Tragedia Górnośląska na przestrzeni dziesiątek lat lat oficjalnie nie istniała w przestrzeni publicznej. Wejście Armii Czerwonej na Śląsk w 1945 r. przez cały okres PRL-u nazywane było wyzwoleniem. I jako takie wysławiane pod niebiosa w komunistycznych mediach. Ale równolegle od oficjalnej wersji historii, w śląskich rodzinach trwała pamięć o tym, co było naprawdę. Czyli o sowieckich ekscesach i zbrodniach czerwonoarmistów.
Tragedia Górnośląska przestała być tabu
Jak podkreśla Sebastian Rosenbaum, przełom nastąpił dopiero w styczniu 1990 roku. Zwiastował go artykuł w „Trybunie Robotniczej”, zatytułowany „Tragedia Śląska 45”. Andrzej Wrazidło, dziennikarz prasy branżowej, przede wszystkim tygodnika „Górnik”, opublikował artykuł oparty na relacjach i głosach, które do niego dotarły oddolnie. Od ludzi, którzy związani byli z górnictwem i tym pismem, byli jego czytelnikami i wokół niego krążyli,. Tacy ludzie pisali do redakcji listy, przychodzili do niej i opowiadali Wrazidle swoje przeżycia związane z rokiem 1945.
– To były tematy do tej pory tabu, nigdzie nie opisywane - mówi dr Rosenbaum.
Pionierskie publikacje historyków
Z kolei Bogusław Tracz przypomniał dwóch naukowców Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, którzy jako pierwsi podjęli tematykę wydarzeń składających się na Tragedię Górnośląską. Tymi pionierami w środowisku katowickich historyków, generalnie jeszcze wtedy stroniącymi od tematu zbrodni Armii Czerwonej i polskich komunistycznych władz na Śląsku, byli Andrzej Topol i Zygmunt Woźniczka.
– W 1994 r. ukazują się „Obozy pracy przymusowej na Górnym Śląsku” pod redakcją profesora Topola – przypomina dr Tracz. – Praca, która jest tak wprawdzie przyczynkiem, tzn. są w niej dopiero stawiane pytania badawcze, natomiast wtedy nie ma jeszcze na nie odpowiedzi.
– Co oczywiście nie było winą profesora Topola – zastrzega dr Tracz. – Trudno wymagać uzyskania naukowych odpowiedzi w wyniku zaledwie dwu-trzyletnich badań. Zresztą w 1994 r. wszystkie materiały wytworzone przez Służbę Bezpieczeństwa czy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego znajdowały się jeszcze pod kluczem.
– Także świętej pamięci profesorowi Zygmuntowi Woźniczce nie sposób tutaj odmówić pewnego rodzaju zainicjowania badań tej tematyki, której się nikt jakby inny poza nim nie chciał podjąć – dodaje Bogusław Tracz.
I tłumaczy, że na początku Woźniczka był jedynym w całym środowisku katowickich historyków, który sięgnął chociażby po ten temat, jaki owocował publikacją „Z Górnego Śląska do sowieckich łagrów”. Czyli książką będącą w zasadzie przedrukiem słynnej listy 9800 nazwisk, opracowanej w 1945 roku, a wydrukowanej w początkach lat 90. w „Górniku”.
Historycy przypomnieli jeszcze kilka innych publikacji prof. Woźniczki, wskazując szczególną wartość „Represji na Górnym Śląsku po 45 roku”, które określili „opus magnum” i podsumowaniem badań zmarłego w 2022 r. naukowca.
Kamienie milowe
Z kolei wśród publikacji Instytutu Pamięci Narodowej, podkreślili szczególne znaczenie pracy zbiorowej „Obóz pracy w Świętochłowicach w 1945 roku” pod redakcją Adama Dziuroka i monumentalne, trzytomowe dzieło Dariusza Węgrzyna zatytułowane „Księga aresztowanych, internowanych i deportowanych z Górnego Śląska do ZSRR w 1945 roku”. Publikacja ta, powstała dzięki iście benedyktyńskiej pracy autora, zawiera aż 46 200 biogramów ofiar sowieckiej akcji deportacyjnej w 1945 r. To prawdziwe kamienie milowe publikacji i zarazem upowszechniania wiedzy o Tragedii Górnośląskiej.