Prezes GUS, dr Dominik Rozkrut otrzymał nagrodę „Złotego Herolda” – chwali się na swojej stronie internetowej GUS. Jak można dowiedzieć z zamieszczonej tam informacji nagroda została przyznana „w geście uhonorowania za osiągnięcia w budowie nowoczesnego państwa opartego na powszechnym wykorzystaniu technologii teleinformatycznych” i stanowi wyraz „uznania za wzmocnienie znaczenia inwestycji informatycznych poprawiających funkcjonowanie państwa”. Powtórzmy raz jeszcze uzasadnienie, bo warto: wzmocnienie znaczenia inwestycji informatycznych poprawiających funkcjonowanie państwa.
- My też nie jesteśmy zadowoleni. Nie powinniśmy z tymi danymi do państwa przychodzić – pamiętacie kto, kiedy i w jakich okolicznościach to powiedział? My pamiętamy, otóż był to dyrektor departamentu Systemów Teleinformatycznych, Geostatystyki i Spisów GUS, które te słowa wypowiedział w grudniu zeszłego roku podczas posiedzenia sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych.
Wtedy to bowiem wyszło na jaw, że GUS – ponad rok po zakończeniu spisu powszechnego – w kontekście wyników dotyczących narodowości i języka jest jeszcze głęboko „w lesie”. Owszem, coś tam wie, pewne trendy sygnalizuje, ale nawet sami statystycy sugerują, żeby się do tych wstępnych danych za bardzo nie przywiązywać, bo na konkrety trzeba jeszcze poczekać. Czekaliśmy, aby być precyzyjnym, do końca września tego roku. Czyli dokładnie dwa lata od zakończenia spisu. W XXI stuleciu - erze lotów kosmicznych, sztucznej inteligencji i coraz powszechniejszych rozważań o zawodach, których wykonywanie w nieodległej przeszłości przejmą od nas roboty. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
W
międzyczasie na Śląsku rozlegał się głośny chichot, który
mieszał się z teoriami spiskowymi. Chichoczący wskazywali,
że Czechom, którzy również w roku 2021 mieli u siebie spis
powszechny podliczenie narodowości zajęło niespełna rok i że
tempo pracy naszego GUS-u nijak nie przystaje do standardów XXI
wieku. Posłowie dopytywali, czy informatyzacja
jakimś
sposobem nie ominęła GUS-u, a
działacze Ruchu Autonomii Śląska urządzili akcję zbierania
liczydeł dla Urzędu.
Ci od teorii spiskowych w mniej lub bardziej otwarty sposób sugerowali, że wyników tak długo nie ma, bo jakieś ciemne siły boją się ujawnienia światu prawdziwej liczby Ślązaków, a być może nawet „ręcznie” starają się pomniejszyć liczbę śląskich deklaracji w Spisie. Zupełnie inna sprawa, że aby taką deklarację złożyć, to naprawdę trzeba było chcieć i to akurat jest fakt, a nie teoria spiskowa.
I oto teraz, po całej tej niepotrzebnej awanturze, która pokazała jak dalece Urząd, będący „oczami i uszami polskiego państwa i gospodarki” (cytujemy za dyrektorem departamentu Systemów Teleinformatycznych, Geostatystyki i Spisów) ma problem z szybkim przetwarzaniem danych, szef tegoż Urzędu zgarnia honory za „osiągnięcia w budowie nowoczesnego państwa opartego na powszechnym wykorzystaniu technologii teleinformatycznych”.
2 lata liczenia. I to na raty. Cały Śląsk pęka ze śmiechu.