Tauron Nowa Muzyka jest prawdopodobnie jedynym letnim festiwalem muzycznym odbywającym się w centrum miasta. I to mojego miasta. Z tym letnim to akurat pewne nadużycie, tegoroczna edycja odbyła się przecież późną wiosną – od 8 do 11 czerwca.
O ile pamiętam, wcześniejsze edycje letniego festiwalu były latem.
Dobra, dość czepiania się (póki co). Na festiwalu było po prostu tak, jak powinno być. Zapraszam na subiektywne podsumowanie.
Nowa muzyka
Nową Muzykę tradycyjnie inauguruje czwartkowy koncert w NOSPRze. W tym roku na nim nie byłem, bo korzystając z katowickiej karty mieszkańca (owszem, użyłem jej i zadziałała), kupiłem bilet dwudniowy z 20% bonifikatą. Oszczędziłem kilkadziesiąt złotych.
Daję plusa organizatorom, że w taki sposób zadbali o mieszkańców Katowic. Tylko czekać, aż wzorem Ostrawy i mojego ukochanego festiwalu Colours wprowadzą na przykład bilety na ostatni dzień dla seniorów za 10 złotych.
Mam wrażenie, że zrozumienia wobec mieszkańców organizatorzy pokazali trochę więcej – sugerowali również, aby na festiwal przybywać pieszo lub komunikacją miejską. Zmotoryzowani mieszkańcy Koszutki i Bogucic lubią to.
Festiwal gra zarówno w budynkach – MCKu, gdzie umieszczono dwie sceny oraz NOSPR, gdzie udostępniono główną salę – jak i w plenerze. Ze względu na prace budowlane wokół strefy kultury, tegoroczny teren festiwalu przypominał labirynt. Ale i to, po zmroku, miało swój urok.
Plenerowe sceny ulokowano w amfiteatrze przy NOSPR oraz w namiocie przy Muzeum Śląskim. Na parkingu opodal „harfy Uszoka” ulokowali się też DJe, oraz cicha (ale bardzo głośna) faworytka publiczności – orkiestra górnicza o niezwykle chwytliwej komercyjnie nazwie „Orkiestra Dęta Tauron Wydobycie S.A. Zakładu Górniczego Sobieski” pod batutą Piotra Krawczyka.
Ależ oni grali! Zupełnie jak w hicie formacji Pogodno, „robili nam pa pa ra ra”, rwali do tańca i publiczność nie pozwalała im przestać. Poza tym, grali znane hity. Można było je zanucić.
Nie moja muzyka
Jak wspominałem, „nowa muzyka” jest mi muzycznie najdalsza. Słucham muzyki starej. Okazało się jednak, że i dla mnie znajdzie się coś w line-upie festiwalu. W MCK zagrało przecież Tangerine Dream, kapela niewiele młodsza od Rolling Stonesów, legenda muzyki elektronicznej. To był dobry koncert.
Poruszyła mnie także Sudan Archives, ukołysał Skalpel, wzruszył Bartek Wąsik i zachwyciło EABS wsparte pakistańskimi muzykami. Ich koncert w NOSPR lider kapeli, pianista Marek Pędziwiatr, podsumował niskim ukłonem w stronę publiczności, mówiąc: „Jesteście piękni”. Bo tam faktycznie wydarzyła się magia.
Dodam tylko łyżeczkę dziegciu – dlaczego, skoro udostępniono festiwalowej publiczności dużą salę NOSPR, nie można było w budynku skorzystać z toalet? Festiwalowy człowiek to nie wandal. W MCKu przecież było normalnie.
Kogo chcę posłuchać po festiwalu? Właśnie odtwarzam moją rówieśniczkę - „Phaedrę” Tangerine Dream, poznaję dyskografię Sudan Archives i nucę sobie jeden z niecenzuralnych refrenów człowieka o ksywie Yann. To były bardzo fajne dwa dni.
Może Cię zainteresować: