Kiedy ostatnio czytałeś tyle profesora Miodka?
Kiedy czytałem? Nigdy za dużo nie czytałem profesora Miodka, ale pytasz pewnie o ten jego emocjonalny wywiad sprzed 12 czy 13 lat o języku śląskim?
Ciekawe zjawisko, ten wywiad? Po tylu latach?
Najlepsze, że profesor później trochę się z tych radykalnych sądów na temat języka śląskiego wycofał. Pamiętam inny jego wywiad, bodaj w „Wysokich obcasach” kilka lat później, w którym już nie mówił, że śląski nie, absolutnie, tylko, że skodyfikowanie go będzie po prostu bardzo trudne.
Dlaczego ta dyskusja o języku śląskim w przededniu głosowania w Sejmie ustawy dającej mu status regionalnego, wygląda tak samo jak 12 czy 13 lat temu?
Ta debata nigdy nie była za bardzo jakościowa, prawda? Bo jej osią jest pytanie: „Czy śląski jest językiem czy nie?”. A gdyby ktoś wczytał się w Europejską Kartę Języków Regionalnych i Mniejszości, to znalazłby informację, że instytucja języka regionalnego nie rozstrzyga, czy coś jest językiem z naukowego punktu widzenia. Że lokalna społeczność może uznać w swojej zbiorowej mądrości i wrażliwości, że swoją mowę nazywa językiem. Że rząd, parlament czy inne ciało do tego uprawnione może uznać za język regionalny coś, co nauka czy nawet percepcja jakiegoś środowiska określa mianem gwary. To wydaje się jasne, ale dotarliśmy do takiego punktu, w którym mamy totalne pomylenie pojęć i dyskusję tak jałową, że nie sposób dojść do jakiegokolwiek porozumienia.
Uważasz, że śląski jest językiem?
Tak. Ślązacy postanowili, że jest. Tak samo, jak Polacy kiedyś też postanowili, że polski jest językiem, a nie dialektem słowiańskim. I nie jest to wcale nasza fanaberia, nie my „wymyśliliśmy język śląski”, bo jeśli spojrzysz do tekstów prasowych sprzed 100-120 lat, to nikogo nie raziły takie określenia, jak język śląski, język górnośląski, język Górnoślązaków… Nawet polskim patriotom termin „język śląski” nie przeszkadzał, po prostu go stosowali. I przede wszystkim, w żadnym stopniu nie były to zideologizowane określenia. W ten etap weszliśmy dopiero w momencie, gdy – już w wolnej Polsce – zapragnęliśmy, by śląski stał się językiem regionalnym. Usłyszeliśmy: „Nie, bo to nie jest język” i tak pomieszano pojęcia, tak zaczęła się cała ta awantura, która nie prowadzi nas do żadnego celu.
Przez 12 czy 13 lat w kulturze śląskiej wydarzyło się wiele. Z drugiej strony, jedynym uargumentowanym sprzeciwem wobec uznania śląskiego za język regionalny jest wyciąganie z archeo wyimków z prof. Miodka. Wnioski?
Po pierwsze, prof. Miodek jest też instrumentalnie wykorzystywany przez przeciwników uznania śląskiego za język regionalny. Przede wszystkim dlatego, że – jak by nie było – mamy do czynienia z naukowym celebrytą. Ale po tym pamiętnym wywiadzie żaden inny naukowy autorytet nie wypowiadał tak radykalnych sądów.
Czy językoznawca, nawet z Tarnowskich Gór, nie może mieć własnego zdania w tej sprawie?
Oczywiście, że może. Tylko jest też 500 tysięcy ludzi, którzy chcieliby, żeby język śląski był językiem regionalnym. Kiedy zaczyna się respektowanie takich deklaracji? Od miliona? (śmiech).
W obronie prof. Miodka: Ślązacy powinni szanować to jego wotum separatum sprzed kilkunastu lat. Bo zmusił ich do większego wysiłku, lepszej organizacji, mobilizacji. Bo ktoś sławny miał inne zdanie i trzeba było się bardziej postarać.
No… całkiem możliwe, choć nigdy nie myślałem o tym w taki sposób. Więc może bardziej podświadomie, bo ja na przykład nigdy nie zamierzałem udowadniać profesorowi, jak bardzo się myli.
Gdyby wszyscy się ze sobą zgadzali, może byłoby łatwiej. Ale łatwiej czasem oznacza gorzej.
Tak. Choć gdyby wszyscy zgadzali się w sprawie języka śląskiego, nie byłoby też tej całej jałowej dyskusji.
A co przez kilkanaście lat stało się ze śląską kulturą?
Poszła do przodu, dzięki gigantycznej pracy, która została w niej wykonana. Mieliśmy taki cug, żeby działać, nawet jeśli państwo nie chciało nam pomagać. Powstało mnóstwo literatury po śląsku – oryginalnej i przekładów. Firmy reklamują się po śląsku, śląski stał się czymś naturalnym w naszej codzienności. Idziesz przez Katowice i widzisz szyld: biuro doradztwa inwestycyjnego Geltag. Kawałek dalej reklama z napisem: „Dychnij sie”. W Bytomiu zjesz i napijesz się w Zeltrze albo Krauzie. Ten język widać w naszej przestrzeni publicznej, czy się to komuś podoba, czy nie. A kilkanaście lat temu był sklep Gryfnie i koniec. Nieskromnie mówiąc, chyba naprawdę udało się nam ożywić ludzką wyobraźnię na Śląsku. A ludzie zmęczeni globalizacją i masówką, zaczęli dostrzegać, że to, co mają pod nosem, może być ciekawe i inspirujące. A przede wszystkim, to jest ich, nasze, prawdziwe.
Ty zarabiasz na książkach, które tłumaczysz?
Nie są to kokosy, ale tak. To trochę karkołomne porównanie, ale patrząc na to, ilu ludzi mówi po śląsku i ilu kupuje moje przekłady, to przekładając to proporcjonalnie na rynek wydawniczy po polsku, te książki sprzedają się lepiej niż opowieści Blanki Lipińskiej. Gdyby na świecie było 40 milionów Ślązaków, dziś miałbym Rolls-Royce’a. I szofera (śmiech).
Zanim – bez wątpienia – do tego dojdzie… Podobno w marcu śląski będzie wpisany do ustawy. Jak my na Śląsku jesteśmy przygotowani do tego, by skorzystać z praw i przywilejów, które wynikają ze statusu języka regionalnego?
Na razie… stawiamy pierwsze kroki. Dlatego właśnie będzie okres przejściowy, do września 2025 roku – by przygotować materiały dydaktyczne, które będą potrzebne szkołom i nauczycielom uczącym śląskiego.
Ilu dziś mamy nauczycieli przygotowanych do nauki języka śląskiego w szkołach?
To raczej dziesiątki niż setki. Myślę, że jesteśmy w stanie przygotować setki. Mamy wielu nauczycieli, którzy potrafią godać, ale nie mają podstaw, by godania uczyć. Tym niemniej, uważam, że bez problemu zdążymy przed wrześniem 2025 roku.
A gdy śląski będzie już w szkołach, to on będzie obowiązkowy czy fakultatywny?
Nie sądzę, żeby mógł być obowiązkowy. Języki mniejszościowe zgodnie z moją wiedzą nie są nigdy obowiązkowe. Założenie jest takie, że byłyby to trzy godziny tygodniowo.
I ten napięty program to wytrzyma?
Jeśli wytrzymuje naukę drugiego języka po angielskim... Wytrzymuje naukę niemieckiego, ukraińskiego czy francuskiego.
Po co powstała Rada Języka Śląskiego?
Bo potrzebowaliśmy takiego ciała, które koordynowałoby te wszystkie działania. Które wydawałoby opinie w sprawie rozmaitych przedsięwzięć marketingowych po śląsku. Które doradzałoby przy tworzeniu produktów nazywanych czy promowanych po śląsku. A przede wszystkim do tworzenia materiałów dydaktycznych i popchnięcia do przodu kodyfikacji. Chcemy stworzyć możliwości, by ludzie mogli na czytelnych zasadach uczyć się języka śląskiego.
A ta norma języka śląskiego to jaka będzie? Piekarska i radzionkowska czy rybnicka lub rudzka?
My od dawna posługujemy się na Śląsku takim interdialektem, że większość różnic już się zatarła. Od Rybnika po Katowice mieszka ile ludzi? Z 2,5 miliona? Nasza mowa naturalnie wytworzyła swoją normę i – poza drobnymi wyjątkami – jest do siebie zbliżona. Druga sprawa: nikt nie nakaże żadnemu Ślązakowi mówić tak, jak napisano w książce. Nigdy wcześniej takiego poczucia na Śląsku nie było i nie będzie, bo kodyfikując ten język, tworzymy nowy dialekt pisany. Polszczyzna też ma swoją normę, a ludzie inaczej mówią po polsku w Białymstoku, a inaczej w Poznaniu.
Czy język regionalny oznacza twoim zdaniem zbliżenie czy oddalenie Ślązaków od statusu mniejszości etnicznej?
Rozsądek nakazywałby wskazać to pierwsze. Ale jeśli język śląski wywołuje takie kontrowersje, to mniejszość etniczna poza Śląskiem jest już wielkim tabu. Ludzie nie odróżniają mniejszości etnicznej od narodowej, uważają, że Ślązacy chcą wejść do Sejmu bez 5-procentowego progu, chcą się odłączyć od Polski, wrócić do Niemiec albo spuścić bombę na Warszawę. Mniejszość etniczna oznaczałaby jednak większe możliwości pracy i pielęgnowania kultury śląskiej.
Zastanawiałeś się kiedyś, jak to się stało, że język śląski jako polityczny postulat przestał być traktowany jak zagrożenie?
Politycy dostrzegli – i naprawdę chciałbym w to wierzyć – że to nie jest jakieś nasze widzimisię. Że autentycznie chcemy, pracujemy i są efekty tej pracy. Że jest rzesza ludzi, którym na tej sprawie naprawdę zależy. Nasi przodkowie byli Ślązakami, mówili po śląsku i niezależnie od tego, czy dziś jedni mówią, że nie czują się Polakami, inni, że Polakami są najpierw, a potem Ślązakami, to jest jakieś historyczne dziedzictwo i więź z naszą przeszłością. Polityka, państwo nie może tego lekceważyć i cieszę się, że z takim lekceważącym podejściem skończyliśmy.
Jakiego efektu języka regionalnego się spodziewasz? Mając świadomość tego wszystkiego, co w śląskiej kulturze udało się osiągnąć bez „państwowego cyca”?
Wszystkim nam potrzebne jest dowartościowanie, pewien wzrost prestiżu języka śląskiego. Na taki efekt liczę przede wszystkim.
Nie obawiasz się o jakość kultury za państwowe pieniądze?
Mamy Radę Języka Śląskiego, by pilnować tej jakości. Nikt nie zakaże nikomu tworzyć dziadostwa po śląsku, ale na końcu sprawdzi i zweryfikuje to rynek. Znam wydawnictwa po śląsku, które były tak marne, że nie dało się tego czytać i… I nikt nie czytał. Patrząc szerzej: w polskiej kulturze też jest cała masa kiepskich produktów i inicjatyw i wielu wybitnych artystów. Jak w każdej. Na Śląsku ci wybitni też się obronią.
Może Cię zainteresować: