Najpierw Pniówek, teraz Zofiówka.
Pamięta pan taką czarną serię w śląskim górnictwie?
Nie.
Dwa tak ciężkie wypadki, następujące po sobie… Nie pamiętam,
by kiedykolwiek zdarzyła się u nas tak tragiczna seria, choć
pamiętam Halembę, Śląsk, gdzie też ginęli ludzie. Każda taka
katastrofa to tragedia dla Śląska, dla środowiska górniczego, dla
górniczych rodzin… A trzeba pamiętać, że większość naszych
kopalń jest zagrożona metanem i tąpaniami, warunki górnicze i
geologiczne pogarszają się cały czas. Na Zofiówce mieliśmy
tąpnięcie i wypływ metanu. Chwała Bogu, że nie było wybuchu.
Premier
Morawiecki zapowiedział właśnie utworzenie eksperckiej komisji,
która zbada wypadki w Pniówku i Zofiówce, a także poziom
bezpieczeństwa w górnictwie. Co pan o tym sądzi?
Słyszałem
tę wypowiedź premiera i jestem nią zbulwersowany, bo w takiej
chwili nikt nie podpowiedział mu, na czym w istocie polega problem.
Od lat apeluję do szefów kolejnych rządów, by przywrócić Wyższy
Urząd Górniczy do struktury nadzorowanej właśnie przez premiera.
Prezes WUG ma kompetencje policyjne i kontrolne – może zatrzymać
ruch kopalni z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Tymczasem jest
podporządkowany ministrowi aktywów państwowych, który pełni
funkcje właścicielskie wobec kopalń. Przecież to jakiś totalny
absurd.
Ma
pan na myśli konflikt interesów?
Oczywiście,
że jest konflikt interesów. Prezes WUG, występując w obronie
życia i zdrowia górników, musi podejmować brzemienne w skutkach
decyzje ekonomiczne. Decyzje, które nie będą podobały się
właścicielom. A dziś właścicielowi, czyli resortowi aktywów,
ten urząd jest podporządkowany. Premier nawet tego nie wie, bo
żaden z jego urzędników nie potrafi mu wytłumaczyć, że jest w
Polsce centralny organ administracji państwa stworzony tylko po to,
by dbać o bezpieczeństwo wszystkich zakładów górniczych w
Polsce. Podporządkowanie go de facto ministrowi skarbu, którym jest
Jacek Sasin to jest sytuacja, w której prezes spółki ma również
uprawnienia urzędu skarbowego. Pośrednio wynika to z totalnej
niekompetencji w odniesieniu do górnictwa, dominacji socjotechnik
nad organiczną pracą w tej branży. I instrumentalnego traktowania
Śląska.
Wracając
do wypadków w Pniówku i Zofiówce. Czy obie katastrofy coś łączy,
poza bliskością kopalń i koincydencji w czasie?
To
trzeba wyjaśnić. W Pniówku były wybuchy metanu. W Zofiówce
inicjacji nie było, był wypływ metanu. Są zdarzenia w górnictwie,
których nie sposób przewidzieć: z tąpaniami sobie nie radzimy,
mimo profilaktyki. Możemy co najwyżej zminimalizować ryzyko, nawet
odchodząc od eksploatacji złoża, w którym występuje
nadreprezentacja zagrożeń. WUG powstał właśnie po to, by nikt
nigdy nie poświęcał bezpieczeństwa na rzecz ekonomii. W takich
przypadkach urząd musi wkraczać do akcji, nawet kosztem finansów
kopalni.
Komisja
WUG w sprawie Pniówka została już powołana.
To
standard. Po zebraniu wszystkich materiałów i wyników badań, ta
komisja w konkluzji swoich prac przedstawia wnioski prezesowi WUG i
ministrowi odpowiedzialnemu za górnictwo. Często to wnioski
dotyczące ewolucji niektórych przepisów, nowych rozwiązań. Z
tych wniosków zawsze wynika poprawa bezpieczeństwa w kopalniach.
To
znaczy, że ono nigdy nie jest na odpowiednim poziomie?
Jeśli
giną ludzie, poziom bezpieczeństwa nigdy nie będzie
satysfakcjonujący. Prawda jest taka, że przepisy dotyczące
bezpiecznego prowadzenia ruchu górniczego pisane są krwią górników
zatrudnionych w kopalniach. To zbiór przepisów, które urzędy
górnicze muszą egzekwować w sposób bezwzględny. Są procedury,
których się nie przekracza, a jeśli ktoś to robi, nie ma dla
niego miejsca w górnictwie. Poziom bezpieczeństwa w kopalniach
mierzy się, przeliczając liczbę wypadków śmiertelnych na milion
ton wydobycia albo tysiąc osób zatrudnionych. Gdy w 1990 zaczynałem
kierować Wyższym Urzędem Górniczym, wskaźnik ten wynosił 0,72.
Gdy odchodziłem z WUG - spadł do poziomu 0,3, zresztą przy
niewielkim spadku wydobycia. Później wskaźnik spadał nawet do
0,15, ale dziś już wiadomo, po ostatnich wypadkach, że w tym roku
będzie on wyjątkowo wysoki.