W sprawie interweniowała nawet gruzińska Rzeczniczka Praw Obywatelskich, Nino Lomjaria. Uprzejmie zapytała kierownictwo wodociągów, czy nie zamierza zmienić harmonogramu prac i jednak nie zakręcać kurków w trakcie zapowiadanego najcieplejszego tygodnia w Tbilisi. Odpowiedzi się nie doczekała. Zawór zakręcono.
Home-office bez prysznica
Gdy piszę te słowa, siedzę w moim tbiliskim mieszkaniu zastanawiając się, czy wykonawca dotrzyma terminu i woda popłynie z kranu po zapowiadanych 34 godzinach przerwy. Dowiedziałem się w naszym biurze, że czas, w którym ma nie być wody podawany jest ze sporą tolerancją i z reguły trwa dłużej.
Moi gruzińscy współpracownicy do braków wody (dość częstych) podchodzą metodycznie i ze stoickim spokojem. Skoro nie można wziąć porannego prysznica, do pracy się nie przychodzi. Pracuje się zdalnie.
W
przeciwieństwie do wodociągów, internet w Tbilisi sprawuje się
znakomicie. Niemal każde miejsce obsługujące klientów zapewnia
darmowy dostęp do wi-fi. Podłączyć do sieci można się w
sklepie, w salonie piękności i oczywiście w barach i
restauracjach.
Oprócz
prywatnych punktów dostępu, spora część Tbilisi pokryta jest
miejską siecią o bardzo wdzięcznej nazwie „Tbilisi loves You”.
Wygląda na to, że o internet jest w mieście łatwiej niż o wodę.
Serie A a sprawa gruzińska
Wystarczy już (lania) wody. Weekend przyniósł mi także kibicowską rozterkę. Już raz świeciłem tutaj oczami, gdy Lech Poznań rozbił w eliminacjach pucharów gruzińskiego mistrza – Dinamo Batumi.
W niedzielę we włoskiej lidze doszło do arcyważnego meczu. Grała „moja” Fiorentina z FC Napoli. W drużynie z południa Włoch gra od początku sezonu bożyszcze Gruzinów. Łatwiej niż wymówić jego nazwisko jest pewnie zjeść tuzin przepysznych chinkali, ale może warto spróbować: Khvicha Kvaratskhelia.
Przeczytałem, że prezes włoskiego klubu nie był w stanie obwieścić kibicom, jakiego zakupu dokonał i na konferencji prasowej dukał „zizi, zizi, ziza”. Dlatego gruziński skrzydłowy dostał tam już swoją ksywę, niezwykle skromną – Kvaradona. Jest w niej wszystko: Neapol, Maradona i Kvaratskhkelia. I mnóstwo przesady. We Florencji był bezbramkowy remis, Napoli utrzymało pierwsze miejsce w tabeli. Koledzy z pracy nie patrzyli na mnie wilkiem. Udało mi się. A ja przypomniałem sobie jeszcze Giję Gurulego (pan ze zdjęcia), Zazę Rewishvilego czy Mamię Dżikiję.
Widać, że nie tylko na Śląsku można mieć słabość do gruzińskich piłkarzy. Ciekawe czy dwaj z trzech wymienionych przeze mnie graliby teraz na pustym stadionie?
Może Cię zainteresować: