Wróćmy do Katowic z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Dom odebrany Niemcom, zasiedlony przez żydowską rodzinę. W tym mieszkaniu, poza moim bohaterem mieszkają jego rodzice i bliscy. Ocalali z Zagłady ludzie na co dzień używali sztućców i talerzy ze swastykami, a do stołu przymocowana była tabliczka „własność Trzeciej Rzeszy”. Budynek w wyzwolonych Katowicach krył w sobie wiele paradoksów historii.
Pod stołem bawi się chłopczyk,
mój dzisiejszy bohater. Przed państwem Włodek Goldkorn – pisarz,
dziennikarz, intelektualista. Urodzony w Katowicach mieszkaniec
Florencji.
Przyjaciel Baumana i Edelmana
Nawet ćwiartka życiorysu Goldkorna wystarczyłaby, żeby przeżyć niezwykle ciekawe i barwne życie. Polska, Izrael i Włochy. W każdym z tych krajów zaznaczył swoją obecność, kontestował istniejący porządek, zadawał istotne pytania. I żył, pełnią życia. Swoje przeżycia, ale też wiele głębokich przemyśleń i wartościowych spotkań opisał w dwóch książkach: „Dziecko w śniegu” i „Osioł Mesjasza”. Gdy napisałem do niego na jednym z komunikatorów, bez wahania zgodził się na spotkanie z czytelnikiem i sąsiadem z Katowic i – jak się okazało – Florencji.
Siedzieliśmy w kawiarni, rozmawiając o życiu we Włoszech i współczesnym świecie. I nie tylko. Kiedy zadawałem mu pytania z gatunku „jak żyć?”, rozkładał rozczulająco ręce i z delikatnym uśmiechem odpowiadał „nie wiem”.
Odpowiedź „nie wiem” najbardziej sobie cenię. Stać na nią tylko ludzi świadomych, mających wątpliwości. Nie słyszymy jej zbyt często w naszym świecie pełnym ekspertów od wszystkiego. Przyznanie się do niewiedzy traktujemy jako oznakę słabości. Nie zgadzam się z tym. Dla mnie to oznaka mądrości.
Goldkorn rozmawiał w życiu z tysiącami mądrych ludzi. Filozofowie (na przykład Zygmunt Bauman czy Agnes Heller), pisarze (ich nie da się wymienić), intelektualiści. Jedną z rozmów wydał w formie książkowej, to „Strażnik, czyli Marek Edelman opowiada”. Edelman mówi tam między innymi: „w Sarajewie Europa zbankrutowała”.
Nie miałem odwagi zapytać, co
rozmówca Goldkorna myślałby o ukraińskiej Buczy w marcu 2022 r.
Podejrzewam, że nie usłyszałbym „nie wiem” w odpowiedzi.
Wciąż wierzę w tikkun
Pożegnam się fragmentem „Dziecka w śniegu”. To akapit, z którym bardzo chcę się nie zgadzać, ale mam coraz mniej argumentów.
„Ja z kolei dociekam. Nie żeby oddawać sprawiedliwość, przeciwnie, żeby stanąć, bez nadziei, twarzą w twarz z otchłanią. Jest piękne hebrajskie słowo tikkun, które znaczy >>naprawianie świata<<. Otóż myślę, że po Szoa tikkun nie jest możliwe: świat jest nie do naprawienia i pozostanie bez możliwości naprawy”.
Ile
jeszcze – jako ludzie – musimy stracić z naszego
człowieczeństwa? Szoa, Jugosławia, Rwanda, Syria, Ukraina… Na
naszej mapie nikczemności i bestialstwa wciąż pojawiają się nowe
hasła. Czy to się kiedyś zmieni?
Nie wiem.