Majówka to trudny czas. Na majówce być po prostu trzeba, inaczej wychodzi na to, że jest się towarzyskim outsiderem. Zostać w domu? Nie wchodzi w grę. Można ewentualnie jechać w góry, wtedy nieobecność jest uzasadniona, ale to wiąże się z wysiłkiem fizycznym, więc może lepiej rzeczywiście iść do znajomych na grilla i zjeść jakiego wuszta z zymftem.
Wuszt z zymftem? Olaboga! Dyć to musi być richtig ślonski grill… Hanys się odnajdzie, ale gorzej z gorolem. Zwłaszcza takim, który dopiero stawia pierwsze kroki na Górnym Śląsku i musi zdobyć przychylność ludności tubylczej. Nie martw się gorolu! Przygotowaliśmy dla ciebie kilka wiców, którymi zabłyśniesz w towarzystwie. Przygotowaliśmy, czyli my - redakcja ŚLĄZAG-a - oraz kilku gości.
Zapytasz, co to takiego te całe wice? Nie ma sprawy. Odpowie ekspert.
- Wic, to taki żart, który bierze się z mądrości życiowej i nierozerwalnie wiąże się z poczuciem humoru, które przejawia się w dostrzeganiu absurdów codzienności - tłumaczy Marek Szołtysek, historyk, znawca śląskiej kultury.
Enjoy!
Ślonskie wice na majówkę. Tym zabłyśniesz w towarzystwie
-
Marek
Szołtysek (Jego już znacie):
Wchodzi facet do cukierni i godo:
- Ale żech jes godny. Mocie sam tako fajno torta. Wezna konsek.
Na co ekspedientka odpowiada, że na konski nie sprzedaje. Całość albo nic.
- Dobra, dejcie! - decyduje się klient, którego skręca w żołądku.
- Na wiela konsków to panu pokroić - sześć czy dwanoście?
- Dejcie sześć. Dwunastu nie dom rady. - Mariusz
Kałamaga (Człowiek orkiestra. Artysta kabaretowy, prezenter radiowy, organizator Międzygalaktycznego Zlotu Superbohaterów):
Siedzi taki biedny synecek przy kałuży i pije woda. Obok przełazi staro oma i mu godo:
- O jeronie, synecku! Nie pij ty wody, bo sam je maras. Poć do mie, naleja ci szolka tyju.
- Proszę, co pani mówiła?
- A nic, nic. Pij gorolu, pij.
- Łukasz
Zimnoch (Prezes Stowarzyszenia "Wrazidlok". Ślonzok z Piekar Śl., choć mieszka w Radzionkowie):
Dawno temu kupiliśmy w Radzionkowie dom, który wymagał remontu. Jednym z najważniejszych zadań była wymiana dachówki, do której zatrudniliśmy miejscowego stolarza. Przyniosłem ekipie coś do picia i rzuciłem stolarzowi pytanie:
- Jest pan z Radzionkowa? - Zdumiało mnie, bo jedyną odpowiedzią było milczenie.
Pół godziny później wróciłem po naczynia, a stolarz ze zdumieniem na twarzy odparł:
- Się pan pytał, czy jestem z Radzionkowa…
- To chyba łatwo odpowiedzieć - odrzekłem rozbawiony zwłoką.
- To nie takie proste…
- A czemu?
- Widzi pan, mam dokumenty potwierdzające, że mieszkamy w Radzionkowie od dwustu lat…
- To jest pan z Radzionkowa! - odpowiedziałem, śmiejąc się głośno.
- Właśnie to nie jest takie proste, bo na naszej ulicy nie mam żadnych krewnych.
- Łukasz
Kohut (Europoseł Nowej Lewicy. "Ambasador" Śląska):
Świynty Pieter zwiedzoł kiejś Piekło.
Tyn istny ober-dioboł zakludził go na koniec tam, kaj najgorsze grzeszniki warzōne były we smole we dupnych garcach.
Kole pierwszego garca stało ze tuzin dioblikōw, kere ich wachowały. Na ja, pedzioł ober, sam sōm Amerykōny. ône sztyjc prōbujōm uciekać, jedne z tej udowajōm, a wtynczos drugi ze inkszej strōny pitajōm. Ciynżko ich prziwachować.
Kole drugigo garca stoł yno jedyn dioblik. Czamu samek je yno jedyn wachtyrz? - Pyto świynty Pieter. Widzisz, sam siedzōm Niymce. Jak kery wylezie na wiyrch i chce citać, wachtyrz ryczy "zurick" i Niymiec skoko nazod do garca.
Przi trzecim nie było żodnego wachtyrza, a rajn szoł yno jedyn wielki butel. Sam siedzōm Poloki - wyjaśnio ober. Nie trza ich wachować? - dziwi sie świynty - Nie uciekajōm?
A dyć niy, sztyjc chcōm - tuplikuje ober. Yno co kerymu sie udo wylyźć na wiyrch, to go drugie same ściōngajōm na dōł. - Tomasz
Borówka (Dziennikarz portalu ŚLĄZAG. Historia nie ma przed nim tajemnic, a jeśli ma, to zapewne on sam je rozwieje):
TVP przyjechało zrobić film ze starym śląskim powstańcem - Francikiem.
- Panie Franciku, niech nam pan opowie najpierw o pierwszym powstaniu.
- To było tak. Lejtnant doł nom zignal. My wyskocyli z przikopy. Za chwila coś dupło, a my wszyscy pitli.
- Stop! Stop! Panie Franciku, proszę nie używać niekulturalnych i niezrozumiałych w stolicy słów. Proszę nam lepiej opowiedzieć o drugim powstaniu.
Francik znów powtarza to samo: - …Za chwila coś dupło, a my wszyscy pitli.
- Stop! Stop! Tak nie może być. Rezygnujemy z pana.
- To jo moga wom jesce łopowiedzieć ło czeciym powstaniu - wtrąca się Francik.
- Nie, dziękujemy. Pewnie znowu żeście pitli.
- Niy!
- Nieeee? - pyta zaciekawiony redaktor.
- Niy. Pierwy dupło.
- Marcin
Zasada (Redaktor naczelny portalu ŚLĄZAG. Gdyby na co dzień nie opowiadał wiców, to pisałby dwa razy więcej tekstów):
Idzie dwóch karlusów kajś przez Dortmund i jeden godo do drugiego:
- Ojgen, jak jo bych se zjod bratheringa, ino nji wiem, jak to je po niemiecku.
(BONUS) Masztalski i Ecik wracają z karczmy. Zamiast po chodniku idą wzdłuż torów kolejowych:
- Jerona, Ecik! Jakie te schody długie.
- Schody, jak schody. Patrz, jak nisko te gelendry!
- Stój! Poczekejmy. Słysza, że winda jedzie.
- Michał
Wroński (Dziennikarz portalu ŚLĄZAG. W wicach równie sprawny, jak w tematach gospodarczych):
Alojz po latach opowiada wnukom o tym, jak to walczył w powstaniu na Annabergu:
- My sie tam fest prali, ale to fest! Jo tam boł nawet ranny, ino to boło tyla lot temu, że nie spomna se, czy dostołch kulka mieyndzy łopatki, czy łopatka mieyndzy kulki.
- Patryk
Osadnik (Reporter portalu ŚLĄZAG. Cysty Cider):
Jedzie Hilda banom do Chorzowa. Podchodzi kontroler biletów i pyta:
- Kaj to Pani jedzie?
- Do Chorzowa.
- Do Starego?
- Niy! Do Trudy na bonkawa.
Może Cię zainteresować: