Recenzja najnowszych podręczników do nauki języka śląskiego
1. Uwagi wstępne
Warto zauważyć, że wszystkie te prace – pomijając ostatnią – zostały wydane dzięki finansowemu wsparciu polskich władz ministerialnych i wojewódzkich. Samo tylko Ministerstwo Edukacji Narodowej przekazało Uniwersytetowi Śląskiemu aż 1,6 mln zł (!) na realizację projektu „Regionalna Edukacja na Śląsku”, w ramach którego katowicka uczelnia zobowiązała się m.in. przygotować podręczniki i zeszyty ćwiczeń do nauki języka śląskiego. Z satysfakcją można więc odnotować fakt, że śląscy pisarze, tłumacze i aktywiści językowi po latach całkowitego ignorowania przez władze, w końcu mogą liczyć na istotne wsparcie swoich działań. Z drugiej strony trzeba jednak mieć na uwadze, że finansowa pomoc płynąca z budżetu państwa sprawia, iż od nowych podręczników, zeszytów ćwiczeń i innych pomocy naukowych oczekiwać można – a nawet należy – profesjonalnego poziomu, zarówno na płaszczyźnie merytorycznej jak i edytorskiej.
W niniejszym tekście chciałbym dokonać krótkiej, subiektywnej charakterystyki czterech pierwszych wymienionych wyżej publikacji, skupiając się na pracach, które są mi najbliższe z racji kompetencji naukowych oraz zainteresowań. Ze względów oczywistych nie będę omawiał własnych Zasad pisowni języka śląskiego – w sieci internetowej dostępne są omówienia obu wydań tej pozycji (autorstwa Bartłůmjeja Wanota i Kamila Czaińskiego).
2. Wielgǒ literatura w ślōnskich przekładach
Wielgǒ literatura w ślōnskich przekładach. Wypisy do szkolǒrek i szkolǒrzi Jolanty Tambor i Agnieszki Tambor to wypisy z literatury światowej, przygotowane z myślą o uczniach i uczennicach. Jest to stosunkowo nieduża praca, w której zamieszczono krótkie fragmenty śląskich przekładów ośmiu pozycji:
- Niedźwiodek Puch / Kubuś Kwap A.A. Milnego (tłum. G.Kulik / T.Sochacki),
- Mały Princ / Mały Ksiōnże po naszymu A.Saint- Exupéry’ego (tłum. G.Kulik / T.Sochacki),
- We Muminkowyj Dolinie T. Janssona (tłum. M.Melon),
- Mikołojek R.Goscinnego (tłum. G.Buchalik),
- Pippi Långstrump A.Lindgren (tłum. R.Szyma),
- Przigody ôd Alicyje we Kraju Dziwōw L.Carrolla (tłum. G.Kulik),
- Pomsta Aleksandra Fredy (tłum. M.Makula),
- Kordian Juliusza Słowackiego (tłum. M.Syniawa).
Każdemu fragmentowi przekładu towarzyszy zestaw pytań do tekstu (w języku śląskim) oraz proponowanych tematów do dyskusji (po polsku).
W wypadku każdych wypisów, także szkolnych, pierwszą kwestią budzącą zainteresowanie jest zastosowany klucz w doborze tekstów. W omawianym wypadku autorki piszą wprost, że ”w wypisach, które oddajemy w Wasze ręce, kluczem jest istniejące tłumaczenie na język śląski utworu należącego do klasyki literatury światowej oraz przekonanie o bardzo dobrej jakości tego tłumaczenia".
Takie metodologiczne wyjaśnienie wydaje się być satysfakcjonujące, jednak nawet pobieżny rzut oka na włączone do wypisów teksty pozwala stwierdzić, że deklaracje autorek nie do końca współgrają z zawartością wypisów. O ile już włączenie do omawianej pracy Kordiana Juliusza Słowackiego wywołuje pewne zaskoczenie, o tyle w prawdziwe zdumienie wprawia uznanie Pomsty (pisownia oryginalna) Aleksandra Fredry za „klasykę literatury światowej”. Jako polonista, znający się też trochę na recepcji polskiej literatury za granicami Polski, z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że Aleksander Fredro to twórca, którego znaczenie dla rozwoju literatury ma charakter wyłącznie lokalny, polski. W żadnym znanym mi opracowaniu literaturoznawczym nikt nie zestawia ze sobą komedii urodzonego w Surochowie hrabiego z komediami Arystofanesa, Szekspira, czy Moliera. Zaliczanie więc przez autorki jednej z fredrowskich komedii do „klasyki literatury światowej” należy uznać za oczywiste nieporozumienie. Tym bardziej rażące, że choć na język śląski przetłumaczono dotychczas wiele tekstów, które bezdyskusyjnie należą do kanonu arcydzieł literatury powszechnej – np.:
- Ksiynga Hioba,
- Ksiynga Psalmōw,
- Apokalipsa (tłum. G.Tobor),
- Odyseja Homera,
- Boskŏ kōmedyjŏ Dantego (tłum. fragm. M.Syniawa),
- Prōmyjtos przibity Ajschylosa (tłum. Z.Kadłubek)
– to jednak fragmentu żadnego z tych dzieł autorki wypisów nie zdecydowały się umieścić w swojej pracy. W moim subiektywnym odczuciu, teksty włączone do wypisów Wielgǒ literatura w ślōnskich przekładach dobrane zostały w sposób nieco chaotyczny i chyba nie do końca przemyślany.
Inną kwestią, której nie chcę w tym miejscu szerzej poruszać jest to, czy zamiast publikować śląskojęzyczne wypisy z „klasyki literatury światowej” nie byłoby lepiej przygotować wybór tekstów ze współczesnej literatury śląskojęzycznej? Moim zdaniem zdecydowanie więcej korzyści dydaktycznych przyniosłoby uczniom zapoznanie się na lekcjach języka śląskiego z pracami Bogdana Dzierżawy, Adriana Katroshiego, Alojzego Lyski, Marcina Melona, Stanisława Neblika, Rafała Szymy, aniżeli ze śląskojęzycznym Małym Księciem, czy Kordianem. Przecież dzieła A.Saint-Exupéry’ego, czy Słowackiego śląscy uczniowie i tak będą musieli poznać jako lekturę obowiązkową na lekcjach języka polskiego – na których, z oczywistych względów, na pewno nie będzie omawiany Utopek z Wielopola, Utropy Micyny, czy Kōmisorz Hanusik.
Pomijając dobór tekstów, obiekcje budzi też językowa strona pracy Jolanty Tambor i Agnieszki Tambor. Autorki próbują bowiem w swoich wypisach wprowadzić do użycia nowy model ortografii języka śląskiego. Zanim odniosę się bliżej do propozycji normatywnej obu autorek, pozwolę sobie w telegraficznym skrócie przedstawić aktualne status quo tzw. ortografii ślabikŏrzowej.
W obrębie tej pisowni, używanej już od kilkunastu lat na Górnym Śląsku, utrwaliły się dwie główne praktyki piśmiennicze – w większości dzieł literackich (A.Katroshi, M.Melon, S.Neblik, R.Szyma, M.Szewczyk itp.) używane są tylko dwa oryginalne śląskie znaki:
- Ō (‘dōm’, ‘kōń’),
- Ô (‘ôkno’, ‘ôna’),
w mniejszej zaś części tekstów (Gōrnoślōnski ślabikŏrz, M.Syniawa, G.Kulik) stosuje się pięć oryginalnych grafemów:
- Ō,
- Ô,
- Ŏ (‘ptŏk’, ‘prŏwda’),
- Õ (‘szwarnõ’, ‘gibkõ’),
- Ã (widzã, chcã).
Pierwszy, zdecydowanie prostszy model ortograficzny, uznawany jest zgodnie z Zasadami pisowni języka śląskiego Henryka Jaroszewicza za realizację tzw. normy wzorcowej języka śląskiego, drugi zaś sposób zapisu traktuje się jako przejaw tzw. normy fakultatywnej. Autorki wypisów uznają jednak, że śląska pisownia ślabikorzowa dopiero „kształtuje się na naszych oczach”, toteż proponują własny, nowy system zapisu.
W jego obrębie występują cztery grafemy:
- Ō,
- Ô,
- Ǒ,
- Ã,
za zbędne uznano natomiast Õ oraz Ŏ.
Autorki nie tłumaczą jednak, dlaczego zrezygnowały z użycia stosowanej do tej pory w piśmiennictwie śląskim litery Ŏ, czyli „o” z brewisem na rzecz litery Ǒ, a więc „o” z karonem (na tę wymianę liter jako pierwszy zwrócił uwagę Bartłůmjej Wanot). Na pierwszy rzut oka taka zamiana może się wydać szczegółem niewartym uwagi, ale porównać ją można z hipotetyczną zamianą polskiego Ę na Ȩ, Ó na Ȯ albo F na Ƒ. Litery we wszystkich parach są niby podobne, ale przecież zauważalnie inne. Nie dowiadujemy się też, dlaczego zdaniem autorek zbyteczna jest w śląskim piśmiennictwie litera Õ, natomiast potrzebne są Ã oraz Ǒ. Ostatecznie możemy jedynie wróżyć z fusów, aby poznać przyczyny, dla których Jolanta Tambor i Agnieszka Tambor „przisposobiły” (na innych stronach „przisposobiyły”) część własnoręcznie przetranskrybowanych tekstów z użyciem czterech śląskich znaków Ō, Ô, Ǒ, Ã (‘Pomsta’), część jednak z wykorzystaniem tylko trzech: Ō, Ô, Ǒ (‘Mały ksiōnże po naszymu’).
Tak daleko zakrojona próba reformy ortografii ślabikŏrzowej budzi obiekcje z wielu powodów. Nie chodzi tylko o niezrozumiałe i niejasne rozstrzygnięcia normatywne proponowane przez Jolantę Tambor i Agnieszkę Tambor. Ważniejszą kwestią jest ignorowanie przez obie autorki faktu, że śląski uzus ortograficzny istniejący w obrębie pisowni ślabikŏrzowej, już od prawie dekady można uznać za względnie stabilny. Co istotne, ślabikŏrzowa norma ortograficzna została też obszernie i dokładnie opisana we wspominanych już Zasadach pisowni języka śląskiego. Warto przypomnieć, że mowa o pracy, którą kilka lat temu sama Jolanta Tambor pozytywnie opiniowała do druku. Obawiam się więc, że projekt zmiany ortografii przedstawiony w wypisach Wielgǒ literatura w ślōnskich przekładach może jedynie zdestabilizować śląską pisownię, wywołując kolejną, zupełnie niepotrzebną górnośląską „wojnę ortograficzną”.
Ze względu na ograniczenia formalne tej recenzji nie mogę odnieść się obszernie do wszystkich błędów, które odnaleźć można w krótkich zestawach z pytaniami, które Jolanta Tambor i Agnieszka Tambor zredagowały i dołączyły do tekstów literackich.
Pominę więc liczne, często rażące kalki z polszczyzny, nieudolności gramatyczne, czy bardzo wątpliwe leksemy (np.‘dumǒ’, ‘ôdwdziynczny’, ‘lekt’, ‘napoczynǒ grać w kulki, a to kludzi do nastympnych popsowań puketa’), skupiając się jedynie na ewidentnych usterkach o charakterze literowym. W ośmiu niedługich zestawach pytań, w mniej niż pół godziny udało mi się odnaleźć blisko 40 (!) błędów:
- ‘się’ (strony 23, 88, 89, właściwe ‘sie’),
- ‘skrōcōno’ (s. 22, wł. ‘skrōcōnŏ’ / ‘skrōcōnõ’),
- ‘znod’ (s.23, wł. ‘znŏd’),
- ‘popszniōny’ (s. 31 wł. ‘poprzniōny’),
- ‘przikłǒdy’ (s.38 wł. ‘przikłady’),
- ‘propozycyjo’ (s.38, wł. ‘propozycyjŏ’ / ‘propozycyjõ’),
- ‘ślimok’ (s.45, wł. ‘ślimŏk’),
- ‘Alicyjo’ (s.45, wł. ‘Alicyjŏ’),
- ‘przikłǒdu’ (s.46, wł. ‘przikładu’),
- ‘tajla’ (s.55, wł. ‘tajlã’),
- ‘poukłodej’ (s. 45, wł. ‘poukłŏdej’)
- ‘rozgrywo’ (s.70, wł. ‘rozgrywŏ’),
- ‘ôbrozkach’ (s.70, wł. ‘ôbrŏzkach'),
- ‘przoni’ (s.83, wł. przōni),
- ‘przikłǒdami’ (s.88, wł. ‘przikładami’),
- ‘farba’ (s. 83, wł. ‘farbã’),
- ‘ćwierci’ (s.88, wł. ‘sztwierci’),
- ‘nǒjpiykniyjszy’ (s.32, wł. ‘nojpiykniyjszy’),
- ‘nǒjgryfniejszy’ (s.83, wł. ‘nojgryfniyjszy’),
- ‘cztyrym’ (s.95, wł. ‘sztyrym’),
- ‘swoja’ (s. 95, wł. ‘swojã’)
- ‘ôdpowiedź’ (s.95, 96, wł. ‘ôdpowiydź’),
- misyjo (s.96, wł. ‘misyjŏ’ / ‘misyjõ’)
oraz niekonsekwencji: ‘znǒjś’ ale ‘znojś’ (s.22 i s.56), ‘nazod’ ale ‘nazǒd’ (s.23 i s.31), geszynk ale gyszynk (s.32 i s.32), ‘Mikołojek’ ale ‘Mikołǒjek’ (s.32 i s.32), ‘jakie’ ale ‘jake’ (s.38 i s.45), ‘jes’ ale ‘je’ (s.83, 87 i s. 83), nojważniejsze ale nojważniyjsze (s.88 i s.88), ‘możnǒ’ ale ‘możno’ (s.83 i s.70), ‘[kwiŏt]kym’ ale ‘[Cześni]kiym’ (s.31 i s.95), noj[ważniyjsze] ale nǒj[gryfniejszy]’ (s.88 i s. 83).
Przyznam szczerze, że liczba usterek, które bez najmniejszego trudu można odnaleźć w tekście autorstwa Jolanty Tambor i Agnieszki Tambor jest zadziwiająca.
2. Heft do nauki ślōnskich szkryfek i ślabikōw
Heft do nauki ślōnskich szkryfek i ślabikōw to kolejna praca duetu katowickich autorek, czyli Jolanty Tambor i Agnieszki Tambor. Zeszyt liczy sobie 20 stron i zawiera ćwiczenia obejmujące głównie naukę pisania czterech znaków diakrytycznych:
- ¯,
- ˘,
- ˆ,
- ˜
oraz czterech śląskich liter:
- Ō,
- Ô,
- Ŏ,
- Ã.
Nietrudno dostrzec, że w przeciwieństwie do pierwszej ze swoich prac (Wielgǒ literatura we ślōnskich przekładach), autorki użyły tutaj litery Ŏ („o” z brewisem), nie zaś Ǒ („o” z karonem). Ta nieco zaskakująca niekonsekwencja, pozostająca w sprzeczności z rozwiązaniami przyjętymi we wcześniej omawianym podręczniku nie została niestety wyjaśniona.
Heft do nauki pozbawiony jest jakiegokolwiek wstępu czy objaśnień – nie wiadomo więc, jakiemu podręcznikowi ten zeszyt ćwiczeń ma towarzyszyć, ani do jakiej grupy uczniów jest skierowany. Biorąc pod uwagę fakt, że większa część ćwiczeń w nim zawarta poświęcona jest nauce pisania liter, można założyć, że Heft do nauki służyć ma głównie dzieciom w wieku przedszkolnym, względnie wczesnoszkolnym. Praca jest sygnowana logo Ministerstwa Edukacji Narodowej, co pozwala przypuszczać, że organ ten współfinansował jej druk.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy podczas kontaktu z pracą Jolanty Tambor i Agnieszki Tambor jest strona graficzno-edytorska Heftu do nauki. Publikację tę wydrukowano bowiem na bardzo słabej jakości szarawym papierze, kartki zostały w niej spięte zszywaczem, w środku zaś brakuje jakichkolwiek ilustracji. Nadaje to całej książeczce mało atrakcyjną formę, przypominającą jak żyw instrukcję obsługi odkurzacza, albo innego sprzętu gospodarstwa domowego (choć nawet w instrukcjach obsługi zwykle obecne są jakieś obrazki).
Rzecz jasna, szata graficzno-edytorska nie jest cechą decydującą przy ocenie wartości podręcznika szkolnego. Z drugiej jednak strony, biorąc pod uwagę wiek użytkowników Heftu do nauki, można być niemal pewnym, że spięta zszywaczami, szara i pozbawiona ilustracji broszurka przedszkolaka raczej do nauki śląskiego zniechęci niż zachęci. Można przy okazji wyrazić zdziwienie, że choć Ministerstwo Edukacji Narodowej przekazało Uniwersytetowi Śląskiemu m.in. na druk podręczników i ćwiczeń aż 1,6 mln zł, kwota ta nie pozwoliła na wydanie kolorowej i atrakcyjnej książeczki, a jedynie na bardzo smutno i budżetowo wyglądający zeszycik.
Inną, wydaje się, że ważniejszą kwestią, na którą trzeba zwrócić uwagę, są oczywiste błędy ortograficzne i rażące językowe potknięcia, które bez trudu można odnaleźć w Hefcie do nauki. Większość z nich znajduje się na stronie osiemnastej, która zawiera krótki tekst, gdzie w pustych miejscach wybranych wyrazów należy wpisać litery Ō, Ô, Ŏ, Ã, bądź połączenia literowe RZI, STRZ.
Wspomniane błędy to formy zapisywane jako: ‘beboki’ (właściwe ‘bebŏki’), ‘sŏm’ (wł. ‘sōm’), ‘czwŏrtek’ (wł. ‘sztwŏrtek’). Metodologia zastosowana przez autorki w ćwiczeniach jednoznacznie implikuje też konieczność użycia niepoprawnych form ‘dzisiōj’ lub ‘dzisiŏj’ (wł. ‘dzisiej’ / ‘dzisioj’).
Oprócz tych ewidentnych błędów ortograficznych, w pracy Jolanty Tambor i Agnieszki Tambor odnaleźć można także kilka innych potknięć gramatycznych i leksykalnych. W pierwszej kolejności wątpliwości budzi użyty przez autorki czasownik lubić, który jest we współczesnym śląskim piśmiennictwie dość rzadki i zwykle uznawany za niezalecany polonizm. Wydaje się więc, że przygotowane w tekście zdanie rozpoczynające się od słów ‘Jŏ lubiã beboki…’ po śląsku brzmiałoby zdecydowanie lepiej, gdyby przyjęło formę: ‘Mōm rada bebŏki…’ / ‘Mōm rŏd bebŏki...’. Podobną uwagę można wysunąć pod adresem użytej przez autorki konstrukcji zdaniowej: ‘Moja ōma (…) mŏ sto lŏt’. Taki sposób informowania o wieku jest raczej obcy językowi śląskiemu, a na pewno tej jego odmianie, która nie uległa w ostatnich dekadach zniekształceniu przez standardową polszczyznę. Toteż można sądzić, że zalecaną śląską konstrukcją byłoby raczej: ‘Mojij ōmie je sto lŏt’, albo ‘Moja ōma je sto lŏt starŏ’. Rzecz jasna, piszący te słowa ma świadomość, że wszystkie omówione wyżej usterki ortograficzne występują zaledwie w kilku zdaniach. Czyli jest ich zdecydowanie mniej niż w omówionych wcześniej wypisach z literatury światowej. Trzeba jednak mieć na uwadze, że łączna suma zdań w Hefcie do nauki wynosi dokładnie 14 – błędy obecne są więc w niemal co drugim zdaniu.
Nie chciałbym się podejmować wnikliwszej oceny wartości dydaktycznej zeszytu ćwiczeń, który – jak już wspomniano – jest przeznaczony do użytku szkolnego i wczesnoszkolnego. Zdaję sobie bowiem sprawę, że moje kompetencje dotyczące metodologii stosowanej na tym etapie edukacji nie są zbyt wielkie. Chciałbym jednak wyrazić głębokie zdumienie, że autorki pośrednio uznały, iż realiom codziennego życia sześciolatka bliskie mogą być wypowiedzi typu: ‘Jŏ lubiã beboki, ale strzigōw niy ciyrpiã. Jŏ pijã kawã, a ty? Ôna ôbalyła sie na prostyj drōdze’. Sądzę, że trafniejszym pomysłem byłoby umieszczenie w zeszycie ćwiczeń dla przedszkolaków jakiegoś krótkiego, tematycznie i logicznie spójnego tekstu – na przykład opisu klasy, drogi do przedszkola, najbliższej rodziny itp. – aniżeli chaotycznego zbioru zdań, gdzie mowa kolejno o: strzygach, piciu, a następnie przewracaniu się na prostej drodze.
3. Gōrnoślōnski ślabikŏrz
Gōrnoślōnski ślabikŏrz to wieloautorska praca, sygnowana nazwiskami dziewięciu autorów:
- Rafała Adamusa,
- Małgorzaty Dylus,
- Barbary Grządziel,
- Bogdana Kallusa,
- Józefa Kulisza,
- Marka Nowaka,
- Anieli Sowy,
- Mirosława Syniawy,
- Grzegorza Wieczorka.
Trzeba jednak podkreślić, że większa część tekstu (27 rozdziałów spośród 46) wyszła spod pióra Mirosława Syniawy. Omawiany podręcznik jest oczywiście drugim wydaniem pozycji, pierwotnie opublikowanej w 2010 r. przez chorzowskie towarzystwo Pro Loquela Silesiana. Pomijając nowe ilustracje, wydanie z 2024 r. nie różni się w większym stopniu od pierwszego. Jedyną istotną zmianą, o której zresztą wspominają autorzy we wstępie, jest normatywne „dopasowanie” treści książki do normy ortograficznej opisanej w Zasadach pisowni języka śląskiego Henryka Jaroszewicza.
W związku z tym, że wydanie z 2024 r. nie zmieniło w żaden istotny sposób formy i treści pierwowzoru, trudno ocenić tę pracę inaczej aniżeli pozytywnie. O roli Ślabikŏrza dla rozwoju współczesnej śląskiej kultury świadczy chociażby sam tylko fakt, że jego tytuł dał nazwę najpopularniejszej dzisiaj śląskiej ortografii („ślabikŏrzowy szrajbōnek”). Trzeba też wskazać, że przez całą dekadę praca ta – nominalnie będąc jedynie elementarzem – stanowiła podstawowy podręcznik, umożliwiający wielu znanym dzisiaj śląskim pisarzom i tłumaczom opanowanie podstaw normatywnych literackiej śląszczyzny. Co ważne, merytoryczny poziom Ślabikŏrza, podobnie jak kilku pojedynczych amatorskich inicjatyw językowych (szczególnie internetowego Dykcjōnorza Stanisława Neblika i Wojtka Orlińskiego), pozwalał wykorzystywać ją do poważnych celów naukowych. Nie można też zapomnieć, że wartość tej pracy podnosił fakt, że zapisana została w normie fakultatywnej, czyli zdecydowanie trudniejszej do opanowanie odmianie alfabetu ślabikŏrzowego, zawierającej pięć oryginalnych grafemów: Ō, Ô, Ŏ, Õ, Ã.
Mówiąc o nowym Ślabikŏrzu należy odnieść się nie tylko do jego strony językowej, ale także do szaty edytorskiej. Jest to bez wątpienia atrakcyjnie wydana książka, a choć doskonałe ilustracje zawarte w pierwszym wydaniu zostały zastąpione nowymi (Patrycji Dobrowolskiej), trudno je uznać za gorsze. Myślę, że kiedy w końcu język śląski zostanie wprowadzony do nauki szkolnej, ten właśnie podręcznik będzie miał szansę wyjątkowo spodobać się uczniom.
Jak już wspominałem, nie specjalizuję się w dydaktyce szkolnej, dlatego nie chcę wnikliwiej analizować metodologicznej strony tej pracy. Pozwolę sobie jednak na kilka uwag dotyczących treści zawartych w omawianym elementarzu. Szczególnie cenię to, że autorzy Ślabikŏrza postanowili zakwestionować najczęstsze stereotypy dotyczącymi Śląska i samych Ślązaków. Oto ojciec jednej z głównych postaci w książce, Paulka, okazuje się być lekarzem, a nie umorusanym węglem górnikiem. Jego matka zaś, zamiast siedzieć w domu i „warzić żur dlŏ chopa a dzieckōw”, realizuje się zawodowo jako położna. Okazuje się też, że Górny Śląsk to nie tylko dymiące katowicko-chorzowskie hałdy i kopalnie, ale również atrakcyjne góry, lasy, rzeki. W dodatku leży on nie tylko na obszarze dzisiejszej Polski, ale także Czech. Cały zaś historyczny Śląsk okazuje się sięgać daleko poza Wrocław! Trzeba zresztą zauważyć, że poszczególne lekcje zawarte w Ślabikŏrzu poświęcone są dość zróżnicowanej tematyce i opisują wiele sfer życia mieszkańców Górnego Śląska – mamy w tej pracy zarówno lekcje poświęcone krasiejowskim dinozaurom, zwyczajom andrzejkowym, piłce nożnej, gołębiarstwu, czy tradycjom wigilijnym.
Pomimo faktu, że na stronach Ślabikŏrza dokonuje się udanego rozbratu z wieloma fałszywymi śląskimi stereotypami (i autostereotypami), a sama praca tematycznie jest bardzo różnorodna, mam wrażenie, że nieduża część treści w nim zawartych nieco się już dzisiaj zdezaktualizowała i przedstawia nieistniejącą – przynajmniej po części – rzeczywistość. Uwagę zwraca pewna chyba nadreprezentacja treści i tekstów poświęconych życiu religijnemu Ślązaków. W elementarzu znajdują się całe dwie lekcje poświęcone pielgrzymkom do katolickich sanktuariów (Góra św. Anny, Piekary Śląskie), a jedna życiu katolickiej świętej – („Nasza bosŏ świyntŏ”, Jadwiga). W wielu innych fragmentach Ślabikŏrza można też poznać inne katolickie wierzenia, zwyczaje i obrzędy (święty Florian jako patron strażaków i hutników, zwyczaje modlitewne związane z dniem Wszystkich Świętych, pieśń o „Piekarskij Paniynce” itp.). Być może to subiektywne poczucie przesytu treściami konfesyjnymi jest nietrafione. Uznałem jednak za stosowne podzielić się nim, biorąc pod uwagę fakt, że laicyzacja polskiego społeczeństwa zwiększyła się skokowo w ciągu ostatnich kilkunastu lat – a więc dokładnie między chwilą obecną i 2010 r., kiedy wyszło pierwsze wydanie Ślabikorza. Może warto było tę przemianę społeczną jakoś uwzględnić w reedycji z 2024 r.?
4. Jak pisać po ślōnsku. Praktyczno pōmoc do nauki ślōnskigo szrajbōnku
Jak pisać po ślōnsku. Praktyczno pōmoc do nauki ślōnskigo szrajbōnku Rafała Szymy to dość specyficzna praca. Choć sam autor jednoznacznie deklaruje, że nie jest ona podręcznikiem („na zicher niy ma to podryncznik”), wydaje się, że Jak pisać po ślōnsku podręcznikiem jednak jest.
Nie będzie to oczywiście pozycja, która – jak czyniłyby to klasyczne podręczniki – w obszerny i systematyczny sposób przedstawiałaby naukowym językiem wszystkie zagadnienia związane ze śląską ortografią, umieszczając je w szerokim kontekście gramatycznym. Jest to bez wątpienia podręcznik w rodzaju „dla opornych”, czyli praca, która prezentuje wybrane, najważniejsze zagadnienia ortograficzne, pozwalające użytkownikowi na „szybki start” – w tym wypadku chodzi nie tylko o czytanie, ale głównie o pisanie po śląsku. Książka liczy 40 stron formatu A4, zapełnionych głównie ćwiczeniami, zawiera też przykładowe teksty zapisane po śląsku. Praca Rafała Szymy wyrasta ściśle z założeń teoretycznych Gōrnoślōnskigo ślabikŏrza oraz uwzględnia niemal wszystkie rozwiązania normatywne zalecane w Zasadach pisowni języka śląskiego. Sam autor używa w swoim podręczniku normy wzorcowej (śląskie grafemy ogranicza do liter Ō, Ô), charakterystyczną cechą jego idiolektu jest zaś notowanie zmiękczeń w formach typu ‘kiery’, ‘kiedy’, ‘kiecka’ (w miejsce częstszych ‘kery’, ‘kedy’, ‘kecka’).
Oceniając wartość Jak pisać po ślōnsku, trzeba przede wszystkim ustalić, czy autorowi udało się zrealizować obraną koncepcję pracy, a więc stworzyć podręcznik „dla opornych”, umożliwiający „szybki start” osobie chcącej pisać po śląsku. Wnikliwy ogląd pracy prowadzi do konkluzji, że Rafał Szyma z powodzeniem wywiązał się ze swojego zadania. Pomijając nowoczesną i atrakcyjną szatę graficzną książki – co bez wątpienia pozytywnie wpływa na recepcję zawartych treści – należy zwrócić uwagę na użyty przez autora język. Jest to śląski zrozumiały, jasny, żywy, a równocześnie pozbawiony rażących sztucznością polonizmów składniowych, obecnych w części wcześniej zrecenzowanych prac. Być może ta językowa sprawność jest naturalną konsekwencją faktu, że Rafał Szyma to praktyk, śląski native speaker, w dodatku utalentowany śląskojęzyczny prozaik i tłumacz.
Na uwagę zasługuje również dobór i podanie treści wprowadzonych do pracy. Jak pisze sam autor, w swojej pracy chciał opisać szerzej „ino to, co nojczyńścij się przidowo przi pisaniu po ślōnsku”. Nie może więc dziwić, że jedyna, tradycyjnie skonstruowana część teoretyczna, która opisuje zagadnienia ortograficzne to podrozdział poświęcony opisowi użycia wszystkich pięciu oryginalnych śląskich liter Ō, Ô, Ŏ, Õ, Ã. W kolejnych częściach pracy autor zajmuje się wybranymi, konkretnymi problemami ortograficznymi, ignorując – jak już wspomniano – ich gramatyczno-teoretyczne zaplecze. Czytelnik otrzymuje więc np. jasno i przejrzyście wyłożoną zasadę mówiącą, że w języku śląskim przed literami N, Ń, M nigdy nie wpisuje się O, a jedynie Ō. Podaniu tej informacji nie towarzyszy jednak przedstawienie zasad dystrybucji fonemów w języku śląskim, która to dystrybucja implikuje konieczność podwyższenia artykulacji O do postaci Ō przed głoskami nosowymi. Rafał Szyma zwyczajnie uznaje, że wszystkie te gramatyczno-teoretyczne zawiłości nie są potrzebne, aby czytelnik mógł rozpocząć poprawne pisać po śląsku. I chyba trudno w tym przypadku nie przyznać racji autorowi Jak pisać po ślōnsku. Warto też zauważyć, że jasny język i skupienie się na konkretnych problemach sprawiają, że pracę Rafała Szymy może przeczytać i zrozumieć w pełni nawet ktoś, kto nie ma żadnego wykształcenia filologicznego.
W zasadzie jedynym zastrzeżeniem, które można mieć do podręcznika Jak pisać po ślōnsku to brak wersji zapisanej przy pomocy normy fakultatywnej, a więc z użyciem liter Ō, Ô, Ŏ, Õ, Ã. Norma taka, jak wiadomo, pozwala oddać w zapisie większą część fonetycznych odrębności gwar zachodniej i środkowej części Górnego Śląska. Oczywiście, w żadnym wypadku nie można Rafałowi Szymie zarzucić prób narzucania przy pomocy pisowni wzorcowej katowickich przyzwyczajeń językowych użytkownikom z Opola, czy Koźla. Jego praca zawiera bowiem cały rozdział poświęcony zróżnicowaniu gwarowemu Górnego Śląska, autor wielokrotnie podkreśla równoważność zachowań językowych Ślązaków, a w dołączonych do książki wypisach znajduje się kilka tekstów zapisanych w normie fakultatywnej. Oczywiście rozumiem wybór Rafała Szymy, który w swojej pracy zdecydował się wybrać częściej używany wariant śląskiej ortografii. Niemniej sądzę, że optymalnym rozwiązaniem byłoby wydanie Jak pisać po ślōnsku w dwóch wersjach: z wykorzystaniem pełnego, jak i częściowego systemu oryginalnych śląskich grafemów.
5. Kilka słów podsumowania
Pisząc podsumowanie tej recenzji, trudno nie mieć mieszanych uczuć. Z jednej bowiem strony na śląskim rynku pojawiły się dwa bardzo potrzebne i cenne podręczniki do nauki języka śląskiego. Mowa o uwspółcześnionej reedycji Gōrnoślōnskigo ślabikŏrza, będącego pracą o fundamentalnym znaczeniu dla rozwoju śląskiego języka literackiego oraz o nowatorskim podręczniku Jak pisać po ślōnsku Rafała Szymy, który można uznać za wzorcowy przykład zwięzłej i wyjątkowo przystępnej „instrukcji obsługi” dla osób chcących pisać po śląsku. Z drugiej strony wydano także dwie inne pozycje, bez wątpienia o znikomej wartości dydaktycznej i zawierające kuriozalną liczbę usterek i błędów. Myślę tu oczywiście o obu pracach autorstwa Jolanty Tambor i Agnieszki Tambor – wypisach Wielgǒ literatura w ślōnskich przekładach, które obarczone są kardynalnymi błędami metodologicznymi i dziesiątkami błędów literowych, gramatycznych i składniowych oraz o zeszycie zatytułowanym Heft do nauki ślōnskich szkryfek i ślabikōw, czyli broszurce kompletnie nieudanej zarówno pod względem graficzno-edytorskim, językowym jak i merytorycznym. Można jedynie mieć nadzieję, że inne projekty dydaktyczno-naukowe realizowane obecnie przez obie autorki – m.in. materiały wideo, gry edukacyjne, e-wykłady znajdujące się na Śląskim Portalu Edukacyjnym – są bardziej udane aniżeli ich dwa, wyżej omówione podręczniki.
Kończąc, chciałbym poruszyć jeszcze jedną istotną kwestię, dotyczącą zaangażowania poszczególnych środowisk w prace nad stworzeniem zaplecza dydaktycznego, mającego pomóc w prowadzeniu nauki języka śląskiego. Biorąc pod uwagę fakt, że prace te mogą już liczyć na wsparcie ze strony państwa, oczekiwałbym innej – aniżeli dotychczasowa – formuły współpracy pomiędzy Ministerstwem Edukacji Narodowej i śląskimi aktywistami językowymi, naukowcami, czy autorami podręczników i innych pomocy dydaktycznych.
Nie do końca bowiem rozumiem, dlaczego władze ministerialne współpracują tylko z jednym polskim ośrodkiem akademickim (Uniwersytet Śląski), który nie jest jedynym centrum naukowym zajmującym się śląską przestrzenią językową. Od wielu przecież lat językiem śląskim, jego gwarami, czy sytuacją socjolingwistyczną zajmują się różni badacze m.in. z:
- Uniwersytetu Opolskiego,
- Instytutu Śląskiego w Opolu,
- Uniwersytetu Wrocławskiego,
- a nawet z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Może więc warto byłoby rozważyć powołanie do życia międzyuczelnianego zespołu, który by koordynował i prowadził – albo przynajmniej opiniował – prace nad przygotowaniem naukowo-dydaktycznego zaplecza dla prowadzenia przyszłej szkolnej edukacji w zakresie języka śląskiego?
Rozważenie tego pomysłu kieruję szczególnie do:
- posłanki Moniki Rosy,
- senator Haliny Biedy,
- senatora Macieja Kopca,
- europosła Łukasza Kohuta,
którzy od wielu lat zabiegają o państwowe wsparcie dla starań o uznanie języka śląskiego za język regionalny. Jestem przekonany, że omawianie powstających projektów dydaktycznych przez kompetentnych językoznawców, na forum szerszym od wewnątrzkatowickiego, pozwoliłoby uniknąć sytuacji, w której na rynku wydawniczym pojawiają się zwyczajne buble, przedstawiane w mediach ze swadą jako bardzo cenne i potrzebne podręczniki. Buble, dodajmy, za które zapłacili polscy – a więc także śląscy – podatnicy.
Dr hab. Henryk Jaroszewicz,
profesor Uniwersytetu Wrocławskiego