Gdy wydawało mi się, że psychicznie z wojną jako tako się uporałem, a maseczki na florenckich ulicach przestały być obowiązkowe, przyszedł kolejny żywioł. We Florencji 3 maja 2022 r. kilkakrotnie trzęsła się ziemia.
Nie jest dla mnie nowością, że ziemia się czasem telepie. Tąpnięcia w naszym, Ślązagowym regionie zdarzają się przecież regularnie. Wyobraźmy sobie teraz takie nieco mocniejsze tąpnięcie (sejsmografy zmierzyły ponad 4 stopnie w skali Richtera), które trwa dobre pół minuty.
Kołysała się kanapa, fotele, stół. Zakołysały się florenckie budynki, pamiętające zapewne wiele takich wstrząsów. Ciekawie zareagowali moi „koledzy z klasy”, na naszym wspólnym komunikatorze.
Hiszpanka doszła do wniosku, że chyba za szybko przejechał pociąg metra (po chwili zorientowała się, że metra we Florencji oczywiście nie ma). Kalifornijka profilaktycznie okrzyczała swoje dzieciaki w wieku przedszkolnym, że znowu rozrabiając przewróciły meble. Fin na wszelki wypadek przeprowadził internetowe śledztwo, dość szybko ustalając, że terremoto oznacza właśnie trzęsienie ziemi.
Wstrząsy powtórzyły się
jeszcze dwukrotnie wieczorem. Następnego dnia wstrzymano chwilowo
ruch podmiejskich pociągów. Zniszczeń i szkód na szczęście nie
stwierdzono. Ulice Florencji znów wypełniły się ludźmi.
Wracamy na ziemię
Bardzo lubię (jak już zresztą pisałem) chodzić florenckimi ulicami. Gubić się w niekończących się zaułkach. Wyobrażam sobie, że po tych kamieniach, bruku i może nawet po borgsztajnach spacerowali dawniej Dante Alighieri czy Niccolò Machiavelli. Do pracowni rzeźbiarzy wożono tędy marmur z Carrary. Bogacze zaglądali do warsztatów rzemieślników, sprawdzając postęp ich prac.
To właśnie jest ten europejski wymiar „miejskiego gruntu”, o którym pisze w swojej najnowszej książce Rafał Matyja. Pisze o tym, że Polska od 250 lat właśnie przez rozwój miast zmaga się z nowoczesnością, że miasta to absolutny napęd rozwoju cywilizacji.
We Florencji książka Matyi rozbrzmiewa we mnie jeszcze mocniej. Niedaleko mojej szkoły jest na przykład sklep papierniczy. Sklep i wytwórnia założone w 1774 r. działają nieprzerwanie od tego czasu. Sklep, w którym artykuły piśmienne mieli kupować Napoleon czy Maria Callas. Sklep starszy od najstarszej europejskiej konstytucji, uchwalonej jak wiadomo 3 maja 1791 r.
A w Katowicach...
Zaglądam wciąż przez wystawy lub małe okienka do rzemieślniczych warsztatów. Od marca konserwator zabytków zajmował się renowacją zabytkowego posągu jednorożca. Towarzyszyłem mu w tej pracy, podglądając niemal codziennie postępy.
I właśnie wtedy najbardziej żałuję, że z katowickich ulic niemal zniknęły podobne miejsca. Na Koszutce funkcjonują dwa zakłady szewskie, kilka zakładów krawieckich, ale nie znalazłem kaletnika. Zachłysnęliśmy się jednorazową produkcją, nie naprawiamy rzeczy, nie wymieniamy ich części.
Niedawno na targu staroci wziąłem do ręki stuletnie wieczne pióro. Nie mam nawet śmiałości dotykać wystawianych ponad stuletnich książek, pod którymi uginają się stragany. Zaczynam wierzyć w to, że człowiek bywa tylko epizodem w życiu przedmiotu.
Myślę, że żeby miasto mogło być miastem, nie wystarczy sam chodnik z betonowych płyt, czy pięknie ułożona kostka brukowa. Potrzeba prawdziwego miejskiego gruntu, mieszczan i rzemieślników. Sam pilnie potrzebuję szewca, schodziłem we Florencji kolejną parę butów.