Idea zrodziła się podczas przeglądania zagranicznych publikacji architektonicznych, które podnoszą problem tzw. czwartej rewolucji przemysłowej, czyli zjawiska polegającego na rosnącej cyfryzacji różnych aspektów naszego życia. Jak to się ma do architektury? Coraz więcej informacji gromadzonych jest w chmurach danych, a te wymagają z kolei coraz to większych serwerów. By umożliwić ich przechowywanie, wznoszone są ogromne centra danych, nazywane często współczesnym przemysłem. Dawne obiekty przemysłowe były jednak sercem miasta i głównym źródłem dochodu jego mieszkańców. Współczesne serwerownie lokalizowane są natomiast na peryferiach. Aby je pomieścić, wycinane są olbrzymie obszary zieleni, które mogłyby przecież być kultywowane i przeznaczane na cele ekologiczne. W tym samym czasie, w centrach miast stoją zabytkowe poprzemysłowe obiekty, które popadają w ruinę.
Julia Wilkosz, urodzona w Katowicach architekta łączy powyższe fakty, proponując wprowadzenie współczesnych archiwów danych do istniejącej, lecz zdegradowanej tkanki miejskiej. Obecne serwerownie lokalizowane na obrzeżach miast mają zdecydowanie negatywny wpływ na środowisko, nie tylko z uwagi na pochłanianie dużych terenów zieleni. Badania wskazują, że ta typologia obiektów odpowiada za około 2% całkowitej światowej emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Co więcej, oddają one dużą ilość energii cieplnej, która w żaden sposób nie jest potem wykorzystywana.
Już w czasie studiów, Julia Wilkosz miała okazję zdobywać doświadczenie zawodowe poza granicami naszego kraju. Podczas obowiązkowych praktyk studenckich wyjechała do Holandii, gdzie związała się z pracownią VMX Architects, by następnie przenieść się do Kopenhagi i odbyć staż w popularnym biurze Bjarke Ingels Group (BIG). Zaobserwowała wtedy, że centra danych niekoniecznie muszą być zawsze budowane tylko poza granicami miast. W Skandynawii często łączone są one w hybrydy, które generują ciepło dla towarzyszących im funkcji. W ten sposób powstają osiedla mieszkaniowe czy baseny, ogrzewane energią generowaną z towarzyszących im centrów danych.
Skoro ten sposób myślenia o energooszczędności udało się wprowadzić w Dani, Norwegii czy Szwecji to dlaczego nie zastosować go również u nas? Centra poprzemysłowych miast pełne są dawnych fabryk czy kopalń, z którymi nie za bardzo wiadomo co zrobić. Zamiast wyburzać niszczejące obiekty przemysłowe, można przecież wykorzystać te przestrzenie i niejako przywrócić je miastu, wprowadzając tam współczesne centra danych. Takie serwerownie wprowadzone do zrewitalizowanych obiektów można uzupełnić o funkcje miastotwórcze, np. hale sportowe, galerie sztuki, sale konferencyjne czy restauracje, by zachęcić mieszkańców do ich odwiedzania i stworzyć warunki do rozwoju biznesu. W przeciwieństwie do dawnych zakładów przemysłowych, budynki te będą bardzo ekologiczne, bo nadmiar ciepła generowany przez serwerownię można wykorzystać do ogrzewania pozostałych funkcji.
Julia Wilkosz przedstawiła metodę wprowadzania centrów danych do poprzemysłowych zabytków na przykładzie historycznego kompleksu fabrycznego Karola Scheiblera w Łodzi. Z powodzeniem jednak może ona być stosowana w innych tego typu obiekcie. Wykreowana idea stanowi pewnego rodzaju wzór na przestrzeń, który można wykorzystać w Chorzowie, Bytomiu, Czeladzi i każdym innym poprzemysłowym mieście.
Centralnym punktem całego założenia jest olbrzymi serwer, otoczony funkcjami towarzyszącymi z zakresu sportu, rekreacji, oświaty, kultury czy funkcji mieszkaniowej. Wszystko odbywa się w duchu organizmu „smart city”. Oznacza to, że centrum danych i towarzyszące mu funkcje korespondują ze sobą energetycznie. Przykładowo, serwer potrzebujący do działania zimnego powietrza, pobiera je od hali sportowej, która z zasady wymaga chłodzenia. Z kolei energia cieplna, powstająca jako efekt uboczny pracy serwera, wykorzystywana jest do ogrzewania innych funkcji obiektu. Tworzy się zatem zrównoważony zamknięty obieg energii w znormalizowanych technicznie warunkach.
Sama adaptacja zabytku zakłada zachowanie istniejących zewnętrznych fasad oraz uzupełnienie w nich ubytków. Wnętrze podlega natomiast kompleksowej rewitalizacji i zawiera nową, własną strukturę nośną. W ten sposób, były kompleks przemysłowy zyskuje uporządkowaną i odpowiadającą współczesnym wymaganiom technicznym strukturę kompozycyjną.
W projekcie Julii Wilkosz, w rewitalizowaną strukturę historycznego kompleksu przemysłowego zostaje wbudowany przemysł współczesny. Stanowi to symboliczny powrót przemysłu do miasta. Na razie tylko na papierze, ale kto wie, może ktoś zdecyduje się wkrótce wprowadzić ten pomysł w życie, by uratować jeden z naszych śląskich zabytków?