Mamy w Katowicach trzy spore festiwale muzyczne, choć jeden jest „za miedzą”. To lokalizacyjna ciekawostka: Fest festiwal odbywa się w Parku Śląskim, a ten jak wiadomo znajduje się w Chorzowie. Wydaje mi się jednak, że w świadomości uczestników Fest jest również w Katowicach.
Właśnie z nowym Festem jest chyba najwięcej problemów. Mieszkańcy „Tauzena” i nie tylko skarżą się na hałas, co to spać nie daje. Goście parku pomstują, że sporo jego terenu zajęte jest nie tylko na czas imprezy, ale i przed nią i po niej. W tle mamy jeszcze zwierzaki chorzowskiego ZOO: póki co nie wiem, co myślą o festiwalu. Chyba nie są zachwycone.
Fest
zamyka sezon katowickich festiwali, Tauron Nowa Muzyka go otwiera.
Paradoksalnie: mimo że TNM jest od moich zainteresowań i upodobań
muzycznych najdalszy, bawię się na nim najlepiej.
Off mało offowy
Jak twierdzą eksperci, to chyba jedyny taki europejski festiwal w centrum miasta (niemal na Koszutce). Dodam od siebie, że dobrze zorganizowany, przyjazny, bezpieczny. Znowu: mieszkańcom przeszkadza hałas, przyjezdnym brakuje parkingu w Strefie Kultury, ale to właściwie wszystkie niedogodności.
W środku sezonu, z reguły w pierwszy weekend sierpnia, w Dolinie Trzech Stawów jest Off Festiwal. Byłem na jego wszystkich katowickich edycjach. Wykonawcy Offa są mi najbliżsi, jeśli chodzi o moich faworytów brzmieniowych, ale sam festiwal od kilku edycji stoi w miejscu. Off. Czyli coś spoza głównego nurtu, alternatywa. Jasne, że może nią być koncert Papa Dance (pamiętam, że zachwycił mnie onegdaj Zbigniew Wodecki i Mitch & Mitch, właśnie na Offie). I tego chyba szuka offowa publiczność. Odmiany, nowości, niespotykanych połączeń.
Czy jest alternatywą piwo z browaru byłego polityka, obecnie wziętego biznesmena i jego nachalna kampania? Czy jest alternatywą spotkanie z literatami dość znanymi i popularnymi? I czy ponowna wizyta Iggy Popa na Muchowcu to prawdziwa alternatywa? Mam wątpliwości, jak rapuje Łona.
Co proponowałbym w zamian? Na przykład dyskusję o tym, co przetoczyło się przez Polskę w ostatnim roku: Covid, uchodźcy, wojna… Izolacja młodych ludzi podczas lock-downu. Nie chcę, aby festiwal był grupową terapią, ale nad niektórymi zjawiskami współczesności ciężko przejść do porządku dziennego. Festiwal mógłby w tym pomóc.
Pomijam coroczną ciuciubabkę z
butelkami wody, której nie wolno wnosić, zbiornik(i) wody pitnej z
rurką o średnicy kilku centymetrów. Na ekologicznym ponoć
festiwalu napełnienie półlitrowej butelki wiąże się z wylaniem
około dwóch litrów w ziemię. Można i tak.
Kolorowa Ostrava
Mój ukochany festiwal, na którym byłem piętnaście razy, to festiwal oddalony o godzinę jazdy od Katowic. Godzina jazdy, ale cała dekada w myśleniu o fanach. „Colours of Ostrava”, festiwal w Czechach, wypełniony jest muzyką z całego świata.
Na Colours scen jest kilkanaście, jest teatr, seanse kinowe, scena dla ulicznych grajków, scena „publicystyczna” z dziesiątkami debat. Widzę na nim mnóstwo osób z niepełnosprawnościami (mają darmowy wstęp) – teren festiwalu, mimo że to unikalny kompleks przemysłowy Vitkovic, jest pełen podjazdów, pochylni i specjalnych przejść.
Ostrawa ujęła mnie już ponad 14 lat temu, gdy festiwal wyprzedał się wiosną. Organizatorzy nie dodrukowali karnetów, które na pewno sprzedałyby się na pniu. Ogłosili, że mając zagwarantowane środki, poprawią bezpieczeństwo imprezy, a może sprowadzą jeszcze jedną gwiazdę. Najwyraźniej nie napędza ich chciwość, a umiłowanie muzyki i szacunek dla fanów.
Bilety dla emerytów i rencistów można było kupić za symboliczną kwotę, organizatorzy są w stałym kontakcie z władzami miasta i regionu. Ten festiwal jest wspólny. I nikt nie narzeka na hałas, korki, zapchane parkingi. Kilka dni lipca to po prostu ostrawskie święto.
Czy czasem Ostrava to nie miasto partnerskie miasta muzyki Unesco – Katowic? Coś takiego mi się kojarzy. Wyjazd studyjny może nie byłby za drogi, ale trzeba chcieć się zainspirować.