Na trasie tournée Hermaszewskiego po Polsce latem 1978 roku - miała przesłonić coraz bardziej widoczne rysy na fasadzie gierkowskiego PRL-u - nie mogło zabraknąć Śląska. Z przyczyn społecznych i ideologicznych, pokrewnych zresztą. Zbyt wielu tu mieszkało ludzi i zbyt wielu robotników, by mogło być inaczej. Obowiązkowo kosmonauta spotkał się więc z pracownikami Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Tychach oraz górnikami kopalni "Lenin" w Mysłowicach-Wesołej. Pierwsi zachwalali mu nowoczesność swego zakładu, drugim - będąc z nimi pół kilometra pod ziemią - prawił komplementy o pokrewieństwie ich zawodu z zawodem kosmonauty. Że obydwa wyróżniają rozległa wiedza i praktyka, dyscyplina i dokładność w wykonywaniu zadań, koleżeńskość i zgranie kolektywu. Czy tylko im słodził? Chyba nie. Jakże współbrzmią jego słowa z tym, co kilka dekad wcześniej mówił w dyspozytorni katowickiej kopalni "Wujek" Jurij Gagarin.
Tak, propaganda wyciskała kosmiczny owoc do ostatniej kropli. Kopalnie i huty obiecywały astronautom, że w hołdzie dla nich zwiększą produkcję i wydobycie. Trudno wyobrazić sobie, by PRL-owskie media pisały inaczej. Ale pamiętajmy też, że lata 60., dzięki wierze w sprawczą moc nauki, w galopujący rozwój techniki, były epoką wielkich ideałów, wbrew pozorom, podobnych na Wschodzie i na Zachodzie. Nie tylko „Trybuna Robotnicza” obiecywała, że ludzie wkrótce opanują i podporządkują sobie wszechświat. Przecież takie same wizje snuł przed wolnymi Amerykanami prezydent Kennedy. I właśnie ta kosmiczna wyobraźnia kiełkowała w poszukujących swojej tożsamości powojennych Katowicach. (Marcin Zasada i Marcin Nowak, "Archikosmos")
Może Cię zainteresować:
Gagarin unosi kieliszek w Katowicach. Ale pierwszy kosmonauta nie uniósł ciężaru sławy
Górny Śląsk nawet jeszcze na tle modernizującej się Polski ery Gierka nadal wyróżniał się nowoczesnością (no, może już raczej wyspami tej nowoczesności pośród coraz szerzej rozlewającego się morza przemysłowego skansenu - ale jednak). Także swojej architektury.
Kosmonauta w kosmicznym Spodku
Katowickie spotkanie, czy też raczej wielotysięczny wiec z udziałem Hermaszewskiego odbyło się w Spodku, co miało w sobie cos z symbolu. Spodek był przecież czołową śląską (i nie tylko) egzemplifikacją architektonicznego nurtu Space Age, inspirowanego astronautyką - lotami w kosmos i kosmicznymi pojazdami, tymi już wysłanymi przez ludzi na orbitę Ziemi czy ku innym ciałom niebieskim, jak i tymi rodem z literatury i filmów SF..
Co ważne, polski kosmonauta był tego świadom. Mało tego - Hermaszewski wydawał się fanem architektury "Space Age", która w tej części Europy najmocniej wykiełkowała właśnie na Śląsku.
- Loty w kosmos, dzięki kulturze i sztuce bardzo mocno przenikały do świadomości społeczeństwa. Architekci się do tego włączyli i zaczęli tworzyć rzeczy futurystyczne, które jednak musiały też mieć charakter użytkowy. To widać w katowickim Spodku. Wielokrotnie byłem w Planetarium Śląskim. Wiele jest takich miejsc na Śląsku - mówił Hermaszewski w filmie dokumentalnym "Archikosmos", opowiadającym o kosmicznym rodowodzie powojennej architektury Katowic.
Podobnie jak Spodek, wieżowce "Gwiazdy" w Katowicach, Planetarium Śląskie, Hala "Kapelusz" czy pływająca kawiarnia "Arizona" w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku (a poza Górnym Śląskiem np. obserwatorium na Śnieżce), także sam Hermaszewski przez lata był dla Polaków symbolem kosmicznej ery. I takim symbolem już pozostanie.