Rozmowa z Janem Urbanem
Czy
trener odczuwa jeszcze presję?
Nie
nazwałbym tego presją, tylko odpowiedzialnością. Odczuwam
odpowiedzialność za to, żeby ta drużyna dobrze się prezentowała,
bo mam świadomość, jak ludzie w Zabrzu, i nie tylko, kochają
Górnika; jak mocno nim żyją. Ja naprawdę jestem szczęśliwy,
kiedy oni cieszą się na trybunach po strzeleniu bramki, po wygranym
meczu. Byłem w wielu miejscach, grałem w wielu klubach, ale tutaj jest
wyjątkowo.
Ludzie
tutaj odczuwają ogromny głód sukcesu.
Wydaję
mi się, że działa to pokoleniowo. Ojcowie, czyli ludzie w
moim wieku, mogą pochwalić, że oglądali Wielkiego Górnika, z
kolei ich wnuki jeszcze tego nie przeżyły. Ja sam do takich osób
należę, bo zabrał mnie tutaj wujek i dziadek. Wiem, że ich
marzeniem również jest Wielki Górnik.
W
2022 roku w jednym z wywiadów powiedział Pan, że był o krok od
przejścia na trenerską emeryturę. I wtedy zadzwonił Górnik. Miał
to być wóz albo przewóz, czyli jeśli będą wyniki – to zostaje
Pan na dłużej. Czy z perspektywy roku 2022 udał się spełnić
własne wymagania?
Wydaje
mi się, że tak. Trzeba być w środku Górnika i wiedzieć, jak
często mierzymy się tutaj z problemami i mimo tego dajemy sobie radę.
Przede wszystkim myślę tutaj o utrzymaniu drużyny w Ekstraklasie.
Od kiedy przyszedłem, to cały czas obracamy się w podobnych
realiach. Choć zmieniamy zawodników, robimy transfery, to tak
naprawdę operujemy tym samym budżetem od lat. Szczerze – nie jest
łatwo.
Czy
od czasu objęcia prezydentury w Zabrzu przez Agnieszkę Rupniewską
relacje na linii miasto-klub uległy zmianie?
Nie
zmieniło się za wiele. Zresztą ja jako trener i cały sztab
szkoleniowy działamy cały czas w zastanych wcześniej
okolicznościach. Jeśli chodzi o kontakt z miastem, to jest on
sporadyczny, od czasu do czasu.
Było go więcej za czasów poprzedniej prezydent Małgorzaty Mańki-Szulik? Czy
może teraz więzi się zacieśniły?
Nie, wcześniej wpływ ratusza na klub był bardziej odczuwalny. Trzeba pamiętać, że jest to dopiero początek współpracy
z nową władzą. Nowy gospodarz robi porządki w mieście i jest
mnóstwo pracy. W samym Górniku wszystko funkcjonuje normalnie, więc
nie ma takiej potrzeby na rewolucje. Ale wiemy, że proces
prywatyzacyjny, który był już ogłaszany przez poprzednią władzę,
jest kontynuowany przez nową. Osobiście uważam, że tak powinno
być. Górnik powinien trafić w prywatne ręce.
W
takim razie co, jeśli prywatyzacja się nie powiedzie? Pana kontrakt
z klubem obowiązuje jeszcze 9 miesięcy (do 30 czerwca 2025
roku). Czy można spodziewać się przedłużenia?
To
będzie zależało od wielu aspektów. Z jednej strony Górnik nie
może pozostać na garnuszku miasta, bo jest on zbyt skromny. Z
drugiej musi trafić do odpowiednich rąk, które będą dysponować
pieniędzmi na to, żeby stworzyć drużynę dla tej publiczności.
Jeśli Górnik będzie w czołówce, to ten stadion będzie
wypełniony co dwa tygodnie. Bardzo bym chciał, żeby ten potencjał
był wykorzystany przez nowego właściciela. Jedynie po prywatyzacji
pojawi się na to szansa.
Czy
trener chciałby, żeby Lukas Podolski kupił klub?
Jeśli
byłaby taka możliwość, to oczywiście, że chciałbym. Jestem pewny
jednej rzeczy – Lukas ma Górnika w sercu. Chce dla niego jak
najlepiej. Wie jak funkcjonują profesjonalne kluby na zachodzie.
Jest osobą rozpoznawaną na całym świecie i łatwo przychodzi mu
sprowadzanie sponsorów. Najbardziej obawiam się tego, żeby klub
nie trafił w niepożądane ręce. Takich przykładów w polskiej
piłce jest dużo.
Legia
Warszawa była takim przykładem.
Bywało
tam różnie: raz taki właściciel, raz taki; raz było lepiej, raz
gorzej. Wiemy też, gdzie dzisiaj jest Pogoń, a gdzie była jeszcze
kilka lat temu. Wydaje mi się, że w Polsce idziemy w dobrym
kierunku. Nie znaczy to, że miasta mają zupełnie porzucić pomoc
klubom. Jeśli są takie możliwości, to powinny to robić, ale jako
partnerzy – nie właściciele.
Jak
się pan czuje z tym, że Górnik jest w
zasadzie klubem eksportowym, dostarczającym zawodników
lepszym zespołom?
Właściwie
każdy polski klub pełni taką rolę, a nawet wiele innych na
Zachodzie. Różnią się jedynie kwoty. Ktoś sprzedaje po prostu za
większe pieniądze, a ktoś musi się pogodzić z mniejszymi. Ale to
jest rzecz normalna i wydaje mi się, że w jakimś stopniu ogólnie
to niszczy piłkę. Różnice między bogatymi a uboższymi robią
się coraz większe. Natomiast na rynku polskim mamy naprawdę dobrą
sytuację, bardzo duże zainteresowanie, znakomite warunki i
infrastrukturę do oglądania spotkań. Media też wykonują świetną
pracę. Nie mamy się czego wstydzić.
Ale
to Słowacy mają swoją
drużynę w Lidze Mistrzów.
Zgadza
się. Jest to problem, ale raczej związany ze złym zarządzaniem.
Bo są w Polsce kluby z budżetami, które powinny zapewniać awans.
Nie będę wymagający i powiem, że co 5 lat. W obecne
rzeczywistości tak nie jest, a co gorsza – dostać się tam jest
coraz trudniej. Głównie przez ogromne pieniądze. Czołówka nam
odjeżdża.
W
takim razie jakim budżetem musiałby dysponować Górnik, aby zdobyć
Mistrzostwo Polski?
Jest
to bardzo rozległe pytanie, ale postaram się odpowiedzieć. W piłce
może zdarzyć się wszystko. Niestety większość pozytywnych
rzeczy związana jest z finansami, nie oszukujmy się. Chciałbym,
żeby Górnik sportowo był blisko poziomu drużyn walczących o
mistrzostwo Polski i Europejskie Puchary. Według mnie jest to
możliwe i niekoniecznie potrzeba do tego najwyższego budżetu w
naszym kraju. Pokazała to niedawno Jagiellonia.
Dobrym przykładem jest Pogoń Szczecin, która już na dobre
rozgościła się w czołówce ligi bez zawrotnego budżetu.
6 lat temu w programie Liga Plus powiedział Pan, że legendarnym
składem Górnika z 1986 roku wygralibyście ówczesną ligę. Czy dziś byłoby podobnie?
Czy
wygralibyśmy dzisiejszą ligę? Trudno porównywać te epoki.
Wtedy piłka wyglądała zupełnie inaczej, nawet różniły się
zasady, bo bramkarz mógł łapać po podaniu od swojego obrońcy.
Natomiast odpowiadając na pytanie: jestem przekonany, że
wygralibyśmy dzisiejszą ligę. Mieliśmy wtedy 8 reprezentantów
Polski, medal na mistrzostwach świata. Poziom naszej ligi był wtedy
zdecydowanie wyższy, bo nie mogło być inaczej, skoro medaliści
mistrzostw świata grali w rodzimej lidze.
Czyli
to nie świadczy o tym, że dziś nasza liga jest tak słaba, tylko
Górnik z tamtych lat rzeczywiście potrafił grać w piłkę?
Dziś
w naszej lidze wystarczy przebłysk talentu i zawodnik zostaje
sprzedany. Przekłada się to na poziom poszczególnych drużyn i
całej ligi. Trudno jest grać dobrą piłkę, kiedy w zespole panuje nieustanna rotacja. Do tego podbierają ci ze składu najlepszych, a ty
musisz liczyć na to, że trafisz jakąś perełkę za darmo, albo za
nieduże pieniądze.
Dlatego
pytałem o ten model klubu eksportowego, bo wielu kibiców w Polsce
to frustruje.
Nie
ma się czemu dziwić. Mnie też to frustruje, ale tak działa ten
rynek. Mamy założony budżet i musi go wypełnić. Jak się nie
spina, to jaką masz możliwość, żeby go wykonać? Tylko
sprzedając zawodnika. Czasem za mniejszą kwotę, ale jeśli dziś
ci nie brakuje, to mówisz – dajcie więcej!
Którego
sprzedanego zawodnika najbardziej Pan
żałuje?
Przede wszystkim skrzydeł. Potrafiliśmy je wykorzystać. Najpierw
mieliśmy Okunukiego i Yokotę. Dobrze zastąpili ich Ennali z Kapralikiem. Trudno było dostrzec zmianę. Górnik w podobny sposób zdobywał
bramki i przeprowadzał tak samo dynamiczne akcje. Teraz mamy Ambrosa i
Ismaheela.
Według mnie widać różnicę.
Jest
siódma kolejka. Mówisz, że to nie to samo. Czy w siódmej
kolejce zeszłego sezonu powiedziałbyś, że Ennali tak odpali? Warto przypomnieć, że w pierwszej
rundzie grał sporadycznie, a później wiemy, co się stało.
Ale już wtedy wyróżniał się prędkością i przebojowością.
Tak,
ale prędkość musisz umieć wykorzystać. Ennali na początku nie
umiał tego robić. Wchodził w drybling tam, gdzie nie powinien. Był
zawodnikiem, o którym można było powiedzieć, że nie umie
wykorzystać swojego potencjału.
Porozmawiajmy
o obecnym składzie. Z powodu odejść musiał pan zmienić sposób
prowadzenia gry.
Jest
nam trudniej z jednego powodu – braku szybkości na bokach. Nie
jesteśmy już w stanie z taką łatwością zaskakiwać przeciwników
wprowadzaniem piłki na wolne pola. Dlatego musimy sobie radzić grą
kombinacyjną.
To
prawda. Górnik jest w tym sezonie częściej
przy piłce.
Cieszę
się z tego. Jednak wciąż jesteśmy na początku sezonu i staramy
się wypracować nasz styl. Chcę żeby kibic
przyszedł i czuł emocje; żeby publiczność wiedziała, że na
Górnika warto przyjść, bo fajnie się to ogląda.
Co trener sądzi o odejściach z Górnika i szybkich kontuzjach
łapanych przez zawodników w nowych klubach? Niedawno Lawrence Ennali,
wcześniej Yokota w Gencie, jeszcze wcześniej Szymon Żurkowski, a nawet moglibyśmy zaliczyć do tego Arkadiusza
Milika. Ma pan na to jakąś teorię?
Nie
mam żadnej teorii. Tak bywa w piłce. Moim zdaniem zmiana środowiska
w przypadku Ennaliego jest bardzo duża. Inny kulturowo kraj.
Podejrzewam też, że inne odżywianie i zmiana formy treningów. W
Stanach często gra się raz na naturalnej, raz na sztucznej. Z
medycznego punktu widzenia jest to niekorzystne dla zawodnika.
W
przestrzeni publicznej pojawiły się opinie, że to wina treningów,
a konkretnie – niskiej intensywności.
Sugerowanie
takiej przyczyny to pójście na łatwiznę. Weźmy Włodarczyka,
który poważnej kontuzji nie złapał w nowym klubie. Po przyjściu
do Górnika Ennali skarżył się, że w Polsce trenował mocniej niż
w Niemczech. Tak że ile ludzi, tyle opinii.
Jest pan uważany za jednego z trzech najlepszych zawodników w historii
Osasuny Pampeluna. Do tego kariera w
reprezentacji i siedem strzelonych bramek.
Trzy mistrzostwa z Górnikiem. Jako trener dwa
tytuły z Legią oraz dwa zwycięstwa w Pucharze Polski. Czy czuję się pan spełniony?
Wydaje
mi się, że jako piłkarz mógłbym osiągnąć więcej. Wyjeżdżałem
z Polski w wieku 27 lat. Informacja o tym, że przychodzi jakiś
Polak do Osasuny trochę umknęła wtedy mediom. Zaczynałem
incognito i nagle boom – ten Polak gra rzeczywiście na dobrym
poziomie. Osasuna była tedy hiszpańskim średniakiem, dlatego
pojawiło się zainteresowanie ze strony Barcelony, ale niestety nic
z tego nie wyszło.
Co z karierą trenerską? Tutaj też jest niedosyt?
Brakuje
mi sukcesu z Górnikiem Zabrze.
Czyli
zostanie Pan dłużej?
Po
pierwsze, to nie zależy ode mnie. Po drugie, jeśli miałoby już
zależeć ode mnie, to chciałbym wiedzieć, na czym stoję. Czy
rzeczywiście to będzie kolejny rok sklejania i robienia czegoś z niczego.
Lukas
kupuje Górnika, trener zostaje?
Chciałbym,
żeby to się w końcu udało. Nasz stadion po ukończeniu to będzie,
„cacko”, bo to widać. Wyobraź sobie tę atmosferę, pełny
stadion...
Może Cię zainteresować:
Historia mistrza Polski z Bytomia. Szombierki Bytom w 1980 roku zadziwiły kraj
Może Cię zainteresować: