Prały Hanysy sie z Gorolami...
Zanim przejdziemy do obcych, zajmijmy się naszymi. Skąd wziął się Hanys? Hanys wziął się od imienia Hans i dawno temu był pejoratywnym określeniem na Górnoślązaka. Był polskim odpowiednikiem niemieckiego Wasserpolnisch. Z tą różnicą, że niemieckie określenie oznaczało, że mieszkańcy Górnego Śląska są niby-Polakami, a polskie Hanys, że niby-Niemcami. Hanys używany przez ludność napływową po II Wojnie Światowej po jakimś czasie przeszedł proces podobny do amerykańskiego słowa na N. Został przechwycony przez społeczność do której był adresowany. Teraz Hanys oznacza swojego, tutejszego – najlepiej takiego, który swoje śląskie pochodzenie może potwierdzić paroma pokoleniami mieszkającymi na Górnym Śląsku.
Ciekawa jest też historia Gorola. Obecnie górnośląskie słowniki wyróżniają dwa określenia: gōrol i gorol. Etymologicznie oznaczają to samo – mieszkańca gór. Z tym, że Gorol obecnie kojarzy nam się raczej z sąsiadem zza Brynicy. Jak do tego doszło?
Historia jest całkiem prosta. Może ciężko w to uwierzyć, ale Górny Śląsk był kiedyś bardzo słabo skomunikowany z Małopolską. W XIX wieku wszystko zmieniła kolej. Nowy środek transportu sprawił, że wielu mieszkańców Małopolski i Podhala zaczęło używać miast Górnego Śląska jako przystanku w drodze na zachód. Ślązacy zaczęli zauważać, że w ich miastach jest coraz więcej przybyszów ze wschodu, i tak oto każdy obcy stał się Gorolem, nawet jeśli nie pochodził z Tatr. Co ciekawe Ślązacy zaczęli nazywać Gorolami nawet mieszkańców Beskidu Śląskiego, co wcześniej nie było powszechne. Górale Jabłonkowscy z Beskidu Śląskiego szybko przejęli to określenie i podobnie do Hanysów, sami chętnie mówią o sobie Gorole. Na początku XX wieku oddalili się też od Ślązaków kulturowo i powiązali bardziej z Żywczanami. Widać to na przykład w spadkach poparcia dla Śląskich partii politycznych w Gminie Istebna w tamtym okresie. Co ciekawe Ślązacy ze Śląska Opolskiego na obcych mówią Chaziaje, co oznacza „przyjezdni zza Bugu”. Etymologicznie Chaziaj pochodzi z języka rosyjskiego i oznacza chłopa rolnego, albo gospodarza.
Krojcoki i Basztardy
Ponieważ ludności napływowej (szczególnie po 1945 roku) było coraz więcej, Ślązacy wymyślili nowe sposoby na segregację ludzi. W ten oto sposób powstały krojcoki i basztardy. Kiedy byłem mały, wydawało mi się, ze krojcok albo krajcok wziął się od słowa kraj – w znaczeniu Polska. Myślałem, że chodzi o ludzi o polskim pochodzeniu. Prawdziwa etymologia okazuje się bardziej ekstremalna. Krojcok pochodzi od niemieckiego kreuzen – krzyżować. Pierwotnie krojcok oznaczał krzyżówkę ras zwierząt. Krojcokiem mógł być kundelek, albo kopalniany kanarek. Późnej krojcokiem stał się kolega z familoka obok, którego dziadek przyjechał ze wschodu na Śląsk za pracą.
Ale zaraz, zaraz... co w takim razie oznacza basztard? Basztard jest na pewno określeniem bardziej radykalnym i pejoratywnym. W Internecie używa się go zamiennie z krojcokiem. W kompletnie nienaukowy sposób, na chłopski rozum, można to wyjaśnić tak: basztard dotyczył raczej pierwszego pokolenia. Krojcokiem możesz zostać, bo twój pradziadek urodził się za Bugiem. Dzisiaj chyba wszyscy jesteśmy krojcokami. Choć niektórzy nadal lubią chwalić się prawdziwie śląskim rodowodem, który sięga czasów, kiedy to Adam i Ewa zostali wygnani z Bytomia
Zabawa w dendrologów (i ornitologów)
Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, ja jestem z Łazisk Górnych. U nas ludności napływowej było raczej mało (ja chyba jestem najbardziej nietutejszą osoba na dzielni, bo mój dziadek był spod Wielunia), dlatego jako dziecko nie spotkałem się z klasyfikacją na Pnioków, Krzoków i Ptoków. My w Łaziskach jesteśmy chyba bardziej radykalni i każdy „nie stąd” jest „z Gorolowic”.
Z tymi określeniami spotkałem się dopiero, kiedy zacząłem pracować w Muzeum Śląskim i myślałem, że to jest coś, co wymyślili kuratorzy wystawy historycznej. Teraz uważam, że ludziom w latach 50. musiało się po prostu nudzić i zaczęli bawić się w dendrologów. Ale na potrzeby tekstu wyjaśniam: Pnioki – ci, którzy na Górnym Śląsku są od pokoleń i zapuścili korzenie. Krzoki – pierwsze lub drugie pokolenie Ślązaków. Ptoki – przybyli tylko za pracą i nie wiadomo, czy zostaną na stałe. Bardziej negatywnymi określeniami są (lub były) wulce albo wulcoki – ludzie dawniej mieszkający w wulchauzach, czyli hotelach robotniczych.
Nawet Ślązaków da się podzielić
Tego nie dowiecie się z polskich lekcji historii. W XVIII wieku Śląsk nawiedziły 3 wojny między austriackimi Habsburgami a pruskimi Hohenzollernami. W wyniku tak zwanych Wojen Śląskich Górny Śląsk został trwale podzielony. W ten sposób wytworzył się podział na Cysaroków na południu i Prusoków na północy. Obecnie cześć Austriackiego Śląska leży w granicach Rzeczypospolitej Polskiej. Ślązacy często podkreślają różnice między Cysarokiami (na których mówimy też często Cieszynioki), a Prusokami. Inne tradycje, inne obyczaje, inny śląski... szczerze? Ja tego nie dostrzegam.
Pewnie dlatego, że jestem pół na pół Prusokiem i Cysarokiem i moja mama potrafi w jednym zdaniu bez zająknięcia przejść z góralskiej gramatyki na gramatykę z GOPu. Jednakże ostatnio poznałem nową koleżankę z Cieszyna. Takiego połączenia doświadczeń nie miałem z żadnym z kolegów z Łazisk i okolic. Wreszcie mam znajomą, u której w domu też używa się Alpy i opowiada historie o przemycaniu kredek i tenisówek z Czechosłowacji (tam mieli lepsze). Wychodzi na to, że może jest jakaś różnica, ale bardziej historyczna niż kulturowa.
Niy braty, niy swaty
Póki co omówiliśmy tylko podstawowe podziały. Ostra jazda bez trzymanki zaczyna się między poszczególnymi miastami. Pszczynianie na Kobiórzan mówią Lasoki. Wyrzanie Gostynian nazywają Doliniokami. Każdy przyjezdny z mniejszej miejscowości w większych miastach Górnego Śląska staje się Pomponiem. A jak pochodzisz z Częstochowy, to jesteś Medalikorzem. A tak naprawdę, to każdy obcy jest z Altrajchu. Nie spróbuję nawet wejść na teren określeń kibiców zwaśnionych klubów, a uwierzcie mi, jest tego sporo.
Poza tym, wszyscy nie lubimy pichuniów i władoli. Że kogo znowu? Zmarły niedawno prof. Marek Szczepański opowiadał kiedyś, jak w jego Tychach pochodzenie "władola" i "pichunia" objaśnił mu rodowity Hanys. Zauważył, że wszyscy nowi w jego wsi (pod Tychami właśnie) dzielą się na dwie grupy. W pierwszej mężczyźni byli słabi, nieporadni i leniwi. I wszyscy mieli na imię Władysław. Przypadek? Od tego czasu obcy próżniak stał się władolem. Od władola gorszy jest jednak obcy szabrownik. We wsi starego hanysa jeden z takich cwanych gagatków podwędził tubylcowi rower. W spokojnej, uczciwej śląskiej wsi starego hanysa! Złodziej na nazwisko miał Pichuń, więc pichuniem stary hanys ochrzcił obcego, któremu w głowie kradzież i inne hultajstwo. A razem z władolem, pichuń dołączył do obszernego rejestru "ni bratów, ni swatów", których na swoim terytorium należy co najmniej mieć na oku.
Richtich Ślōnzok
Czego nauczyła nas ta piękna historia o podziałach? Mnie na pewno tego, że mógłbym się opisać prawie każdym z powyższych określeń. Czy to oznacza, że jestem najprawdziwszym z Górnoślązaków? – Pewnie tak.
A tak na serio, to zacząłem się zastanawiać, czy w przyszłości znajdziemy jakieś określenia na czarnoskórych Ślązaków, albo na Ślązaków pochodzenia ukraińskiego? Świat się zmienia. Śląsk się zmienia. Śląska inwencja w wymyślaniu nazw dalej taka sama. A prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy z Bytomia.
Ale co nam dają te wszystkie klasyfikacje i podziały? Michał Smolorz powiedział kiedyś: To naturalne właściwości hermetycznej kultury słabszej otoczonej przez kultury dominujące. Dzięki temu zamknięciu i obronie przed zawłaszczeniem, Ślązacy zachowali swoją tożsamość. – no i chyba mioł chop recht.
PS. Grafika Joanny Furgalińskiej z serii "Achim Godej", która w dialogu Hanysa i Gorola pięknie oddaje to, o czym tu sobie żartujemy.
Może Cię zainteresować:
QUIZ. Te polskie słowa po śląsku znaczą zupełnie coś innego. Test dla mistrzów ślonskiej godki
Może Cię zainteresować: