Kolega z Lipin, kiedy zaczynaliśmy studia z filologii polskiej, zapytał mnie, czy mogę pożyczyć mu filok. Miał 20 lat, ukończył kilka szkół, ale nie wiedział, że po polsku to długopis.
Rozumiem go, bo sama jestem dziewczyną z Lipin. Nawet dziś, kiedy długo godom, muszę później długo ćwiczyć, żeby mówić po polsku, ponieważ zmienia mi się akcent. Zależy mi na tym, żeby Lipiny przestały być postrzegane jako najgorsza dzielnica w całym regionie, bo kiedyś tętniły życiem. Tam wszystko było tak, jak trzeba. Był dom kultury, kościół, gruba, familoki. Zamknięto kopalnię i zaczęły się problemy. Ale stamtąd jest wielu naprawdę mądrych i pracowitych ludzi.
Ile lat gra już pani Hankę?
Prawie siedem lat. Zagrałam ją ponad 200 razy.
Najbliższy spektakl ma odbyć się dwa tygodnie po naszej rozmowie. Wszystkie bilety sprzedane.
Być może dlatego, że teraz gram ją rzadko, czyli raz lub dwa razy w miesiącu.
Musi być w tym jednak coś więcej, skoro ludzie wypełniają salę Teatru Korez od siedmiu lat.
To dla mnie bardzo trudny emocjonalnie spektakl. Może się wydawać, że przez ponad godzinę tylko siedzę na krześle i godom, ale to są takie emocje, które nawet fizycznie wyczerpują. Będę to jednak grała tak długo, jak tylko Bóg da mi zdrowie i siły. To jak z „Cholonkiem”, którego gramy od ponad 18 lat. Proszę sobie tylko wyobrazić, ile pokoleń się na tym wychowało. Z kolei Hanka to taka lekcja historii, z której można wynieść dużo więcej, niż z tej szkolnej. Zresztą o tej historii rzadko mówi się w Polsce. Spotkania z Hanką nie traktuję jak zwykłego przedstawienia. Może zabrzmi to górnolotnie, ale czuję, że zostałam wyznaczona do tego, żeby o tym temacie przypominać, żeby o nim nie zapomniano, żeby żył w naszej świadomości. To moja misja.
Kolejnym etapem tej misji jest wystawienie Hanki w Parlamencie Europejskim?
Myślę, że to jak z trzepotem skrzydeł motyla, które mogą wywołać tsunami. Mam szczerą nadzieję, że nasz głos zostanie usłyszany w Polce, kiedy wybrzmi z Parlamentu Europejskiego. Chcę pokazać, że śląski jest językiem żywym, za pomocą którego można opowiadać historie, że jest językiem pięknym, który ma w sobie wiele poezji, a nie jest knajackim językiem spod budki z piwem, którego musimy się wstydzić. Wręcz przeciwnie. To coś wartościowego, wspólnego, o czym nie można zapomnieć. Jak będzie? Nie wiem. Nie boję się, choć zaproszeni zostali wszyscy europosłowie z Polski. Myślę, że prawa strona nie przyjdzie.
To kolejna cegiełka, żeby język śląski został uznany w Polsce?
Tak. Jadę tam tylko po to. To nie jest żaden manifest polityczny, tylko historia Górnego Śląska opowiedziana w języku śląskim. Nieskromnie myślę, że jeśli mamy pokazać coś naszego, kulturę wysoką, to Hanka jest najlepszym wyborem. Niezależnie od tego, czy zagra ją Grażyna Bułka czy Grzegrzółka. Ten tekst jest wart pokazania za granicą. Wiem, że jego autor, Alojzy Lysko, będzie bardzo szczęśliwy i zadowolony, kiedy Hanka zaprezentuje się w Brukseli. Z tego, co wiem, będzie to pierwszy spektakl teatralny wystawiony w Parlamencie Europejskim. O zorganizowanie tego europoseł Łukasz Kohut musiał starać się przez wiele miesięcy.
Czy my w ogóle oficjalnego uznania języka śląskiego potrzebujemy?
Tylko uznanie języka śląskiego formalnie umożliwi nam jego naukę w szkołach. W przeciwnym razie będziemy organizowali tajne komplety? Dzieci będą płaciły za naukę języka śląskiego? To tak, jakby kazać Polakom płacić za naukę języka polskiego. Dlaczego Ślązacy mogą się uczyć angielskiego, niemieckiego, francuskiego, a nie śląskiego?
Mimo wszystko język śląski i śląska kultura przeżywają renesans.
To efekt mozolnej pracy wielu ludzi, którzy od lat dbają o to, żeby język śląski trwał. Weźmy raz jeszcze „Cholonka” i Hankę. Otwieramy drzwi teatru i zapraszamy ludzi, żeby zobaczyli, jacy jesteśmy. Ta moda nie spadła nam jak manna z nieba, trzeba było na to długo pracować. Dziś na planach filmowych, kiedy mam okazję rozmawiać z wieloma osobami, prędzej czy później przechodzę na język śląski. Robię to specjalnie i z premedytacją, ponieważ kiedyś było to nie do pomyślenia. Byłam przez to traktowana jak ktoś gorszy. Może to kwestia wieku i doświadczenia, a może charakteru. Nie wstydzę się, a nawet jedną ze swoich wizytówek nagrałam po śląsku. Dobry język śląski, nie knajacki spod budki z piwem, przełamuje lody i zaciera stereotypy. Jeśli ktoś w ekipie jest stąd, to od razu godomy. To swego rodzaju forma przyzwyczajania ludzi do naszego języka.
Często w rozmowach wraca pani do przeszłości, a jakie jest pani marzenie o przyszłości?
Nie potrafię o tym mówić, bo od razu się wzruszam, ale spróbuję… Z dniem śmierci mojej mamy pewien etap związany z tym miejscem i jego historią dla mnie się zakończył. Nie ma już nikogo, kto mógłby mi opowiedzieć o tym, jak to kiedyś było. Przerwana została pewna nić. Wcześniej wciąż wracałam do przeszłości, a teraz przyszedł czas na przyszłość. Nie mam wielkich marzeń. Chciałabym tylko, żebyśmy mogli swobodnie mówić w języku śląskim, żebyśmy nasze dzieci i wnuki mogły się go uczyć w szkołach, żeby polskie władze, niezależnie jakie, bo to nie tylko problem ostatnich lat, go i nas zaakceptowały. Chciałabym, żeby nas szanowano i żebyśmy zachowywali się tak, żeby można było nas szanować. Mam wrażenie, że grając Hankę jedno z moich marzeń spełniłam. Mój ojciec nie żyje od 35 lat, więc nie mógł tego zobaczyć. Mama też nie mogła przyjść do teatru, ale pokazałam jej nagranie ze spektaklu. Myślę, że oboje gdzieś tam na górze są ze mnie dumni. Nie dlatego, że jestem aktorką, ale dlatego, że przy pomocy języka śląskiego opowiadam historię Górnego Śląska. Przyznam szczerze, że nie chciałam robić kolejnego monodramu, ale kiedy dostałam ten tekst, nie mogłam go już wypuścić z rąk.
Mówi pani: "Śląsk jest miejscem, gdzie się urodziłam, gdzie żyję i gdzie chcę umrzeć”. Skąd to przywiązanie do Hajmatu?
To prawda. Tutaj się urodziłam, tutaj żyję i tutaj chcę umrzeć. Moja babcia urodziła się w niemieckim Raciborzu. Miałam możliwość wyjazdu do Niemiec, ale nie chciałam tego zrobić. Kiedy latem siadam w Byfyju na Nikiszowcu, piję kawę i wracam wspomnieniami do dzieciństwa, to wiem, że to jest moje miejsce. Trzęsę się na myśl o każdym wyjeździe do Warszawy, za to lubię Wrocław i Katowice, więc nie jest to kwestia dużego miasta. Po prostu tutaj jestem u siebie.
Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.