W grupie tej, poza Macedonią grała Gruzja, Bułgaria i Gibraltar. Ten ostatni był w rywalizacji ostatni, Bułgarzy zatrzymali się na trzecim miejscu w grupie, a jej liderem była Gruzja. Mecz w piątek, 23 września 2022 r. miał rozstrzygnąć o awansie – Gruzini nie mogli przegrać u siebie z bałkańską drużyną. Ta rywalizacja miała oczywiście kilka podtekstów.
Po pierwsze, Gruzini chcieli rewanżu za porażkę w Tbilisi z listopada 2020 r., kiedy to Macedończycy wygrali 1:0 i uzyskali historyczny awans do turnieju finałowego Euro 2020 (tego rozgrywanego w 2021 r.).
Kibice w Tbilisi źle wspominają tamten mecz. Nie tylko dlatego, że ich drużyna przegrała. Mecz odbywał się przy pustych trybunach, w Gruzji rozpędzała się pandemia Covid-19, a gwiazda reprezentacji – Kvicha Kvaratskchelia (o nim już też pisałem) akurat nie mógł wystąpić.
Wspomniany Kvaradona rywalizuje o miejsce w składzie SSC Napoli z Eljifem Elmasem – liderem macedońskiej drugiej linii. W dodatku tenże Elmas „zabrał” Kvichy jego ulubiony numer na niebieskiej koszulce, bo gra z siódemką.
Gruzin zamówił zatem koszulkę z dwiema siódemkami w Neapolu, a mecz w Tbilisi miał być właśnie pojedynkiem dwóch siódemek – gruzińskiej i bałkańskiej. Uprzedzę fakty: zdecydowanie wygrała ta pierwsza.
Może Cię zainteresować:
Jarosław Gwizdak: Jak przypomniałem sobie Giję Gurulego, Zazę Rewishvilego czy Mamię Dżikiję
Gruziński kocioł czarownic
Nie było, póki co, śląskiego akcentu. Już nadrabiam. Stadion imienia Borysa Paichadze został wybudowany w 1976 r. i mnie bardzo mocno przypomina Stadion Śląski. Jest przystosowany do zawodów lekkoatletycznych (ma bieżnię), podobnie do chorzowskiego owalny, w dodatku niezły z niego kocioł.
Bilety na mecz były wyprzedane. Trybuny zapełniły się jakieś pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Hymn Gruzji odśpiewano z taką energią, że temperatura chłodnego wieczoru podniosła się o kilka stopni. Zaczął się mecz i zaczął się doping. Naprawdę, jeden z lepszych jakie słyszałem. Każde dobre zagranie wzbudzało euforię publiczności. Nie tylko akcje bramkowe, ale skuteczne interwencje w obronie kwitował aplauz publiczności.
W 18 minucie meczu (być może na pamiątkę inwazji w 2008 r.) nad stadionem podniósł się głośny okrzyk o Putinie, nawiązujący do cytatu z obrońców Wyspy Węży. Krzyczałem i ja.
Gruzińska siódemka radziła sobie znacznie lepiej niż macedońska. Kvaradona kiwał obrońców, podawał i strzelał. Po jego akcji pod koniec pierwszej połowy zdezorientowany obrońca gości wpakował piłkę do własnej bramki. Stadion odleciał. Ogłuchłem. Naprawdę. To była eksplozja radości.
W drugiej połowie gospodarze nadal naciskali. Po jednym z kontrataków Kvicha wpakował piłkę do pustej bramki i było już po meczu. W Gruzji powiedzenie selekcjonera Michniewicza, że „2:0 to niebezpieczny wynik” się nie przyjęło. Gospodarze do końca kontrolowali mecz.
Kilka łyżek dziegciu, zanim uznam gruzińską publiczność za najlepszą na świecie. Kibice palą papierosy na stadionie, dość często i gęsto się przemieszczają podczas meczu, obsiadają schody i wyjścia. W dodatku kilku cymbałów oślepiało laserami piłkarzy gości, aż sędzia zagroził przerwaniem meczu.
Znowu napisałem o fusbalu. O meczu Gruzji i Macedonii Północnej. Podkreślam słowo północna. Czy dlatego, że od momentu ogłoszenia mobilizacji w Rosji, północna granica Gruzji jest oblegana przez rosyjskich mężczyzn, uciekających poborowych?
Co nas tu dalej czeka? Sam jeszcze nie wiem. A czytelnicy dowiedzą się za tydzień.
Może Cię zainteresować:
Jarosław Gwizdak: Byłem na calcio storico. Tradycja, agresja, rywalizacja. W tej kolejności
Może Cię zainteresować: