Ze względu na czasowe przejście na czas gruziński, chciałbym dziś złożyć urodzinowe życzenia mojemu miastu. Katowice obchodziły swój geburstag na początku września, zmieściłem się w gruzińskim czasie.
Urodziny miasta oglądałem głównie na zdjęciach. Najbardziej poruszyło mnie zdjęcie rodzinne katowickich samorządowców, w którego centralnym punkcie stał… były prezydent Piotr Uszok, a obecny włodarz miasta przycupnął po jego prawicy.
Rozumiem, że przy okazji urodzin miasta byłemu prezydentowi nadano tytuł honorowego obywatela. Rozumiem, że dla prezydenta Marcina Krupy końcówka drugiej kadencji może nie uzasadniać zajęcia na rocznicowej fotografii miejsca jego wielkiego poprzednika i mentora, który miastem rządził przez, bagatela, szesnaście lat.
Pierwszym moim życzeniem urodzinowym dla miasta jest zatem, żebyśmy wiedzieli, kto tym miastem naprawdę rządzi. Bo nawet ze zwykłego zdjęcia trudno to wyczytać. W dodatku złe języki mówią o deweloperach i jakiejś grupie trzymającej władzę. Przecież to w Katowicach zupełnie niemożliwe.
Bo Katowice to nie inne miasta
Składając kolejne życzenia miastu, odkładam na bok złośliwości i kieruję się nadzieją. Nadzieją opartą o moje tegoroczne moje doświadczenia z innymi miastami Europy, a także tym wszystkim, co wspólnie ostatnio przeżyliśmy.
Katowice to nie Florencja, ale chciałbym, żeby w naszym mieście, tak jak w wielu miastach włoskich, ludzie starsi byli widoczni i byli po prostu na ulicach. Żeby mieli gdzie usiąść na ławce, wypić kawę, pooddychać miejskim powietrzem i poplotkować. Udowodniono naukowo, że to wydłuża życie i zapobiega chorobom. Samotność przecież zabija. Dosłownie.
Katowice to nie Berlin, ale ja chciałbym, żeby miasto nie ustawało w wysiłkach na rzecz poprawy komunikacji zbiorowej, tras rowerowych i wszelkiej alternatywy dla poruszania się po nim samochodami. Chce widzieć rowerowe parkingi pełne jednośladów, wypełnione parkingi centrów przesiadkowych. A hulajnogi? Grzecznie zaparkowane, tak jak niektóre w Śródmieściu.
Katowice to nie Lizbona, to już wiemy. Chciałbym, żeby w moim mieście, podobnie jak w portugalskiej stolicy bardziej brzmiała muzyka. Ma Lizbona swoje fado, a Katowice – skądinąd miasto muzyki – mają bluesa, hip-hop czy metal. Nie tylko tej muzyki nie słychać, ale i nie ma gdzie jej słuchać. Muzycznych pubów i klubów już prawie nie ma.
Katowice to nie Wilno, nie tylko z powodu braku burmistrza-hipstera. Ale życzę miastu, żeby miało tyle zieleni co litewska stolica, zieleni nie do końca uregulowanej i równo przystrzyżonej. Ze dwie łąki na każdą dzielnicę to minimum, stać nas na więcej.
I jeszcze jedno życzenie. Takie najbardziej serio: od końca lutego Katowice, tak jak cała Polska, okazały Ukraińcom ogromną serdeczność, gościnę, hojność i niesamowitą solidarność. Niech tak już zostanie na co dzień. Niech takie nastawienie do innych będzie naszym znakiem rozpoznawczym.
Wszystkiego dobrego Katowicom!
Może Cię zainteresować: