Chcę podzielić się z czytelnikami moją sympatią do osiedli mieszkaniowych. Oczywiście tych katowickich. Lubię nawet samą nazwę. Osiedla się ktoś na osiedlu, zamieszkuje tam, gdzie inni. Prowadzi osiadły tryb życia, w wybranym miejscu. Nie jest sam, ma nie tylko sąsiadów (z reguły dość sporo) ale też potrzebną infrastrukturę.
No dobra, rozpędziłem się. Zagalopowałem. Teraz nikt już nie buduje całych osiedli, raczej psuje te istniejące. Mocno irytuje mnie zagęszczanie istniejącej zabudowy, wsadzanie plomb, wieżowców, kolejnych bloków gdzie tylko to możliwe.
Jednocześnie niepokoi mnie także budowanie nowych quasi osiedli. Chociażby w Koszutce czy w niedalekim Wełnowcu. Przy Pętli Słonecznej wznoszonych jest kilka wieżowców i w założeniu - wielka liczba mieszkań. Mają dominować nad katowicką panoramą, kreśląc ją na nowo.
Na terenach po wełnowieckiej hucie cynku powstaje osiedle mieszkaniowe (niestety nie wierzę, że w starym stylu). Zakładam, że inwestor – rzetelny i odpowiedzialny – zapewnienia o powstającej ekologicznej i innowacyjnej dzielnicy składa świadomie. Świadomość ta obejmuje także historyczne i chemiczne zaszłości tego terenu. Oby.
Tak się już nie buduje
A mnie wciąż trzyma nostalgia. Tęsknota za osiedlem w starym stylu. Takim z obowiązkowym pawilonem handlowym (lub kilkoma), z przychodnią, przedszkolem i biblioteką.
Takie jak osiedle Wajdy, Kukuczki czy Słoneczna w Katowicach. Albo w większej skali, zaczynając od Gwiazd po „Paderewę” i „Tauzen”. Mam też w pamięci całkowicie referencyjny w tej dziedzinie Nikiszowiec – z szynkiem, szkołą, pralnią i sklepami. Kiedyś to było.
Na osiedlach jest zieleń, czasem (do momentu inwazji deweloperów) bywały spore tereny zielone. Na ławce można przycupnąć co kilkadziesiąt metrów.
Dzieciaki mają do wyboru kilka placów zabaw, no i jest boisko. Tam można zagrać szpil w największym na świecie turnieju „nasz plac na wasz plac”, trzymając się oczywiście reguły „trzy rogi elwer”.
Co najważniejsze, osiedla w starym stylu nie są ogrodzone, nie ingerują nadmiernie w przestrzeń, raczej z nią współgrają. Ciekawymi ich elementami są na przykład autonomiczne miasteczka garaży, będące dla mężczyzn w pewnym wieku odpowiednikiem piaskownicy. Tam toczy się życie towarzyskie i robi się interesy.
Nano osiedla dla mikro ludzi?
A teraz? Mijam często rozmaite mikro, czy może nawet nano-osiedla. Czego tam nie ma? No właśnie, tego wszystkiego, o czym napisałem. Są za to z reguły znaki współczesności – sklep typu Żabka oraz urządzenie do odbioru paczek.
Nano osiedla mają z reguły podziemne parkingi, ściśle obrysowane i przegrodzone miejsca parkingowe na powierzchni oraz tereny wspólne. Oczywiście w skali nano.
Spoglądam ze smutkiem na taki nano-plac zabaw. Zjeżdżalnia, huśtawka i mikro karuzela. To wszystko na powierzchni mniejszej niż dwa typowe garaże. Oczywiście ogrodzone.
Myślę sobie, że miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Na nieogrodzonym placu zabaw, na dachach garaży, na dzikich placach i boiskach.
Katowickim dzieciakom z mikro osiedli naprawdę nie zazdroszczę. Bardziej współczuję. Idzie wiosna, wyjdźcie wreszcie na plac. A najlepiej idźcie „bele kaj”. Miłej zabawy na świeżym powietrzu!
Może Cię zainteresować:
Jarosław Gwizdak: Mordobicie w Spodku? Chcę mieszkać w Katowicach, a nie w Patowicach
Może Cię zainteresować: