Kosmiczna hala widowiskowo – sportowa to przecież miejsce, jakiego nie ma nigdzie indziej. Od kiedy pamiętam, widziałem tam niemal wszystko: targi książek, samochodów, designu czy piwa. Koncertów w Spodku nie zliczę, trafiły się jeszcze filmy na olbrzymim ekranie (chociażby któryś Rambo) i musicale na żywo (na przykład „Skrzypek na dachu”).
Osobnym tematem są imprezy sportowe, które gościła Koszutka. W mojej pamięci jest przede wszystkim hokej na lodzie. W 2000 r., podczas mistrzostw świata (wówczas jeszcze grupy „B”) opiekowałem się reprezentacją Wielkiej Brytanii, która prawie ten turniej wygrała. Hokej w Spodku to zresztą temat na osobną opowieść, najbardziej wciąż żałuję, że nie byłem na meczu z ZSRR. Tłumaczy mnie tylko młody wiek: miałem wtedy niecałe dwa lata.
Poza najszybszą grą świata, widziałem w Spodku na mistrzowskim poziomie podnoszenie ciężarów, zapasy, karate, boks i mma, motocross, koszykówkę i mecze siatkówki. To i tak chyba nie wszystko.
Zastanawia mnie, jak to możliwe, że onegdaj nasza hala gościła praktycznie wszystkie rozgrywki i turnieje, a teraz jest ich jak na lekarstwo. Oczywiście, Spodek ma już swoje lata, podobnych obiektów przybyło w Polsce i konkurencja wzrosła. Mimo to, lubię przyjść spacerkiem do Spodka i napawać się widokiem sportowej rywalizacji.
Może Cię zainteresować:
Jarosław Gwizdak: Hokeiści, magazyn dobra i naukowy festiwal. Oto moje the best of Koszutka 2022
Tylko nie wodzirej!
Jakoś tak mam, że nie przepadam za świętowaniem i cieszeniem się na rozkaz. Dlatego unikam sylwestrowych balang i innych momentów, gdy „trzeba się dobrze bawić”. Również dlatego po kilku edycjach rozgrywek siatkarskiej Ligi Światowej, kiedy w Spodku pojawili się „zagrzewacze do boju”, atakujący decybelami i żądaniami klaskania, wstawania, śpiewania rozmaitych przebojów – przestałem chodzić na te mecze.
Być może jestem smutasem, być może się nie znam, ale uważam, że sportowe widowisko ma swoją dynamikę, emocje i nie musi być (zwłaszcza na żywo) odbierane tylko w jeden, wymuszony sposób.
Czasami cisza na stadionie czy w sportowej arenie potrafi być najlepszym komentarzem i emocją. Czasem spontaniczny wybuch radości niesie się po obiekcie. Czasem zdarzają się gwizdy czy nawet niecenzuralne okrzyki. To wszystko dla mnie wpisane jest w odbiór sportowego spektaklu.
Pisałem już kiedyś o słynnym śpiewie „Auf Wiedersehen”, którym Spodek spontanicznie żegnał niemieckich hokeistów po wygranej Polski na wspomnianym turnieju w 2000 r. To dla mnie esencja prawdziwych emocji – wynik był korzystny, niespodzianka działa się na naszych oczach, ktoś w dalszym sektorze zakrzyknął po niemiecku „do widzenia” i cały Spodek to podchwycił. Bez udziału wodzireja. Oddolnie.
Byłem ostatnio na noworocznym turnieju piłki ręcznej. Obejrzałem dwa mecze polskiej reprezentacji – z Maroko i Belgią, obydwa wygrane. Turniej miał być próbą generalną przed Mistrzostwami Świata, z meczem otwarcia już 11 stycznia 2023 r.
Zapewniam czytelników – reprezentacja Polski poradziła sobie z tą próbą, wygrywając wszystkie mecze. Spodek również stanął na wysokości zadania, wyglądał znakomicie. Jedyne, co wzbudziło mój niepokój, to wodzireje – domagali się klaskania, wstawania, machania szalikami.
Bardzo chciałbym, żeby podczas nadchodzących mistrzostw publiczność mogła sama reagować na to, co zobaczy na parkiecie. A zwłaszcza, żeby miała powody do radości, bez udziału wodzirejów.
Oddolnie, od poziomu boiska – tak, jak lubię najbardziej.