To film wręcz obrazoburczy. Bo jak to, tak zacne postaci polskiej (ba!, europejskiej) kultury i nauki jak Tadeusz Boy-Żeleński, Witkacy, Joseph Conrad i Bronisław Malinowski, budzą się któregoś ranka 1914 roku po szalonej, alkoholowej i narkotykowej, imprezie w Zakopanem, w willi Witkacego.
Po szalonej domówce w willi Witkacego zostaje... trup
Nie umiejąc dojść do siebie po takiej domówce i nie potrafiąc odnaleźć solidnej porcji gotówki, przygotowanej na wyprawę badawczą Malinowskiego i Witkacego do Australii, natrafiają za to w domu na trupa - całkiem zresztą eleganckiego. A do drzwi puka wkurzony policmajster, reprezentujący Monarchię Austro-Węgierską...
Tak zaczyna się komedia przygodowo-kryminalna retro, czyli "Niebezpieczni dżentelmeni". W kinach od 20 stycznia.
Na ekranie pojawia się plejada polskich gwiazd. Przykłady? Proszę bardzo. Lekarza i publicystę Tadeusza Boya-Żeleńskiego gra Tomasz Kot. Pisarza, który odniósł niebywały sukces w Wielkiej Brytanii, tworząc w obcym dla siebie języku, Josepha Conrada - Andrzej Seweryn. W postać antropologa, Bronisława Malinowskiego, któremu światową sławę przyniosły badania prowadzone na wyspach w Oceanii (ich efektem była m.in. książka "Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji"), wciela się Wojciech Mecwaldowski. A Witkacego gra rozchwytywany ostatnio za granicą (teraz można go oglądać w serialu Netfliksa "Wikingowie: Valhalla 2") Marcin Dorociński.
Jakby tego było mało, w "Niebezpiecznych dżentelmenach" w drugoplanowych rolach i epizodach pojawiają się też pochodzący z Sosnowca Łukasz Simlat (jako zbir Cyngiel) i Michał Czernecki (Józef Piłsudski), Anna Seniuk (pani Leszczyńska), Jacek Koman (Włodzimierz Lenin). A fani katowickiego Teatru Korez na pewno od razu wypatrzą Mirosława Neinerta w roli profesora medycyny, który daje się we znaki Boyowi-Żeleńskiemu.
Debiut fabularny pochodzącego z Katowic Macieja Kawalskiego
Aż trudno uwierzyć, że "Niebezpieczni dżentelmeni" to debiut fabularny pochodzącego z Katowic Macieja Kawalskiego, i to zarówno reżyserski, jak i scenopisarski. To nie znaczy, że Kawalski był zupełnym laikiem w tej dziedzinie sztuki. Nakręcił wcześniej filmy krótkometrażowe, seriale (trzy odcinki "Małego Zgonu" dla Canal+) i reklamy, które były nagradzane na wielu międzynarodowych festiwalach, a jego pierwszy scenariusz pełnometrażowy “The Clearing” dostał się do Sundance Screenwriters Lab Semi-Finals i następnie wszedł w preprodukcję.
W dodatku Kawalski jest z wykształcenia... lekarzem, po studiach na Śląskim Uniwersytecie Medycznym.
Już w trakcie studiów medycznych Kawalski poczuł, że nie tylko medycyna, ale również film go pociąga. Zdecydował się na rozpoczęcie równolegle studiów reżyserskich w Szkole Filmowej im. Kieślowskiego na Uniwersytecie Śląskim. Studia filmowe skończył, ale dyplomu już nie zrobił.
- Film zwyciężył. Okazało się, że jest mi bliższy, bardziej mnie ładuje energią niż medycyna - opowiada Kawalski. - Medycyna dalej mnie fascynuje jako nauka, ale nie myślę o niej jako o karierze zawodowej - dodaje.