Nie pójdę już na piwo do KATO, nie usiądę wiosną w ogródku „Drzwi Zwanych Koniem”, moja kawa w samym centrum nie będzie „bez cukru”. Szkoda mi tych miejsc, ale każde znika z innych przyczyn. Część z nich wróci i się odrodzi, część ustąpi miejsca innym, nowym.
A ja znowu będę się zastanawiał, dokąd zaprowadzić moich znajomych spoza Śląska, którzy koniecznie chcą zjeść „coś lokalnego”. Oczywiście, na roladę i kluski czy na kulebele wiem, dokąd ich zabrać.
Zacząłem się zastanawiać nad czymś, co mogłoby być śląskim street-foodem. Takim wziętym do ręki w papierku czy niewielkim opakowaniu. Czymś na kilka lub więcej kęsów, możliwym do kupienia codziennie lub z jakiejś ważnej okazji.
Jeżdżąc po Polsce próbowałem krakowskich precli, szczecińskich pasztecików czy frytek z częstochowskiej ulicy pełnej budek. W Poznaniu zajadałem się świętomarcińskim rogalem, a w Lublinie i okolicach delektowałem się cebularzem.
Wiadomo, że we Florencji kultowe są bułki z flaczkami (lampredotto), w Berlinie najważniejsze są kebap i curry-wurst, a bułka z matjasem smakuje wyśmienicie nad amsterdamskim kanałem. Testowałem te smaki, niektóre dość wnikliwie i wielokrotnie. Zawsze się sprawdzały.
Licencja prosto z Gruzji
Myślałem, sporo myślałem o tym, cóż można by na Śląsku sprzedawać jako nasz lokalny placek, klapsznitkę czy firmowy ciepły przysmak. Dzięki gruzińskim inspiracjom wymyśliłem krupniokpuri. A dla wegetarian: chaczapuri z hauskejzą. Skąd ten pomysł?
Gruzja ma swoje rozmaite -puri, a nawet chaczapuri. Puri to chleb, a jego odmian „z czymś” jest całe mnóstwo. Ta bazowa to klasyczne chaczapuri, czyli upieczony placek drożdżowy z serem. W zależności od regionu pochodzenia i kształtu placka chaczapuri może być z Adżarii, Imeretii czy Megrelii. Jedno ma tylko nadzienie serowe, inne – w kształcie łódeczki – oprócz sera ma wbite jajko. Bogata odmiana z Megrelii to dwa piętra pysznego sera.
A oprócz farszy serowych są jeszcze ciasta nadziewane mięsem albo pastą z niemal rozgotowanej fasoli. Placki można kupić i w ulicznych budkach, i w eleganckich restauracjach, są wszędzie. To duma gruzińskiej kuchni.
No właśnie, dlaczego u nas nie ma „krupniokpuri”? Moim zdaniem krupniok ze swoim charakterystycznym smakiem, najlepiej taki bogaty, z wkrojonymi podrobami, byłby idealnym nadzieniem dla śląskiego placka. Podany na ciepło nasyciłby każdego. Poza tym kolor farszu z krupnioka pozwalałby opowiadać o historii i dziedzictwie regionu. Czarne złoto.
Jeśli zaś chcielibyśmy ugościć wegetarian, to proponuję śląskie chaczapuri – placek z hauskejzą. Domowy ser nadaje się idealnie do podawania na ciepło, lejący się i delikatnie przyprawiony kminkiem.
Oczyma duszy widzę nawet wersję łączącą adżarski przysmak (czyli łódeczkę z serem i jajkiem) ze śląską tradycją – placek, gorąca hauskejza i wbite tam całe jajko. Zastanawiam się nad kształtem, bo łódka jednak się ze Śląskiem za bardzo nie kojarzy.
Jeżeli ktokolwiek z czytelników chciałby poeksperymentować z takim śląskim street-foodem, jestem gotowy pomóc, a przede wszystkim – degustować owoce moich kulinarnych przemyśleń. A może rolada z kluskami i modrą kapustą wcale nie potrzebuje konkurencji?