Ulica 3 Maja w Katowicach grała długo w lidze ulicznych mistrzyń. W dobrym tonie było tam pospacerować i się pokazać, a nawet czasem zrobić zakupy. Do czasu. Nie pamiętam tego dokładnie, ale ulica zaczęła podupadać najpierw na przełomie wieków, a potem w związku z budową Galerii Katowickiej.
Powstające centrum handlowe z aneksem kolejowym – bo w taki obiekt zmienił się nasz słynny dworzec (pseudonim operacyjny: Brutal) – zaczęło odbierać zainteresowanie i klientów, a właściwie jedno i drugie, sklepom i lokalom położonym na 3 Maja. I tak już prawie od dekady.
Zamiast, co również obiecywano, tchnąć nowe życie i ożywić tkankę ulicy, galeria wprowadziła na nią sklepy z odzieżą na wagę, smażalnie pączków i kebabów oraz siedziby banków. Poza tłustym czwartkiem brak było powodów, żeby iść na 3 Maja.
Coś się zmienia
Był więc nasz deptak kolejną ulicą do przechodzenia, a nie przechadzania się. Z pewnością nie pomogły (jak zresztą całej branży gastro) dwa lata pandemicznych ograniczeń.
Ulica może nie umierała, ale raczej wegetowała. Od niedawna zaczyna jednak oddychać głębiej. Coś się zmienia. Na 3 Maja pojawiły się kawiarnie, piekarnie oraz miejsca z kuchnią odmienną od polskiej.
Jest już na 3 Maja lokal z libańską kuchnią uliczną, jest sklep z suszonymi rybami, pierogami i ciastami zza naszej wschodniej granicy, gdzie nowi obywatele naszych miast mogą poczuć smaki domu. Niedaleko jest też barwna i pachnąca marokańska garmażerka, pełna falafeli, oliwek i rozmaitych past.
W końcu w centrum Katowic zaczęło pachnieć przyprawami i potrawami z całego świata. Widać kolory i czuć smaki. Bardzo mnie to cieszy. Kibicuję z całego serca (i brzucha) takim miejscom, bo potrafię godziny spędzać na charakterystycznych dla europejskich miast targach spożywczych – jak Naschmarkt w Wiedniu, czy Foodhallen w Amsterdamie.
Mimo pewnych zastrzeżeń (zwłaszcza cenowych), podobają mi się też warszawskie koncepty w rodzaju Hali Koszyki czy Elektrowni Powiśle. Wiem, że w Katowicach na podobne miejsce się nie zanosi. Wielka szkoda, że nie da się do tego wykorzystać Hali Parkowej przy Parku Kościuszki, ale to inna historia.
Salon miasta, czy jego kuchnia?
Skoro nie możemy zgromadzić kuchni całego świata (lub sporej jego części) pod jednym katowickim dachem, to może da się osiągnąć to na jednej ulicy? Może sukces pierwszych odważnych przedsiębiorców przyciągnie kolejnych z podobną ofertą?
Dobra kuchnia azjatycka, francuska czy grecka czekają na swoje miejsce w mieście. Klientów raczej nie powinno zabraknąć. Ulica 3 Maja i 300 Smaków? Czy to nie brzmi smacznie?
Nie jest jeszcze katowicka ulica 3 Maja miejskim salonem. Mam nadzieję, że stanie się – póki co – jego kuchnią. Najważniejsze, że przestaje być graciarnią czy pakamerą stolicy województwa. Trzeba się cieszyć z małych rzeczy.