Grzegorz Kulik

Grzegorz Kulik: Drogie feministki, nie pasujecie do śląskości, ale nie z tego powodu, o którym myślicie

W niedzielę 17 listopada uczestniczyłem w Rybniku w dyskusji na temat dalszej kodyfikacji języka śląskiego i wytworzenia zunifikowanego pisemnego standardu dla wszystkich jego wariantów. Nie o tym jednak będzie ten felieton.

Na widowni mieliśmy feministkę. Wśród panelistów była jedna kobieta i czterech mężczyzn, więc pojawił się temat parytetu. Trochę ciężko o parytet w sytuacji, gdy kobiet piszących po śląsku jest jak na lekarstwo.

Mniej kobiet niż mężczyzn mówi po śląsku

Mam teorię, skąd ta dysproporcja. Badania naukowe na całym świecie wykazują dość ciekawe zjawisko: kobiety mają tendencję do modyfikowania swojego języka, żeby brzmieć bardziej prestiżowo, a mężczyźni w mniej prestiżowym wariancie języka znajdują tzw. prestiż ukryty, wynikający z identyfikacji z używającą tego wariantu grupą. Nigdy nie spotkałem się z takimi badaniami na Górnym Śląsku, ale według moich obserwacji u nas jest podobnie. Wszyscy znamy po co najmniej kilka par, gdzie mężczyzna godo, a kobieta mówi.

Gdy wspomniałem o tych badaniach w kontekście dysproporcji dyskutujących, feministka eksplodowała. Bo przecież „kobiety piszą po śląsku, ale nie w języku śląskim” a poza tym „czy to coś gorszego, że mówią tak a nie inaczej?” i w ogóle „powiem jak Szczepan Twardoch: bo chca”.

Tak, z mojej perspektywy jest to coś gorszego, że mówią tak, a nie inaczej, bo jestem przeciwny polskiemu imperializmowi kulturowemu na Śląsku. Za to ta logiczna ekwilibrystyka, że „kobiety piszą po śląsku, ale nie w języku śląskim” na spotkaniu na temat języka śląskiego jawi mi się jak jakiś ponury żart.

Na wskroś komiczna była jej odpowiedź na moje pytanie: „Czymu wyście sōm tacy defynsywni? Jo ino podowōm wyniki naukowych badań”. Usłyszałem: „A bo po co tak dzielić, że kobiety tak, a mężczyźni tak”. To powiedziała feministka, której cała ideologia właśnie na tym podziale polega.

Nie pierwszy raz

Nie jest to moje pierwsze zderzenie z feministkami w kontekście śląskiej kultury. Kilka lat temu napisałem dla Wachtyrza artykuł „Feminizm w służbie nacjonalizmu”, w którym przedstawiłem kilka feministycznych projektów i publikacji, gdzie robi się bohaterki z desantu polskich nacjonalistek, które doprowadziły do rozdarcia tej ziemi i jej rodzin, a przemilcza Ślązaczki i Niemki.

Zwracałem tam też uwagę między innymi na stronniczy język używany w publikacjach, które działania Niemców opatrują wszelkimi pejoratywizmami i słowami nacechowanymi negatywnie, a działania Polaków opisują odwrotnie, np.: „Sporo było tych głosów za Polską, woziliśmy do urn chorych nawet, ale i Niemcy nasprowadzali szumowin skąd się dało i wynik był nie po naszej myśli”.

Oprócz tego krytykowałem bezmyślne formułowanie narracji na wzór XIX i XX wieku, a co za tym idzie uczenie odbiorców, że przemoc jest w porządku, jeśli większość nie zagłosowała po naszej myśli. Stąd te romantyczne fragmenty, jak to nadszedł po plebiscycie „przypływ patriotycznych uczuć u wszystkich Ślązaków” (co jest zresztą kłamstwem) i śląskiej wojnie domowej jako „czasie wielkiej próby”.

Innym razem w opinii „Dlaczego Twardoch napisał »pie...l się Polsko«. Polemika z Pawłem Stachowiakiem” opublikowanej w „Gazecie Wyborczej” wskazywałem na „Wysokie Obcasy”, które bez żadnego zażenowania brzmią jak endecka propaganda w artykule „Powstanki, aktywistki i gospodynie domowe ze Śląska w memach Marty Frej”, robiąc tym samym nacjonalistycznym przybłędom laurkę za genitalia i walkę o polskość.

Ślązak ma się dopasować

A teraz nastąpił ten niedzielny Rybnik, gdzie kolejny raz feminizm pokazuje, że jest całkowicie niekompatybilny z nowoczesną śląskością. Oto do promowania polskiego nacjonalizmu na Górnym Śląsku dodana zostaje sprawa języka. Na spotkanie na temat języka śląskiego przychodzi polonofonka i stawia żądania. Można byłoby skomentować memicznie: „stare, znałem”, bo ten schemat, w którym mówiący po polsku oczekuje, że mówiący po śląsku się do niego dopasuje, jest stary jak Polska na Śląsku.

Oprócz pracy wprost na niszczenie śląskiej kultury i języka, zakłamywanie śląskiej historii i alienowanie niepolskich Ślązaków, feminizm jest niekompatybilny z powodu czysto ludzkiego: nowoczesna śląskość jest tożsamością nakierowaną na słuchanie różnych głosów na Śląsku, a jednocześnie chce pozwalać tym głosom się wypowiedzieć. Śląskość nie jest roszczeniowa; śląskość uczy pracować dla naszego kawałka świata i dbać o niego.

Feministyczna roszczeniowość

Feminizm za to wychodzi z pozycji roszczeniowości: wszyscy mają się dostosować do ich wizji i koniec. Ja nie przychodzę na spotkania feministek i nie żądam od nich, żeby mówiły po śląsku. Dlaczego więc na spotkanie o języku śląskim przychodzą feministki i stawiają żądania, jeżeli nie mają nawet tak szczątkowego wkładu w jego rozwój jak przekazanie go swoim własnym dzieciom? Dlaczego ja, osoba popularyzująca język śląski, mam uznać go za sprawę drugorzędną na spotkaniu o języku śląskim? Dlaczego na spotkaniu o języku śląskim, ciągniętym od dekad w ogromnej większości przez mężczyzn, ma być parytet płci?

Gdy zakładaliśmy Radę Języka Śląskiego też od razu pojawiły się głosy, że „dlaczego jest tak mało kobiet?”. Oczywiście ani jeden z tych głosów nie był po śląsku, tylko wszystko w języku dominującym.

Przypomina mi to sytuację z Kraju Basków, gdzie w 2019 roku grupa feministek m.in. z USA, Hiszpanii i Ameryki Południowej zjechała pod muzeum baskijskich procesów o czary z protestem i żądaniem, że muzeum ma przestać wykorzystywać przemoc wobec kobiet. Na ich wcześniejsze, pisane po hiszpańsku, maile nikt nie odpowiadał. Wyszła do nich pracownica muzeum i powiedziała po baskijsku (ja niestety postanowiłem zwrócić się do feministek nie po śląsku, za co szanujących język śląski Czytelników przepraszam):

Czterysta lat temu Hiszpańska Inkwizycja weszła do tego miasta, żeby narzucić nam język hiszpański. To samo czujemy teraz: znowu ludzie z zewnątrz rozkazują nam w obcych językach […] Częściowo zgadzamy się z waszym manifestem. Kiedy postanowimy wprowadzić zmiany w muzeum, weźmiemy wasze opinie pod uwagę. Niestety, to, co zawiodło, to maniery. Wasze maniery. […] To muzeum daje nam możliwość dalszego mieszkania tutaj. Chcemy brać udział w opowiedzeniu historii polowań na czarownice”.

Dlatego, drogie feministki, tak długo jak nie oduczycie się roszczeniowości, polskiego nacjonalizmu i antyśląskości, a nie nauczycie się manier, autorefleksji i nowoczesnego spojrzenia na śląskość, nie będzie nam po drodze. Na ten moment jeżeli chcecie poznać moją odpowiedź na wasze żądania, przypomnijcie sobie słowo, które tak ochoczo powtarzałyście po zaostrzeniu prawa aborcyjnego.

Times Square NY Pixabay

Może Cię zainteresować:

Grzegorz Kulik: Kedy sie kōńczy kulturowo wymiana, a zaczyno kulturobōjstwo

Autor: Grzegorz Kulik

17/11/2024