Mógłbym być teraz w… NSA
W poprzednim życiu byłem wykwalifikowanym prawnikiem. Pełniłem przez prawie 18 lat urząd sędziego Rzeczypospolitej Polskiej. Całe zawodowe życie spędziłem na dole sądowej hierarchii, w sądzie rejonowym.
Podczas ostatnich przemian ustrojowych okazało się że moje kwalifikacje byłyby wystarczające, żeby objąć niemal każde sądowe i trybunalskie stanowisko. Moi dawni koledzy zostali prezesami sądów wszelkich instancji, część z nich trafiła do Sądu Najwyższego czy Naczelnego Sądu Administracyjnego. Paru zasiada w organie zwanym Krajową Radą Sądownictwa.
Tak się jednak złożyło, że nikt z moich prawniczych znajomych nie trafił do Trybunału Konstytucyjnego kierowanego przez (również sędzię) Julię Przyłębską. Przeciwnie, sporo moich znajomych trafiało na salę rozpraw przy alei Szucha w Warszawie, głównie po to, aby Konstytucji RP przed tym gremium bronić.
Jak to możliwe że trybunał, który sam jest powołany do interpretacji treści konstytucji i zapewniania, żeby uchwalane prawa były z nią zgodne, szkodzi ustawie zasadniczej?
Wyjaśniam: od czasu objęcia prezesury przez Julię Przyłębską, trybunał stał się bardziej trzecią izbą parlamentu, zasiedlaną przez rządzącą większość, tracąc stopniowo ważne dla sądu przymioty.
Po co nam sądy i trybunały?
Bo sądy i trybunały w demokratycznym państwie są przede wszystkim władzą niezależną od dwóch pozostałych. Mają za zadanie je równoważyć i recenzować.
Sąd konstytucyjny w sytuacji, gdy rządząca partia uchwaliłaby przepisy dyskryminujące jakąś mniejszość, albo zabraniające na przykład kobietom korzystania z ich uprawnienia, powinien w swoim orzeczeniu głośno się temu sprzeciwić.
Sędziowie trybunału powinni z kolei być nieskazitelnymi, bezstronnymi i znakomitymi prawnikami. Ludźmi o niekwestionowanym autorytecie, którzy wyróżniają się swoją wiedzą prawniczą. Wyróżniają się oczywiście na korzyść, nie inaczej.
Jak w każdym uzasadnieniu wyroku, pozwolę sobie teraz przenieść powyższe rozważania na grunt rozpoznawanej sprawy… czyli mojego felietonu.
Od 2015 r. trwa stopniowa degradacja Trybunału Konstytucyjnego. Jego sędziami stają się np. czynni i wielce oddani do niedawna politycy partii rządzącej (Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz), wspierający ją były prokurator (Bogdan Święczkowski), czy osoby o tak niejasnej przeszłości, jak Mariusz Muszyński.
Trybunał wybitnie rzadko nie podzielał woli partii rządzącej. Orzekał tak, jak życzyłaby sobie koalicja, a w kontrowersyjnych sprawach odraczał swoje rozstrzygniecie, aby doczekać zmiany sytuacji.
Ma ten organ na koncie kilka orzeczeń, które powinny być powodem do wstydu i nigdy nie zostać wydane:
- uznanie, że w Polsce właściwie nie obowiązuje prawo europejskie (mimo członkostwa w UE),
- orzeczenie w sprawie aborcji,
- prowadzone na kilku rozprawach upokarzanie byłego Rzecznika Praw Obywatelskich.
W dodatku trybunał ten wydaje rekordowo mało orzeczeń, choć może to i lepiej?
Przypominam sobie teraz, jak przyjmowano apele i ekspertyzy prawników, którzy głośno sprzeciwiali się zamachowi na trybunał. „To nic takiego, przesadzacie, kogo to obchodzi” – słyszałem najczęściej. „To nie moja sprawa”.
Życzę powodzenia wnoszącym ewentualną skargę do trybunału. Zaryzykuję nawet prognozę treści rozstrzygnięcia: będzie czyste „CPK” – Czemu Przejmować (się) Konstytucją? I tyle.
Może Cię zainteresować:
Samorządy mają pomysł, jak pokrzyżować plan budowy kolei do CPK. Czy to uratuje śląskie miasta?
Może Cię zainteresować: