Wikimedia Commons
Iron Maiden - koncert w Paryżu (1998)

Iron Maiden w Zabrzu, czyli jak za Żelazną Kurtyną heavy metal „pociągał każdego”. To była muzyka dla twardych ludzi lat PRL-u

Szykuje się uczta dla fanów Iron Maiden, heavy metalu i w ogóle rocka lat 80. W najbliższych tygodniach ma się bowiem ukazać album „Iron Maiden – Iron Curtain. Poland 1984”. Publikacja ma zawierać prawie 100 niepublikowanych dotąd fotografii z pierwszej trasy Ironów w Polsce. W tych, którzy pamiętają rok 1984 i występ Iron Maiden w Zabrzu, odżyją wspomnienia. Innym zdjęcia pozwolą poczuć atmosferę tamtych czasów.

Rok był orwellowski, w Polsce upłynęło ledwo kilkaset dni od czasu, gdy Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Ale sztywniackie władze PRL nie pokojarzyły pewno tytułu światowej trasy koncertowej Iron Maiden, którą muzycy nieco przewrotnie nazwali „World Slavery Turn” i która zaczynała się w Warszawie. Tytuł nawiązywał rzecz jasna do najnowszego albumu „Powerslave”, ale za Żelazną Kurtyną wzmianka o zniewoleniu nabierała dodatkowego znaczenia. Nie dość, że Ironi zaczęli od Polski, to jeszcze dali w niej pięć koncertów – w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu i Zabrzu (nie licząc legendarnego, nieoficjalnego koncertu, kiedy spontanicznie wystąpili na weselu w przypadkowo odwiedzonym poznańskim lokalu). Dla porównania, na Węgrzech zagrali zaledwie raz, a w Jugosławii – dwa. I to było tyle, jeżeli chodzi o występy za Żelazną Kurtyną w roku 1984.

Jedna z grup rockowych...

Zaczynały się wakacje 1984 r., kiedy „Trybuna Robotnicza” zapowiedziała przyjazd Ironów ze swoistym, acz chyba niezamierzonym poczuciem humoru. W artykule zapowiadającym letnie imprezy kulturalne, wymieniła na początku koncerty plenerowe muzyki poważnej w Ustroniu i Wiśle, następnie zaś przeszła do spektakli teatralnych dla dzieci. Wspomniawszy o propozycjach Teatru Dzieci Zagłębia, Teatru „Ateneum” ii Teatr Młodego Widza, redaktor zapowiedział przyjazd na Śląsk w drugiej połowie sierpnia Teatru im. Mickiewicza z Częstochowy. A po tym nieco przydługim preludium odpalił:

Nieco starszych z pewnością ucieszy wiadomość o atrakcji jaką przygotowała dla nich Estrada Śląska. 14 sierpnia wystąpi jedna z najpopularniejszych grup rockowych, angielski zespół Iron Maiden. Miejsce koncertu me zostało jeszcze definitywnie ustalone.

Śląscy fani metalu oszaleli. O ile mogli jeszcze bardziej. Iron Maiden był zespołem jak z innego świata, i to w kilku znaczeniach tego sformułowania. Bo i pochodzącym z magicznego Zachodu, i poza fenomenalnie dopracowaną stroną muzyczną ich utwory zawierały poetycki ładunek metafizyki, ezoteryki, a także science-fiction (np. tekst „To Tame a Land” inspirowany „Diuną” Steve Harris napisał wcześniej, nim ta książka Franka Herberta ukazała się w Polsce). Utwory zespołu praktycznie nie gościły na falach Polskiego Radia, nie mówiąc już o telewizji. Płyty kosztowały fortunę, na wystawiany w sklepach muzycznych (tych prywatnych rzecz jasna) debiutancki album, a później „Killersów” czy „Piece od Mind”, nie mówiąc o kultowej „The Number of the Beast” i najnowszej „Powerslave” chodzono się po prostu pogapić. Na Śląsku nieco ratował sytuację prywatny import z „Rajchu”, gdzie wielu miało rodziny, czasami wspomagające krewnych nie tylko miśkami Haribo i czekoladą Milka, ale też bezcennymi nad Rawą i Kłodnicą winylami. Oczywiście utwory Ironów i tak znali wszyscy mniej lub bardziej długowłosi metalowcy. Szczęśliwcy będący w posiadaniu płyt z RFN przegrywali je kolegom na kasety audio. To samo robili pokątnie właściciele sklepów z owymi płytami na wystawach, za drobną w porównaniu do bajecznej ceny oryginału opłatą.

Definitywnie ustalonym miejscem górnośląskiego koncertu Iron Maiden stała się hala Widowiskowo-Sportowa w Zabrzu.

Kończy się połowa sierpnia, gdy na Matejki lądują Obcy. No, wprawdzie nie tyle lądują, co wjeżdżają konwojem, ale takiego konwoju jeszcze tu nie widziano. Liczącą pół setki ludzi ekipę Iron Maiden przywożą dwa autokary. Prócz nich pod halą parkują cztery ciężkie ciężarówki ze sprzętem. Technicy przystępują do budowy sceny i dekoracji, jakich tu do tej pory nie widziano.

Fani i fojermani

14 sierpnia 1984 fani już czekają na otwarcie wejść, skandując AJ! – RON! – AJ! – RON! Czeka też Milicja Obywatelska – w radiowozach, „sukach” i z okratowanymi więźniarkami. Prawdziwa demonstracja siły! Przy bramach wejściowych na koncert nawet pójdą w ruch pałki. Ale co tam pały!

– To muzyka dla ludzi twardych raczej, nie każdy ją potrafi dobrze przyjąć – podsumowuje jeden z polskich fanów zespołu.

Jeżeli jednak wśród bitnych funkcjonariuszy z zaciętymi minami też znajdują się twardzi fani, to się z tym nie zdradzają. Ale już zabezpieczający imprezę strażacy z KWK „Pstrowski” nie ukrywają ekscytacji.

– Każdy z nas jest zwolennikiem muzyki. Tym bardziej heavy metal. Wiadomo, każdego pociąga – dekonspiruje się jeden z fojermanów.

I wyraża nadzieję, że jakimś małym oczkiem zerkną na to, co będzie się działo na scenie. Tę zaś przygotowano prawdziwie imponującą. „World Slavery Tour” promowała płytę „Powerslave”, której tytułowy utwór i grafika nawiązywały do wierzeń starożytnego Egiptu. Tak też było z oprawą wizualną koncertów, której ton nadawały piramidy, hieroglify i sarkofagi. Oraz naturalnie mumie, a zwłaszcza jedna wyjątkowa – Eddie, potworna maskotka zespołu. Ponadto reflektory, wystrzały, wybuchy - takiego czegoś w Polsce wcześniej nie widziano, bo polskich muzyków rockowych zwyczajnie nie było stać na takie ekstrawagancje. Dosłownie więc płakali z zazdrości.

Pod jednym wszelako względem brali przykład i się uczyli. Frontman Ironów Bruce Dickinson na scenę nie wchodził, ale wskakiwał. I nie tylko szalał na niej przez cały koncert z niespożytą energią, ale cały ten czas utrzymywał żywiołowy, fantastyczny kontakt z publiką. Nawiasem mówiąc, właśnie od 1984 r. zaczęło się widywać polskich wokalistów rockowych, śpiewających ze stopą postawioną na kolumnie odsłuchowej. To nie przypadek – oni po prostu podpatrzyli Bruce'a (zresztą spoko patent, co chcecie).

Dickinson podczas trasy koncertowej w Polsce dał się poznać z najlepszej strony nie tylko jako muzyk, ale po prostu fajny facet. Jak zresztą inni członkowie zespołu – gitarzysta Adrian Smith, lider i basista Steve Harris, gitarzysta Dave Murray i perkusista Nicko McBrain. Za kulisami pierwszy komplementował polską publiczność (choć z angielskim umiarem: Publiczność, tak jak tutaj tej nocy i podczas poprzednich pięciu koncertów, była fantastyczna; na całym świecie jest fantastyczna) drugi wyjaśniał, jak powstają utwory i kto pisze teksty, trzeci podpowiadał, jak je odczytywać, czwarty opowiadał o swojej grze, a czwarty podarował pałeczkę z dedykacją polskiemu koledze po fachu. Polskich rockmanów Ironi nie traktowali z góry, niczym ubogich krewnych, ale jako profesjonalistów, z którymi można się szybko zakumplować.

Bądź wola Twoja... w Ogrodzieńcu

W 1984 r. Ironi odwiedzili w województwie śląskim nie tylko Zabrze.

– Znakomite video, które zrobiło nam na Zachodzie świetną reklamę, nagrał w Polsce zespół Iron Maiden – przechwalał się w 1986 r. Andrzej Marzec z Pagartu.

Wideo to – czyli film dokumentalny „Behind the Iron Curtain” (czyli „Za Żelazną Kurtyną”, a przy okazji też dowcipne nawiązanie do nazwy zespołu) – powstało nie tylko w koncertowych salach i wokół nich. Ważnym bowiem przystankiem polskiej trasy Iron Maiden (choć, niestety, nie koncertowym, a szkoda!) okazał się zamek Ogrodzieniec w Podzamczu. Posłużył on jako plan zdjęciowy. Na ujęciach nakręconych w Ogrodzieńcu widać, jak Dickinson i Harris spacerują po zrujnowanej warowni. Ruina nie ruina – majestatyczny, a wielce przy tym malowniczy Ogrodzieniec robi duże wrażenie na turystach i tak też pewno było w przypadku muzyków Iron Maiden. Zapewne też jednak dostrzegali różnice między zamkiem Ogrodzieniec a licznymi średniowiecznymi zamkami na Wyspach Brytyjskich. Ogrodzieniec był wtedy (i jest nadal) jedną z najlepiej zachowanych, zabezpieczonych, zagospodarowanych i udostępnionych turystom ruin jurajskich zamków. Ale mimo wszystko – wtedy to były biedne lata 80. Środkowy Jaruzelski, czyli najbardziej przaśny PRL od czasów Gomułki. Za muzykami włóczyli się tajniacy SB. By dojechać do Ogrodzieńca, trzeba się było solidnie wytrząść na dziurawym asfalcie. Którąkolwiek drogę by nie wybrać. Nieopodal jednej z tych lepszych dymił Mordor koksowni „Przyjaźń”. W filmie „Behind the Iron Curtain” Ogrodzieniec, obok ujęć z klasycznego radzieckiego filmu „Aleksander Newski” o ruskim zwycięstwie nad krzyżakami, stał się po prostu symbolem komunistycznej Europy Wschodniej i Polski. Miejscami pięknej jak Ogrodzieniec, ale w sumie biednej, zacofanej i w ruinie. W orwellowskim roku 1984.

-------------------

Interesujesz się śląsko-zagłębiowską kulturą i historią? Zapisz się i bądź na bieżąco: https://www.slazag.pl/newslett...

Konceret Iron Maiden, w tle zamek Ogrodzieniec

Może Cię zainteresować:

Iron Maiden w Ogrodzieńcu. Polska w ruinie i nagranie za Żelazną Kurtyną

Autor: Tomasz Borówka

14/08/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon