Pexels julius silver 753337

Jarosław Gwizdak. Katowice nie Praga. Dlaczego przegrywamy z Czechami w kategorii: grzaniec na jarmarku?

Jarosław Gwizdak. Katowice nie Praga. Dlaczego przegrywamy z Czechami w kategorii: grzaniec na jarmarku?

autor artykułu

Jarosław Gwizdak

W poprzednim felietonie pisałem o brutalu z kielichami i mojej podróży do Pragi. Warto zatem, aby czytelnicy Ślązaga dowiedzieli się teraz, co ciekawego zobaczyłem w czeskiej stolicy. Przyznam na początku, że tekst zdominuje zawartość kielichów, kufli i kubeczków. Z góry za to przepraszam.

Moja słabość do Czechów jest porównywalna z miłością do Koszutki. Wiadomo, że w Katowicach trudniej o porządnie načepovane pivečko, nakladany hermelin czy emocjonujący do ostatnich sekund mecz hokeja na lodzie (mimo że w Satelicie wciąż gra mistrz Polski w tej dyscyplinie).

Ponieważ w Pradze byłem raptem 37 godzin, meczu hokeja nie udało mi się zobaczyć. Pozostałe czeskie emblematy udało się zaliczyć, w dodatku w jednej restauracji. Oszroniony kufel piwa wyglądał jak należy. Piana przypominała gęstą śmietanę. Wszystko jak trzeba.

Talerz z nakladanym hermelinem (czyli marynowanym w oleju serem przypominającym camembert) był esencją czeskiego podejścia do kuchni. Ser, cieniutkie płatki czerwonej cebuli i trzy czerwone pikantne papryczki. Żadnego nowatorstwa, surówek, dekoracji.

Hermelin, doskonale pikantny i aksamitnie miękki, rozpływał się w ustach. To po prostu ichnia hauskejza, nie mam wątpliwości.

Estakada i wejście główne do hali starego dworca PKP

Może Cię zainteresować:

Jarosław Gwizdak: Katowicki dworzec? Tęsknie za „brutalem z kielichami", za salonem gier, w którym można było kupić... samochód

Autor: Jarosław Gwizdak

29/11/2022

Kubeczki z… kaucją

Grudzień jest miesiącem świątecznych jarmarków prawie w całej Europie. Na Vaclavskim Namesti polecany mi przez taksówkarza svarak (grzane wino) był najdroższy, kosztował 90 koron. Do tego kaucja za gustowny kubeczek – 50 CZK. Mało komu chciało się jednak oddawać eleganckie kubeczki, dlatego koszt płynnej rozgrzewki wzrastał. Kupujący wyglądali na kolekcjonerów naczyń. Niektórzy w dużych ilościach.

Kilometr dalej od głównego deptaka Pragi – tam, gdzie łączą się ulice Angielska i Francuska – jest Namesti Miru. Na tym placu również odbywał się świąteczny jarmark. Mniejszy i bardziej przytulny. Cena grzańca była znacznie korzystniejsza – kosztował zaledwie 65 koron, podawano go w papierowych kubkach bez kaucji. Jak w każdym obleganym przez turystów mieście, im dalej od głównego szlaku, tym jest taniej.

Cenowo praski grzaniec z Namesti Miru był niemal odpowiednikiem glintwajnu sprzedawanego na głównej ulicy Tbilisi, pod samym parlamentem. Tam za kubeczek aromatycznego napoju na bazie gruzińskiego wina płaciłem 6 GEL, czyli około 11 złotych.

Z dobrego źródła wiem, że w na kultowym jarmarku świątecznym w Dreźnie, grzaniec kosztuje 4 Euro. Jak to w „efie” – nie jest tanio, ale przecież to grzaniec z Niemiec, po nim to można piechotą do sąsiedniego landu dojść.

Światową gospodarkę nieoficjalnie od 1986 r. mierzy się wskaźnikiem Big Maca. Cena podwójnego hamburgera z sosami i sałatą ma pokazywać siłę nabywczą pieniądza w każdym kraju, w którym można go kupić.

Dla okresu świątecznego proponuję nowy wskaźnik. Indeks ceny grzańca ze świątecznych jarmarków. Zebrałem już indeksy z trzech miast Europy, jeszcze za wcześnie na wyciąganie wniosków.

Jarmark świąteczny od 18 listopada działa również na katowickim rynku. Analiza „indeksu grzańca” pozwala umieścić Katowice w zdecydowanej europejskiej czołówce.

Oby nie tylko za sprawą ceny napoju i oby już na stałe.

Kawiarnia zdjęcie ulistracyjne

Może Cię zainteresować:

Jarosław Gwizdak: Katowice nie Florencja, ale powrót tu był „zielonym" oddechem. Tylko kawiarni mogłoby być więcej

Autor: Jarosław Gwizdak

13/07/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon