Finałowa batalia między GKS Katowice i Unią Oświęcim była dopiero piątym w historii polskiego hokeja siedmiomeczowym finałem. Ze szkoleniowcem GieKSy rozmawiamy nie tylko o finale.
Siedem meczów finału, a w ostatnim o losach tytułu decydowała dogrywka…
Dogrywka 3 na 3 to jest inny sport. A my mieliśmy w finale cztery takie dogrywki. Na pewno będzie na ten temat dużo dyskusji, że może mogliśmy rozstrzygnąć ten ostatni mecz na swoją korzyść. Nie jest to jednak takie oczywiste. Jak się gra 3 na 3, to decyduje jeden błąd w jedną stronę, jeden w drugą. A przy mniejszej liczbie zawodników na lodzie może się to stać bardzo szybko. Mogę powiedzieć tylko tak: szkoda, że ten finał został rozstrzygnięty właśnie w dogrywce. Jestem pewien, że gdybyśmy grali 5 na 5, to wygralibyśmy.
Rozmawiałem z trenerem Unii Oświęcim po 60 minutach ostatniego, decydującego meczu. Powiedział mi: „Chodź, pójdziemy do sędziego i powiemy mu, że chcemy grać 5 na 5”. Może ktoś nie przemyślał tego, że o tytule będzie decydować gra 3 na 3. Na pewno warto się nad tym zastanowić, czy rzeczywiście tego chcemy, czy liga tego chce.
Unia skutecznie utrudniała wam grę. W dwóch ostatnich meczach hokeistom GKS nie udało się strzelić bramki…
Spotkały się dwie walczące o mistrzostwo, wyrównane drużyny. Tak bywa. Zagraliśmy naprawdę dobry finał. Wygrała Unia, trzeba rywalowi pogratulować, ale trzeba podziękować także naszym chłopakom za ten wysiłek, za bardzo dobrą grę. (Interesujesz się śląskim sportem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Kibice dołożyli swoją „cegiełkę”.
To coś niesamowitego. Kibice wspierali nas także wtedy, kiedy przegrywaliśmy. To pokazuje, że doceniają to, co drużyna prezentuje. Wiedzą, że zawodnicy zostawiają serce na lodzie. Fajne było też to, że kiedy hokeiści Unii odbierali puchar – nie było gwizdów, nasi kibice okazali szacunek rywalom. Tak, mamy fantastycznych kibiców.
Chcecie już pewnie wrócić na tron?
Te trzy ostatnie lata nie były najgorsze (śmiech). Każdy zaczyna z jakąś wizją, ma plan, chce wygrać, ale to w hokeju jest piękne – trzeba grać sezon zasadniczy, potem play-off’y – ćwierćfinał, półfinał, finał… Oczywiście, porażka boli, ale jest jeszcze duma z tej pracy, z przebytej drogi, która sprawia, że da się to przeżyć.
Dwa lata temu pokonaliście Unię Oświęcim w finale 4-0, teraz potrzeba było siedmiu meczów, żeby wyłonić mistrza Polski. Liga jest coraz bardziej wyrównana?
Tak, było 4-0, ale przypomnę, że w półfinale graliśmy wtedy siedem meczów. Wszystkie te play-off’y mają swoją specyfikę, swój smak. Ale tak – już od początku sezonu mówiliśmy o tym, że ta liga jest bardziej wyrównana, że każdy może w play-off’ach zabłysnąć i tak też właśnie było. Cracovia była bardzo blisko, żeby przejść Oświęcim, Tychy podobnie… Były momenty w tych play-off’ach, gdzie wszystko mogło się to potoczyć w innym kierunku.
No właśnie: już w ćwierćfinale postawiło się wam Zagłębie – po czterech meczach było 2-2…
No bo to są właśnie play-off’y. Ktoś mógłby pomyśleć, że skoro byliśmy po sezonie regularnym na pierwszym miejscu, to musimy wygrać z zespołem z miejsca ósmego. A to różnie się kończy. W Szwecji czy Austrii było przecież ostatnio zupełnie inaczej. Wiemy, jak te play-off’y wyglądają. Liga była wyrównana i myślę, że w przyszłym roku będzie tak samo.
GieKSa grała też w Pucharze Kontynentalnym. Wygraliście półfinał, awansowaliście do finału, a w Cardiff – czwarte miejsce.
Na pewno cieszymy się, że możemy reprezentować nasz kraj, nasze miasto w Europie, w pucharach. Nie wypadliśmy najgorzej w tych turniejach, staraliśmy się zagrać jak najlepiej. To oczywiście coś innego – międzynarodowy, wyższy poziom, ale nie byliśmy drużyną, która odstawała. Byliśmy przecież w finale. Grały tam cztery drużyny, a każda mogła ten finał wygrać. Turniej był bardzo wyrównany. Wiadomo, chcieliśmy wygrać, chcieliśmy więcej, ale nie można mieć wszystkiego. Ważne, że nasze podejście i nastawienie było odpowiednie.
Czy to już pora zacząć myśleć o nowym sezonie?
Jest tyle niewiadomych… Wkrótce zaczynają się mistrzostwa świata Elity, więc podejrzewam, że ze strony zawodników i klubów nie będzie jeszcze jakichś ruchów. Wiadomo, musimy mieć plan, co chcemy osiągnąć, zbudować na przyszły sezon, ale potrzebujemy trochę czasu. Musimy też dokładnie przeanalizować zakończone niedawno rozgrywki, bo to nie jest tylko tych kilka ostatnich dni, w których graliśmy mecze finału, tylko cały, długi sezon. I ligowy, i pucharowy. Nie chcemy podejmować pochopnych decyzji, ale będzie jak co roku – ktoś odejdzie, ktoś przyjdzie. Można powiedzieć, że jest to część tego biznesu.
Po mistrzostwach świata – urlopy, a potem powrót do treningów?
Mamy swój program, zawodnicy dostają indywidualne plany treningów i spotkamy się, jak zawsze, pod koniec lipca – na początku sierpnia. Mamy już zaplanowany camp z młodymi zawodnikami, a potem ruszamy z przygotowaniami do nowego sezonu. Teraz jednak trochę odpoczynku na pewno się przyda.
Może Cię zainteresować: