującą stale policją - pisała "Polonia", podając tez jak widać znacząco odmienną niż konkurencja liczbę demonstrantów.
Policja w akcji
"Polska Zachodnia" podkreślała, że zarówno miejsce zgromadzenia przeciwników sanacji, jak i budynek redakcji "Polonii" (pod który również dotarła kontrmanifa ZPŚl) ochraniała policja. Redaktor Sławik z "Gazety Robotniczej" również postawę policji widział i relacjonował nieco odmiennie:
Jeżeli chodzi o policję śląską, to wczoraj było cały szereg wypadków, że nie wszyscy policjanci uświadamiają sobje swoje zadania.
I tak ma terenie hali wystawowej z kolumny wyskoczył policjant Nro\. 1774 i potrącił starszą kobietę a gdy wobec niewiasty stanął w obronie tow. red. Sławik, wtedy jego zaczął okładać szturchańcami.
Posterunkowy Nro 1397 na ulicy Kościuszki uderzył 71-letniego starca, który nie mógł uciekać. Obywateli bili pozatem posterunkowi Nro 752 i 666.
Policjant 3196 ha koniu najechał umyślnie na chłopa, którego dzięki okolicznościom nie zgniótł na słupie. Koń był litościwszy niż człowiek.
Na ulicach Pocztowej, św. Jana, Poprzecznej, policja goniła demonstrantów, przyczem szereg, policjantów szturchało ludzi a w szczególności starców i kobiety.
"Polska Zachodnia" przy okazji używała sobie na swoim głównym przeciwniku:
Smutna przygoda spotkała przy tej sposobności p. Korfantego. Gdy pojawił się w aucie, chcąc się udać triumfalnie na zapowiedziane miejsce wiecu, został zatrzymany na ul. Kościuszki przed parkiem przez tłum i wśród groźnych okrzyków tłumu, wołającego: precz z Korfantym, precz z Fiducją, musiał szybko zawrócić, przyczem policja uchroniła go od dalszych objawów „życzliwości“ ludu. Dalszą ochronę jego osoby przejęła odznaczona czerwonemi opaskami bojówka socjalistyczne- komunistyczna ze Sosnowca. I w ten sposób wśród śpiewu międzynarodówki wycofał się cało ten "wódz ludu", umykając bocznemi uliczkami.
Z kolei w uchwale zjazdu Związku Powstańców Śląskich pojawił się akcent, który dla Korfantego mógł zabrzmieć już złowieszczo:
Domagamy się, aby posła Korfantego, który na Śląsku jest największych szkodnikiem sprawy polskiej, osadzono w więzieniu za jego zbrodniczą działalność wobec Państwa i Rządu. Nietykalność poselska nie może chronić zbrodniarzy, którzy nie wzdrygają się przed rzucaniem obelg na głowę Państwa i Rząd Polski, nie może chronić tych, którzy dążą do wywołania zamieszek w kraju. Stwierdzamy, że tylko właśnie p. Korfanty wnosi zarzewie niezgody do życia publicznego Śląska przez swą warcholską i zbrodniczą antypaństwową działalność.
Dzwonią panowie z Warszawy
Życzeniu ZPŚl miało stać się zadość już 27 września 1930. Aresztowanie Korfantego poprzedziły podobne zabiegi, jak w przypadku liderów Centrolewu. Chronił go immunitet posła na Sejm Śląski, więc prezydent - pod pretekstem godnym lepszej sprawy - rozwiązał i ten.
O godz. 8 min. 45 rano do mieszkania posła Korfantego zadzwoniono nagle. - Kto tam? - zapvtała służąca. - Panowie z Warszawy - brzmiała odpowiedź. Służąca otworzyła drzwi. Do hallu wkroczyła policja mundurowa I kryminalna; nie brakowało także żandarma wojskowego, którego rola przy aresztowaniu osób cywilnych jest conajmniej zbyteczna. Natychmiast doręczono pos. Wojciechowi Korfantemu nakaz aresztowania, podpisany przez prokuratora. Aresztowanie nastąpiło na mocy art. 166 i 167 kod. post. kam., które mówią o zastosowaniu aresztu prewencyjnego. Poseł Korfanty spakował rzeczy I udał się do oczekującego samochodu wojewódzkiego (Austro-Daimler Nr. 139).
Przed wyjściem zaprotestował poseł Korfanty przeciwko aresztowaniu go jako posła na Sejm Sląskl i przeciwko zakłóceniu spokoju domowego. Samochód z pos. Korfantym odjechał w kierunku Warszawy, przez Mysłowice. Po wywiezieniu pos. Korfantego policja przeprowadziła gruntowną rewizję w jego domu i wywiozła na aucie ciężarowym całą jego osobistą korespondencję - opisywała "Polonia".
Policja wkroczyła także do siedziby wydawnictwa Korfantego, gdzie przeprowadzono kilkugodzinną, gruntowną rewizję i opieczętowano jego gabinet.
Aresztowanie Korfantego, w niejednej krajowej gazecie (z sanacyjnymi włącznie) skwitowane zwięzłym komunikatem Polskiej Agencji Telegraficznej (np. "Polska Zbrojna": Prokurator przy sądzie okręgowym w Katowicach wydał w dniu dzisiejszym polecenie przytrzymania w areszcie p. Wojciecha Korfantego, b. posła na sejm Rzeczypospolitej i sejm śląski. Na podstawie powyższego polecenia został p. Wojciech Korfanty dziś przed południem przez organa policyjne przyaresztowany. Ze względu na wszczęte śledztwo, szczegóły trzymane są w tajemnicy), wywołało prawdziwy wybuch radości na łamach "Polski Zachodniej":
P. Wojciech Korfanty nareszcie pod kluczem! Sejm Śląski rozwiązany! Największego szkodnika i warchoła w Odrodzonej Polsce dosięgła wreszcie ręka sprawiedliwości.
Dalej gazeta używała słownictwa sugerującego niewątpliwą winę Korfantego (aresztowany nie tylko za zbrodnie natury politycznej, lecz również za szereg ciężkich przestępstw o charakterze czysto kryminalnym) i zdecydowanie nie były to sformułowania niezamierzenie dalekie od precyzji, lecz celowy zabieg piszącego, w którego opinii Korfanty był największym szkodnikiem na Śląsku i cynicznym warchołem.
Kampania nienawiści wobec byłego dyktatora III powstania śląskiego osiągnęła swe apogeum. Obliczona na poklask zwolenników sanacji, odebrana została ze złością i goryczą przez zwolenników Korfantego. Dodatkowo uderzając w same fundamenty ich propolskich postaw z okresu powstań śląskich i plebiscytu.
Korfanty został uwięziony w twierdzy w Brześciu nad Bugiem, gdzie dołączył do innych aresztowanych polityków opozycji. Na proces czekali tam ponad rok, poniżani a nawet maltretowani przez swych nadgorliwych nadzorców. Tymczasem piłsudczycy osiągnęli swój główny cel: jak nietrudno było przewidzieć, podzielona i do tego jeszcze teraz zdekapitowana opozycja wybory parlamentarne w listopadzie 1930 r. przegrała.