W czwartek – po uniwersyteckich zajęciach – wpadłem do pubu, żeby obejrzeć mecz Włochów w Palermo z Północną Macedonią. Nawet średnio zorientowani w światowej piłce byli w stanie bez namysłu wskazać faworyta tego meczu. Mistrzowie Europy byli już myślami przy meczu z Portugalią w finale kwalifikacji i zakładali, że Macedończycy dadzą się łatwo ograć.
Przez ponad 90 minut Włosi nie zdołali zdobyć bramki, mimo 32 strzałów. W 92 minucie gola strzelił zawodnik… Palermo (grał w nim kilka sezonów) Aleksandar Trajkovski. Macedończyk. Jest 0:1, po chwili koniec meczu. I już. W pubie zapadła cisza, przeplatana włoskimi wulgaryzmami (po trzech obejrzanych na stadionie meczach Serie A mam już o nich pojęcie).
Potem
nadeszła cicha rozpacz połączona ze wzmożonym zamawianiem
alkoholu, żeby zmyć gorycz porażki. Więcej o meczu już nie
napiszę, wierząc, że dziś na Stadionie Śląskim drużyna
wirtuoza taktyki Czesława Michniewicza poskłada Szwedów jak regał
z Ikei i Polska na Mundial się zakwalifikuje.
Zrób mi klapsznitkę
Wątek piłkarski na dziś kończę. Pora na coś, czemu od przyjazdu do Florencji oprzeć się nie mogę. Wynalazek lorda Sandwicha, czyli na pozór zwykła kanapka, w wydaniu florenckim godnie towarzyszy zgromadzonym w pobliskich muzeach arcydziełom.
Kanapki są doskonałe, do miejsc ich wyrobu (zupełnie jak do muzeów) ciągną się długie kolejki. Jest po co stać.
Zacznijmy od formy kanapki. Do wyboru jest wersja klasyczna – biała, okrągła pszenna bułka. Są tosty na wielkich jak bochny kromkach białego chleba. I wreszcie wjeżdża ona – królowa florenckiego fast- i street foodu – schiaciatta.
Królowa klapsznitek to nic innego jak słuszny prostokąt (lub wycinek koła) focacci, czyli gołej pizzy, wyrastającej wcześniej znacznie dłużej niż swoja ubrana siostra. Focaccia może być biała lub wieloziarnista (integrale, to moja ulubiona).
Kanapkowy
mistrz ceremonii najpierw pieczywo przygrzewa w opiekaczu (warto o to
poprosić zawczasu), po chwili zaczyna się misterium wyboru
dodatków. Regułą jest wybór 3-4 składników. Pierwszym z reguły
jest wędlina.
Teraz się zaczyna
Szynka parmeńska, szynka gotowana, sezonowana wołowina, wszelkie możliwe odmiany salami i wędliny teoretycznie nieco mniej wyszukane: toskański salceson czy mortadela (zupełnie inna niż ta w kotletach ze szkolnych stołówek, zapewniam).
Olbrzymia krajalnica tnie wędlinę na plasterki minimalnie grubsze od przezroczystych. Tak pokrojona wędlina trafia na jedną z połówek kanapki, wcześniej obficie posmarowaną serem i lekko przygrzaną.
No właśnie, sery: od lejącej się jak lawa gorgonzoli przez sery nieco bardziej twarogowe, do wykwintnego smakowo taleggio. Warstwa wędliny osiada na serowej podkładce niczym ułożone puzzle.
Na tym jednak kanapka się nie kończy, czas położyć na niej dodatki. Suszone pomidory, pomidory świeże, wszelkie możliwe sałaty, kapary czy papryka to najczęstsze kombinacje.
Czwartym składnikiem jest z reguły sos – z karczochów, bakłażanów, cukinii czy ostrzejszej papryki. Jego faktura jest czymś między gęstą pastą a lejącą się emulsją. A inny płynny dodatek w postaci np. sosu z octu balsamicznego stanowi idealny kontrast dla czasem słodkawego podkładu serowego. Można również zamówić sos pistacjowy – znakomity z mortadelą. Są też kanapki wegetariańskie, choć Florencja jest bardzo przyjazna mięsożercom.
Jedzenie florenckiej klapsznitki to wielka przygoda – bułka przyjemnie chrupie ustępując naciskowi szczęk, potem czuje się dodatki o różnej teksturze i smaku. Od pikantnego po lekko słodkawy czy gorzki. Liczba kombinacji jest nieskończona.
A ceny? Od 3 euro do… no właśnie, dla turystów górnej granicy brak, widziałem i takie za 10 euro (te odradzam). Porządna schiaciatta spokojnie wystarczy na lunch – zupełnie jak słuszna klapsznitka z karbinadlem. Smacznego!
Może Cię zainteresować: