Po dwóch tygodniach obecności dwóch ukraińskich rodzin w moim mieszkaniu, gdy już było jasne, że wojna nie skończy się tak szybko, zaczęłam zastanawiać się, co zrobić, by ktokolwiek wiedział, że u mnie przebywają uchodźcy.
Dzień dobry, mieszkają u mnie uchodźcy
Ponieważ moja gościna została zaaranżowana w sposób nieformalny, za pomocą Facebooka, a nie przez samorząd, postanowiłam sama zadzwonić do Centrum Integracji Międzypokoleniowej, zajmującego się sprawami uchodźców w Chorzowie, gdzie znajduje się moje mieszkanie, by zapytać, czy, jak i gdzie powinnam zgłosić, że goszczę obywateli Ukrainy, którzy uciekli przed wojną.
Okazało się to dobrym posunięciem. Pani przez telefon zebrała ode mnie podstawowe informacje: adres, liczba uchodźców, w tym dzieci, i mój numer telefonu. Zapowiedziała, że przyjdzie do mnie na kontrolę ktoś z Ośrodka Pomocy Społecznej i z policji. Kilka dni czekałam na telefon z OPS-u. Miła pani zapowiedziała swoją wizytę na prawie za tydzień. Umówiłyśmy się na konkretną godzinę.
Kontrola z OPS-u szybka, a urzędniczka miła i pomocna
Młoda urzędniczka społeczna przyszła punktualnie. Miała ze sobą kilkustronicowy kwestionariusz. Spodziewałam się, że będzie kontrolować dokładnie mieszkanie i warunki, w jakich przebywają moje rodziny. Tymczasem po spisaniu ich danych (na dwie rodziny wystarczył jeden kwestionariusz) głównie wypytywała moich gości, czy czegoś nie potrzebują - odzieży, sprzętu, jedzenia, czy nie potrzebują wizyty u lekarza, czy mają jakąś specjalną dietę albo chorują przewlekle. Akurat u nas takich problemów nikt nie miał, więc wypełnienie dokumentu zajęło dosłownie 10 minut. Co ciekawe, dla potrzeb kwestionariusza dorośli (w moim przypadku dwie mamy) musiały też podać, jakie mają wykształcenie.
Podpytałam urzędniczkę, zresztą bardzo sympatyczną i pomocną (dała nam nawet karteczkę z kontaktem bezpośrednim do siebie, gdyby jakakolwiek pomoc była potrzebna w późniejszym czasie), czy ma w obowiązkach również kontrolowanie warunków mieszkaniowych w lokalach goszczących uchodźców. Odparła, że tak, ale robi to dokładniej, gdy zauważa już od progu, że coś może być nie tak. U nas nie było się do czego przyczepić, dlatego nie widziała potrzeby, by przeprowadzić dokładną kontrolę.
Zostało nam więc tylko oczekiwanie na wizytę dzielnicowego. Mam nadzieję, że też zapowiedzianą, bo nie chciałabym, by moi goście przestraszyli się, widząc na progu umundurowanego dryblasa.
CZYTAJ TEŻ:
- Goszczę Ukraińców (cz. 2): Wyprawa po "pławki" i zaskoczenie w lodziarni
- Goszczę Ukraińców (cz. 3): W kolejce po PESEL uchodźcy stoją już od 4 nad ranem
Może Cię zainteresować: