Mało że uczestniczą, ale i wystawiają twarze do kamery operatora Polskiej Kroniki Filmowej.
W kaplicy Polskiego Czerwonego Krzyża w Katowicach odbył się chrzest jedenastu sierot polskich, repatriowanych z Niemiec. Uniknęły one szczęśliwie germanizacji. Ojcami chrzestnymi byli wybitni przedstawiciele społeczeństwa śląskiego, z wojewodą Zawadzkim i wicewojewodą Ziętkiem na czele. Niepomne na powagę chwili, niemowlęta płaczą rzewnymi łzami. Chrześniaczką wojewody została Marysia Motykówna. Wicewojewoda Ziętek wybrał sobie dla odmiany chłopca. Społeczeństwo śląskie żywo interesuje się losem dzieci zwróconych ojczyźnie - relacjonuje lektor PKF.
Kim były chrzczone wówczas dzieci? Skąd się wzięły w Katowicach? Tego media nie wyjaśniały. Być może dlatego, że po II wojnie światowej sieroctwo było powszechnym zjawiskiem. Ale być może dlatego, że lepiej było nie drążyć, kim są rodzice dzieci "urodzonych w Niemczech, przeznaczonych na zgermanizowanie, a ostatnio repatriowanych".
Tak pisała o nich reporterka prasowa, Halina Markiewiczowa, również chyba obecna chyba na imprezie i relacjonująca ją w "Dzienniku Zachodnim" (nr 60/1947). Posłużmy się jej tekstem, przeplatając go wszakże naszym komentarzem (czytając go, słyszcie charakterystyczny głos lektora Polskiej Kroniki Filmowej).
"Pierwszy chrzestny ojciec, to wojewoda gen. Zawadzki, trzymający do chrztu z p. Marią Majorową (wszystkie chrzestne matki są członkiniami Ligi Kobiet Koła Urzędu Wojewódzkiego) ulubienicę ośrodka, Marysię Motykę, olbrzymimi, czarnymi oczyma wodzącą po tylu nieznanych sobie twarzach".
Jednak to twarze godnych zaufania towarzyszy, Marysiu. Jeszcze się przekonasz, jak bardzo wypróbowanych. Zapamiętaj te twarze. Albo lepiej nie.
"Drugą parą są: wicewojewoda płk. Ziętek i p. Zofia Heumanowa, dla odmiany mający chłopca za chrześniaka, Józia Marciniaka. Trzecią - wicewojewoda Nantke-Namirski i p. Jadwiga Noworytowa. Dalej: dyr. Urzędu Informacji i Propagandy ppłk. Stahl i p. Ganterówna, naczelny redaktor "Dziennika Zachodniego", Ziemba Stanisław i p. Multanówna, dr. Karczewski i p. Zającówna, dr. Schnitzel i p. Krysianka, inspektor Seidler i p. Badurowa, dr. Pressler i p. Korubowska, dyr. Broki i p. Heumann, ref. Kernek i p. Szymczykówna".
Towarzysz od informacji i propagandy oraz naczelny "Dziennika Zachodniego" (od informacji i kryptopropagandy - jaka szkoda, że państwo tego nie widzą) może poza podium, ale godnie, na dobrej, punktowanej pozycji.
"Słowa sakramentu, wypowiadane przez ks. Bauera mieszają się z krótkimi okrzykami dzieci, przestraszonych wąskim strumykiem wody, cieknącym im po główkach".
Za to prawdziwy komunista nie boi się nawet święconej wody. Prawda, Zawadzki?
"Maleństwa niepomne na powagę chwili, popłakują donośnie i dopiero cukierek, wsunięty pospiesznie w otwartą buzię, ucisza skutecznie ból przeżyć".
Chcesz cukierka, idź do Jorga, drogie dziecko.
"Niebiesko-różowe, w zależności od płci, pięknie wystrojone dzieciaki, przechodzą z ramion chrzestnych rodziców w objęcia sióstr pielęgniarek. Uroczystość chrztu skończona".
Brawo, panie wojewodo! Może towarzysze nie zauważą, a jeżeli nawet, to docenią Waszą taktykę.
Zawadzki i Ziętek uczestniczący w chrześcijańskim obrzędzie mogą dziś szokować. Ale w 1947 roku wielu komunistów sprawujących oficjalne urzędy zachowywało się w taki właśnie sposób. Co skądinąd budziło wśród przedstawicieli polskiego duchowieństwa - również tego na Śląsku - że z "czerwonymi" można się dogadać. Tymczasem stanowiło to wyłącznie zasłonę dymną. Przebudzenie miało się okazać bolesne. Także dla katowickich biskupów.