Pewnego dnia usłyszałem, że jeden z dużo starszych kolegów (ponoć z tych, co „siupnęli” jakoś w siódmej klasie) przejechał się walcem drogowym. O gościu zaczęły krążyć legendy, łącznie z historią, że walcem tym chciał pojechać nad morze. Jako bajtle łykaliśmy to wszystko. Podziw rósł.
Nasz sprytny kolega miał dostać się do niezamkniętej szoferki, wyjętą z kapsy aluminiową pięćdziesięciogroszówką odpalić stacyjkę walca i ruszyć w drogę. Podobno, ze względu na zawrotną prędkość pojazdu, jazda znudziła mu się po jakimś kilometrze. Walec zatrzymał i grzecznie wysiadł.
Innym razem, jakoś na przełomie wieków, na meczu hokeja w katowickiej „Satelicie”, w stałym gronie kibiców usłyszałem historię o 12 dzielnych ludziach z Siemianowic Ślaskich. Oni nad morze, w takim właśnie składzie, zajechali Trabantem.
Nie było wśród nas żadnego z pasażerów tego rajdu, ale był oczywiście ktoś, kto znał co najmniej jedenastu podróżników, zaręczając głową, że do celu dotarli.
Kiedy opowiadałem, krztusząc się ze śmiechu, tę historię mojej mamie, usłyszałem że jechała niedawno z taksówkarzem, uczestnikiem pamiętnej wyprawy Trabantem. Coś na rzeczy musiało więc być. Ostatnie dokonania prezydenta Siemianowic Śląskich te opowieści w moich oczach uwiarygodniają.
Porywacz tramwaju i porywacze idei
Końcem października zrobiło się znowu w Polsce głośno o moim mieście. Znowu, dzięki komuś chcącemu nawiązać pomysłowością do wspomnianych przeze mnie elwrów i wielu ich kolejnych, anonimowych następców.
Młody człowiek, ponoć ze Świętochłowic, postanowił się przejechać tramwajem. Jednak nie jako pasażer, ale w charakterze motorniczego. Uprowadził więc potężnego elektrycznego rumaka z zajezdni i wyruszył w podróż.
Czytałem, że jechał ostrożnie i po drodze zabierał nawet pasażerów. Zdradził go jedynie niecodzienny numer pojazdu oraz niecodziennie umiarkowana prędkość. Został zatrzymany przez policję. Wyprawa niestety nie skończyła się happy endem.
Trochę mi samozwańczego motorniczego szkoda, tego rodzaju chopy z fantazją zadają przecież kłam słynnej kutzowskiej tezie o „śląskiej dupowatości”.
Autonomiści na piechotę
Tezie o dupowatości przeczył swoją lokalną aktywnością Ruch Autonomii Śląska. Do pewnego momentu. Zdaje się w 2018 r., przed wyborami samorządowymi, RAŚ również postanowił wyjechać na dłuższą przejażdżkę.
Tramwajem autonomistów miała być partia polityczna. Dokładniej: Śląska Partia Regionalna. O ile jednak z tramwaju niektórzy wysiadają ponoć na przystanku „Niepodległość”, to śląską partyjna bana nie dowiozła pasażerów ani do wyborczego sukcesu, ani do świetlanej przyszłości. Szkoda.
Śląska Partia Regionalna przeszła do historii. Mam jednak nadzieję, że znajdą się chętni, aby dobre pomysły RAŚ (a było ich trochę) kontynuować, na pohybel „dupowatości” i z prawdziwie śląską fantazją. I może, póki co, na piechotę.