Nie dziwmy się, że w prasie nowa szosa na Równicę bywała określana autostradą. Była to trasa nowoczesna, stanowiąc duży kontrast na tle dróg w tej części województwa śląskiego. Śląsk Cieszyński był niedoinwestowany, szczególnie zaś Beskid Śląski. Jego znane dziś miejscowości wypoczynkowe, jak Wisła i Ustroń, właśnie w okresie międzywojennym wkroczyły w okres burzliwego rozwoju. Wtedy to do Wisły dotarła kolej, a na beskidzkie grzbiety wygodne szosy - jak ta na przełęcz Kubalonka i właśnie na Równicę. Mogły przywodzić na myśl górskie szosy alpejskie i stąd być może skojarzenie z autostradami, którymi technicznie rzecz biorąc oczywiście nie były.
Serpentynową trasę zbudowali członkowie Ochotniczych Drużyn Robotniczych, czyli junacy. I to ich właśnie najprawdopodobniej utrwalił przy pracy fotograf.
Inwestorem szosy na Równicę było Towarzystwo Tatrzańskie, które fundusze na ten cel uzyskało zapewne nie bez poparcia wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego, fascynata turystyki w Beskidzie Śląskim i jej wielkiego promotora. Gdyż właścicielem schroniska na Równicy (które otwarto w dużej mierze za pieniądze uzyskane od Wydziału Oświecenia Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego) był Oddział Górnośląski PTT w Katowicach. W latach w latach 1933-1934 doprowadzono do niego ową "autostradę" (zbudowaną za 237 tysięcy złotych), dzięki czemu schronisko na Równicy stało się pierwszym w polskich Beskidach schroniskiem górskim, do którego turyści mogli dojechać autem praktycznie pod same drzwi. Na co oczywiście nie każdy turysta górski patrzył z uznaniem, a częstokroć wręcz przeciwnie . Niemniej poprowadzone na Równicę serpentyny są ciekawą pamiątką z czasów autonomicznego województwa śląskiego II RP.
Może Cię zainteresować: