W
ubiegłym tygodniu minęły dwa miesiące od przyjęcia przez Sejm
znowelizowanej ustawy o referendum lokalnym. Przewiduje ona m.in.
zmniejszenie liczby obywateli koniecznych do podjęcia inicjatywy referendalnej, obniża próg jego ważności (z 30 do 15 proc.
uprawnionych do głosowania) oraz poszerza katalog spraw mogących
stać się przedmiotem referendum. Zakłada ponadto, że referendum w
sprawie odwołania wójta, burmistrza, czy prezydenta miasta będzie
ważne jeśli liczba oddanych w nim głosów sięgnie 3/5 liczby
głosów oddanych na danego włodarza (obecnie jest 3/5 głosów
oddanych ogółem). Mówiąc wprost, proponuje ułatwienie odwoływania rządzących w gminach i miastach.
Projekt z Sejmu wyszedł i do Sejmu wrócił. Blokuje go ultimatum SP
Złożony przez posłów klubu Kukiz’15 projekt dzięki poparciu PiS-u przeszedł przez Sejm, ale został zablokowany przez Senat, który podzielił stanowisko samorządowców, że przyjęcie takich regulacji skutkować będzie niechęcią do podejmowania przez włodarzy jakichkolwiek niepopularnych, nawet jeśli potrzebnych, decyzji.
Próbę odrzucenia senackiego weta Sejm miał podjąć już
miesiąc temu, ale finalnie został zdjęty z porządku obrad. Wpływ
na taką decyzję miało ultimatum polityków Suwerennej Polski
(wtedy jeszcze Solidarnej Polski), którzy uzależnili swoje
ewentualne poparcie dla tego projektu od zwrotu przez fundację, w
której Kukiz jest członkiem rady, kwoty
4,3
mln
zł z rezerwy budżetowej na edukację społeczną dotyczącą
referendów. A bez ich głosów na
odrzucenie senackiego weta nie ma szans.
Dobrze jest móc zmienić „piłkarza w trakcie gry”?
- To dobry projekt. Mechanizm, który pozwala w trakcie gry zmienić „piłkarza” jest potrzebny demokracji. Chodzi o to, żeby samorządowcy czuli odpowiedzialność – broni pomysłu swoich dawnych kolegów z sejmowej ławy Grzegorz Długi, prawnik i były poseł Kukiz’15 z Katowic.
Jak w piątek, 12 maja, przekonywał na antenie Radia Piekary aktualnie instytucja referendum odwoławczego nie do końca działa, gdyż z ostatnio przeprowadzonych skuteczne okazało się 10-12 proc. (doprecyzujmy: w latach 2006-2017 skuteczność referendów odwoławczych w Polsce wyniosła nieco ponad 14 proc., zaś w kadencji 2014 – 2018 było to 11 proc.). W naszym regionie mieszkańcom udało się w 2012 r. odwołać prezydenta Bytomia Piotra Koja, a trzy lata wcześniej prezydenta Częstochowy Tadeusza Wronę. Znacznie częściej podejmowane próby kończyły się niczym (bez powodzenia próbowano odwoływać m.in. wieloletniego prezydenta Gliwic Zygmunta Frankiewicza).
Krytycy proponowanej przez Kukiz’15 nowelizacji przepisów wytykają, że za ich sprawą garstka mieszkańców będzie mogła podważyć wyborczy werdykt znacznie większej od siebie grupy wyborców.
- To nie tak. Przecież popierający danego prezydenta też mogą pójść, by zagłosować za jego pozostaniem. To tylko kwestia mobilizacji społecznej. A jeśli nie pójdą, to oznacza, że im nie zależy – komentował Grzegorz Długi. Jak dodał art. 4 Konstytucji stanowi, że „naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”, ale nikt go nie chce realizować.
- To jeden z mechanizmów potrzebnych, żeby obywatele czuli się obywatelami – stwierdził w kontekście proponowanej nowelizacji były poseł Kukiz’15.
Może Cię zainteresować: