Niektórzy rzucili się do zakupu biletów lotniczych, których ceny z minuty na minuty wzrastały, a ich dostępność spadała. Ci nieco mniej zamożni, którzy uznali że specjalna operacja militarna to jednak nie ich wojna, postanowili szukać szczęścia między innymi na południowej granicy imperium. Wybrali przejście przez centralny Kaukaz i Gruzińską Drogę Wojenną.
Widownia Stadionu Miejskiego w Tychach to trochę ponad piętnaście tysięcy krzesełek. Wyobraźmy sobie ten stadion zapełniony w całości. Wyobraźmy sobie na każdym z tych krzesełek mężczyznę. Młodego Rosjanina.
W ciągu raptem dwóch dni, jak wynika z danych gruzińskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, do Gruzji weszło (również wjechało, czasem na hulajnogach czy rowerach) właśnie tylu Rosjan, ilu zapełniłoby do ostatniego krzesełka stadion w Tychach.
W tygodniu salon głównego operatora telefonii komórkowej przy głównej ulicy w Tbilisi postawił przed wejściem dwóch ochroniarzy. Przed sklepem stał spory tłumek. Każdy „uchodźca” potrzebował przede wszystkim nowej karty SIM z gruzińskim numerem.
Może Cię zainteresować:
Jarosław Gwizdak i podwójny kac w Tbilisi. Mieszanka Europy i Azji, podlana sowieckim sosem
I co teraz?
Czas na trochę liczb i statystyk. W samym tylko sierpniu 2022 r. do Gruzji wjechało ćwierć miliona Rosjan. Dla części z nich to jedynie przystanek na drodze gdzieś dalej, na przykład do Turcji.
Bezrobocie w Gruzji szacowane jest na 20 procent. Mimo, że oficjalnie średnie wynagrodzenie ma tu wynosić około 1000 lari (1 GEL to ok. 1,75 PLN), na witrynach sklepów widać ogłoszenia z serii „zatrudnię sprzedawcę” i oferta wynagrodzenia w wysokości 300-400 lari. Przypomnę: to są oferty z Tbilisi, stolicy kraju.
Za najtańszą i najmniejszą szawermę na mieście (u nas się na nią mówi „kebab na cienkim”) trzeba zapłacić co najmniej 6 lari. Kostka masła kosztuje w sklepie 8 lari, na szczęście kilogram pysznych pomidorów można kupić już za 3 lari.
Jeśli czytelnicy rozważają jesienną wyprawę do Gruzji, serdecznie zapraszam i jednocześnie przestrzegam: zaczyna być tu coraz drożej. To już nie ta – niemal darmowa – Gruzja, co kiedyś.
Może Cię zainteresować:
Jarosław Gwizdak: W Katowicach mamy prawie Berlin. Ale to „prawie” czyni czasem sporą różnicę
Coś się musi zmienić
Piszę o wybranych cenach, bo w części wynikają one z obecnej sytuacji geopolitycznej. Od początku agresji Gruzja, przyjmująca Rosjan bez ograniczeń, zmaga się z wzrostem cen dosłownie wszystkiego.
Najbardziej zwyżkuje rynek nieruchomości, ceny wynajmu mieszkania w mieście sięgają kilkuset lub tysiąca… Euro. Rosjanom to zupełnie nie przeszkadza. Modne i drogie tbiliskie lokale pełne są młodych ludzi, których głównym zajęciem wydaje się być pstrykanie fotek na Instagrama i wyglądanie dobrze.
Język rosyjski słychać nie tylko z modnych lokali, ale przede wszystkim z rozmów niemal połowy przechodniów, których codziennie mijam. Przyznam, że spoglądam na nich z coraz większą obawą.
Widzę również, że proporcjonalnie zwiększa się liczba antyrosyjskich napisów na murach i chodnikach. Gruzini manifestują coraz bardziej otwarcie solidarność z Ukrainą, nie tylko wywieszając jej flagi w oknach, ale i pomstując na Rosjan w prywatnych rozmowach. Nastroje się zmieniają.
Jeden z moich ulubionych żyjacych katowiczan, o którym pisałem już w „Ślązagu” – Włodek Goldkorn – nauczył mnie na nowo posługiwać się zwrotem „nie wiem”.
Co nas czeka w najbliższych tygodniach na Kaukazie? Nie wiem.