Wyobraźmy sobie, że w parlamencie tego kraju są posłowie wyraźnie deklarujący poparcie dla Rosji. Wyobraźmy sobie, że przed jednym z najważniejszych budynków w tym kraju samowolnie postawiono krzyż i nikt nie ma odwagi go przenieść czy usunąć.
W tym kraju w stolicy jest ulica Lecha Kaczyńskiego, a nawet jego pomnik. Oczywiście, już chyba każdy czytelnik odgadł – piszę o Gruzji.
Trafiłem do Tbilisi w dość ważnym dla przyszłości tego państwa momencie. Komisja Europejska przedstawiła właśnie 12 warunków, które państwo musi spełnić, aby móc w ogóle wejść do europejskiej poczekalni – uzyskać status kandydata do UE.
Mam wrażenie, że nie będzie to łatwe. Przed Gruzinami postawiono sporo warunków, dotyczących między innymi praworządności (skąd my to znamy?), zwalczania korupcji czy powstrzymania przemocy wobec kobiet.
Spacer po Tbilisi jak podróż w czasie
Spacer po Tbilisi jest dla mnie doświadczeniem bliskim podróży w czasie. Nie mam na myśli jedynie powrotu do przeszłości, chociaż straganów z podróbkami znanych europejskich marek w Polsce już chyba nie znajdę.
W Tbilisi podróż w czasie dotyczy również przyszłości, dzielnica Vake jest pełna wieżowców, niektórych znacznie bardziej futurystycznych niż ten powstający na Pętli Słonecznej w Katowicach czy jenga na Rondzie.
Znalazłem już hotele najdroższych sieci, których w Polsce (nie wspominając o Katowicach) nie ma. Sklepy światowej sławy projektantów. A jednocześnie wylegujące się na ulicach bezpańskie psy, sporo osób żebrzących czy sprzedających cokolwiek, aby móc się utrzymać.
Średnie wynagrodzenie w Gruzji (gdzie stopa bezrobocia sięga 20%) wynosi około 1000 lari. Jeden lari to nieco więcej niż 1,6 złotego, a ceny w Tbilisi czasem bywają nieco wyższe niż te polskie.
Oczywiście, butelkę wina można kupić już za 5 lari, świeży i ciepły chleb szoti, którym zachwycałem się w ostatnim felietonie za 1,2 lari, a siatkę warzyw i owoców na weekend (pomidory, brzoskwinie i jabłka) kupiłem ostatnio za 6 lari.
Pozostałe koszty życia są jednak dość wysokie, a obecność kilkudziesięciu tysięcy Rosjan w Tbilisi skutkowała skokowym wzrostem cen wynajmu mieszkań. Nic nie zapowiada spadku tych cen.
U nas Mata, u nich Bera
Od dziesięciu lat Gruzją rządzi partia „Gruzińskie Marzenie”. Autorem nazwy partii rządzącej miał być syn najbardziej wpływowego gruzińskiego miliardera Bidziny Ivanishvilego (wycenianego na 5 mld USD byłego premiera) – Bera. Identycznie nazwał zresztą swoją wytwórnię płytową.
Obecnie 27-letni Bera Ivanishvili jest raperem. Podobnie jak polski Mata. Na tym podobieństwa się kończą. Mata wyprzedaje stadiony i sale koncertowe, słuchanie Bery dla Gruzinów jest obciachem. Berze to jednak zupełnie nie przeszkadza.
Bera wciąż chce być najlepszy, najbogatszy, być człowiekiem sukcesu. Zarabiać już nie musi, jest bogaty z domu.
Mata już ogłosił, że w 2040 roku będzie ubiegał się o prezydenturę RP. Dziś założyłem się, że rapera u władzy możemy zobaczyć nieco wcześniej. W Tbilisi.