- Wypowiedzi polityków w kontekście rozwoju pandemicznej sytuacji na Śląsku można uznać w najlepszym razie za nierozważne. Niestety dostarczyły „paliwa” dla internetowych hejterów.
- Wprowadzenie stref pokazało, że decydenci kompletnie nie znają realiów śląsko – zagłębiowskiej Metropolii. Ta decyzja wywołała tyleż kpin, co złości.
- Statystyki umieralności za ostatnie dwa lata są przerażające. W niektórych miastach regionu liczba rejestrowanych zgonów wzrosła nawet o 50 proc.
Kopalnie miały być bezpieczne, a i tak stanęły. Minister wskazuje na górników
- Jeżeli byśmy oddzielili Śląsk i zakażenia koronawirusem w kopalniach od przebiegu epidemii w Polsce, to mielibyśmy już tendencje spadkową – tak w połowie maja 2020 r. mówił ówczesny minister zdrowia, Łukasz Szumowski informując o badaniach prowadzonych wśród górników ze śląskich kopalń celem wychwycenia tych zakażonych koronawirusem. Jak stwierdził przy tej okazji Szumowski, gdyby nie ogniska w kopalniach to na Śląsku mielibyśmy „tylko kilkanaście nowych osób chorych”.
Niespełna miesiąc po tej wypowiedzi ministra zdrowia wstrzymano wydobycie w dziesięciu kopalniach Polskiej Grupy Górniczej oraz dwóch Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Wówczas na ogólną liczbę wszystkich zakażeń koronawirusem w Polsce połowę stanowiły przypadki z naszego regionu (z tych większość dotyczyła górników i ich rodzin). Okazało się, że specyfika pracy w górnictwie jak mało która sprzyja dynamicznej transmisji wirusa, choć – co z lubością wytykały media – wydana w marcu 2020 r. ekspertyza Głównego Instytutu Górnictwa nie uznawała ryzyka zakażenia w wyrobiskach za większe aniżeli w każdym innym zakładzie pracy, czy każdego innego mieszkańca Rzeczypospolitej Polskiej.
- Jeżeli w atmosferze kopalnianej ktoś „kichnie”, to ten aerozol nie jest rozprzestrzeniany na całą przestrzeń (kubaturę) wyrobisk podziemnych, tylko ten aerozol pozostaje w miejscu „kichnięcia” lub w jego najbliższym otoczeniu. Biorąc pod uwagę fakt, że każdy pracownik zjeżdżający pod ziemię musi być wyposażony i używać (…) masek przeciwpyłowych oraz odpowiednie ubranie robocze (…) to niejako – w sposób naturalny – pracownik pod ziemią jest tym samym (w pewnym sensie) zabezpieczony przed bezpośrednim kontaktem z osobami ewentualnie zakażonymi – takimi cytatami ze wspomnianej ekspertyzy epatowały media. Co prawda GIG bronił się, że jego opinia dotyczy górników pracujących w wyrobiskach, a nie rozprzestrzenia się koronawirusa wśród pracowników przebywających na terenie kopalni i wcale nie wykluczał możliwości zagrożenia epidemią w kopalniach, lecz wątpliwe, by ta argumentacja kogokolwiek przekonała.
Może Cię zainteresować:
Jerzy Markowski: Jest wojna. Skąd my weźmiemy węgiel?
Ślązak niemile widziany. Prezydent RP przeprasza za resztę Polski
Górnikom z kopalń, w których wstrzymano wydobycie, rząd obiecał wypłatę 100 proc. wynagrodzenia za okres przestoju i już to wystarczyło, aby na pracowników górnictwa wylała się kolejna fala internetowego hejtu. Kolejna, gdyż wcześniej nie było pod tym względem lepiej.
Utrzymująca się duża (jak na tamten etap rozwoju epidemii i sytuację w całej Polsce) liczba zakażeń na terenie naszego regionu sprawiła, że zaczęto na nas patrzeć jak na matecznik koronawirusa. Na internetowych forach oraz w mediach społecznościowych zaroiło się od napastliwych komentarzy, skierowanych pod adresem mieszkańców Śląska, a w szczególności górników. Ich autorzy w najlepszym razie proponowali otoczenie Śląska kordonem sanitarnym lub wprowadzenie na jego terenie stanu wyjątkowego, w najgorszym zgłaszali pomysły, które nosiły znamiona gróźb karalnych.
Można też było usłyszeć o przypadkach odmawiania rezerwacji kwater w wakacyjnych kurortach mieszkańcom regionu ze względu na ich miejsce zamieszkania. Skala agresywnych i obraźliwych komentarzy była tak duża, że oficjalne oświadczenie z wyrazami sprzeciwu wobec tej sytuacji wydał wojewoda śląski Jarosław Wieczorek, a Ruch Autonomii Śląska i poseł Łukasz Kohut zapowiedzieli, że będą dokumentować przykłady agresji wobec Ślązaków. Przy okazji wizyty w Katowicach za hejt wobec mieszkańców regionu płynący ze strony stron Polski przeprosił prezydent RP, Andrzej Duda określając to mianem głupoty, chamstwa, bezmyślności i podłości.
Czerwoni, żółci i zieloni. Strefy obnażyły niewiedzę decydentów
Choć kordonu sanitarnego wokół Śląska się nie doczekaliśmy, to w sierpniu 2020 r. doczekaliśmy się stref. O różnych kolorach. Tym czerwonym oznaczono te miasta i gminy, gdzie sytuacja epidemiczna była najgorsza. W zależności od koloru strefy (przydzielano je na podstawie wskaźnika zachorowań na 10 tys. mieszkańców) na objętym nią terenie obowiązywać miały różne obostrzenia. W „czerwonych” wprowadzono m.in. powszechny obowiązek noszenia maseczek, limit gości w lokalach gastronomicznych, zakaz udziału publiczności w wydarzeniach sportowych, ograniczenie liczby osób biorących udział w uroczystościach rodzinnych do 50 osób, czy liczby pasażerów podróżujących środkami transportu zbiorowego do połowy miejsc siedzących.
Może Cię zainteresować:
6 bzdur o Ukraińcach w Polsce. Zabiorą nam pracę, lekarza, 500+ i... mężczyzn
W pierwszym „zestawie” gmin i miast objętych strefą czerwoną znalazła się Ruda Śląska, ale już sąsiadujące z nią Świętochłowice, Chorzów, czy Bytom pozostały w strefie zielonej (tam nie wprowadzono żadnych nowych ograniczeń). Wyraźnie było widać, że decydujący o takim rozwiązaniu nie mieli najmniejszego pojęcia o tutejszej specyfice i o tym, że wszystkie te miasta tworzą jeden wielki obszar funkcjonalny, w obrębie którego mieszkańcy codziennie przemieszczają się do pracy, po zakupy, czy w celu załatwienia wielu innych spraw. Dowcipy o tym jak to np. granicy Bytomia i Rudy Śląskiej kierowca miejskiego autobusu przelicza podróżnych i wyprasza za drzwi tych „ponadnormatywnych” budziły tyleż wesołość, co irytację (wcześniej podobne komentarze wywołało zamknięcie lasów, parków i innych terenów zielonych). Ostatecznie, po interwencjach Zarządu Transportu Metropolitalnego, stanęło na tym, że ograniczenia te dotkną jedynie linie wewnętrzne, nie przekraczające granic miasta, czyli raptem 4 z 39.
Przez kolejne tygodnie lista „czerwonych”, „żółtych” i „zielonych” stref była stale aktualizowana (w pewny momencie zagrożone zaklasyfikowaniem do grona „żółtych” zostały Katowice) za każdym razem wywołując nie lada poruszenie aż wreszcie pod koniec października 2020 r. za sprawą drugiej fali pandemii cała Polska stała się strefą czerwoną.
Przerażające statystyki zgonów. One pokazują skalę dramatu
Smutny bilans pandemii najlepiej obrazują statystyki umieralności. Z informacji, jakie przekazały nam urzędy miast Górnego Śląska i Zagłębia wynika, że między rokiem 2019, a 2021 liczby rejestrowanych zgonów (wszystkich, nie tylko tych spowodowanych przez COVID) wzrosły nawet o ponad 50 procent!
O ile w Katowicach w ostatnim przedpandemicznym roku 2019 zmarło 4619 osób, to w roku 2021 liczba zgonów sięgnęła 7019 (o 1000 więcej niż urodzin w tym samym czasie), co oznacza wzrost o niemal 52 proc. Jeszcze gorzej było w Piekarach Śląskich (wzrost z 535 na 830, czyli o ponad 55 proc.). O ponad 30 proc. zgonów więcej zanotowano w 2021 r. (w porównaniu do 2019 r.) w Sosnowcu i Świętochłowicach, o ponad 20 proc. w Bytomiu, Rudzie Śląskiej i Świętochłowicach, a o kilkanaście proc. w Gliwicach i Dąbrowie Górniczej. Relatywnie najlepiej na tym tle wyglądają Tychy i Będzin, gdzie w analizowanym okresie śmiertelność wzrosła odpowiednio o 4 i 7 proc.
Najlepszą miarą obciążenia systemu ochrony zdrowia w regionie stało się przekształcenie Międzynarodowego Centrum Kongresowe w Katowicach, obiektu wcześniej znanego m.in. z odbywającego się w nim Europejskiego Kongresu Gospodarczego, w covidowy szpital tymczasowy. Przez pół roku jego funkcjonowania (od grudnia 2020 r. do końca maja 2021 r.) przyjęto do niego ponad 1300 chorych (ok. 300 z nich zmarło), a w szczytowym momencie trzeciej fali pandemii zajętych było w nim ok. 350 z 500 łóżek.
Może Cię zainteresować: